- Kategorie:
- 100-150 km.20
- 150-200 km.5
- 70-100 km.55
- MK.13
- Pieszym szlakiem.45
- Ślad GPS.100
- VP.10
- WPKiW.184
Wpisy archiwalne w kategorii
150-200 km
Dystans całkowity: | 833.70 km (w terenie 121.00 km; 14.51%) |
Czas w ruchu: | 41:42 |
Średnia prędkość: | 19.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.10 km/h |
Suma podjazdów: | 6369 m |
Maks. tętno maksymalne: | 185 (94 %) |
Maks. tętno średnie: | 148 (75 %) |
Suma kalorii: | 27249 kcal |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 166.74 km i 8h 20m |
Więcej statystyk |
Jesienna Jura (Okiennik Wielki, Góra Zborów). Od świtu do zmierzchu, jak z zaciągniętym hamulcem ręcznym
Wtorek, 12 października 2010 | dodano: 12.10.2010Kategoria 150-200 km, Ślad GPS
Dziś dalsza wycieczka, na Jurę, to już po raz 4ty w tym sezonie. Chcę szukać pięknej jesieni, tymczasem czeka na mnie temperatura 0 stopni i wszechobecna mgła.
Wyruszam po 6:30 rano. Jadę w kominiarce. Mam nadzieję że okulary nie będą parować, oczywiście parują, więc szybko z nich rezygnuję.
Po ponad 30 min jazdy, słyszę w radiu, iż na Lotnisku Pyrzowice odwołano kilka startów, z powodu słabej widoczności, wynoszącej do 250 metrów. [Od Lotniska dzieli mnie w linii prostej kilkanaście kilometrów]
By ominąć budowaną AJedynkę, jadę fajnym skrótem do Wojkowic. Tam na jednym z wzniesień, postanawiam odsapnąć, bo tętno coś za duże.
Znaną sobie drogą docieram do Dąbrowy Górniczej. 27em km już za mną, mgła ciągle nie odpuszcza.
W samą porę, bo od drogi 796 widoczność się poprawia. Trochę przez las i bocznymi dróżkami, docieram przez Łazy do Zawiercia.
Kieruję się teraz zgodnie z niebieskim rowerowym Zawiercie-Skarżyce. Są oznaczenia, ale bez GPSa nie wiedziałbym jak jechać. Przez chwilę jazda odbywa się przez, jeszcze zaszronione, pola. Obawiałem się, że może być z tym kłopot, ale z mokrymi oponami przejechało się super. I dzięki temu mijam stary wiatrak, przy ul. Krajobrazowej.
Dalej odbijam na Włodowice, są tutaj ruiny Pałacu.
Na kolejnym wzniesieniu, oprócz widoków mijam konie.
A na ul. Turystycznej "Czubatą" skałkę.
Dalej widać już Okiennik Wielki, owianą legendami skałę, z charakterystycznym oknem.
Muszę ją zdobyć. Najpierw penetruję dół skały...
I już na górze...
Rozkoszuję się widokami.
Zostaję tu dłuższą chwilę. Panorama.
Na Morsko.
Jest tam nawet, zadaszony parking dla rowerków. I ciekawy zjazd między korzeniami.
Widać już kolejny cel, Górę Zborów.
W tzw międzyczasie mijam.
I Gopr.
Teraz na szczyt, robiącej wrażenie, Góry Zborów. Jest tam Rezerwat, można poruszać się jedynie pieszo. Pobierana jest także chyba symboliczna opłata.
Nie ma lekko, spdki nie ułatwiają wspinaczki, a sakwa mocno utrudnia trzymanie roweru.
Po drodze mijam, jakby mały schron bojowy i w końcu docieram na wzniesienie.
Widoczek
Widoczek 2 [tą drogą wracam]
Schodzę.
I ostatnie spojrzenie.
Wracam, częściowo zgodnie z czarnym szlakiem Zamków. Najpierw przez 3,5km wzdłuż torów PKP, szerokim i pustym asfaltem. Potem trochę gorszym, na Myszków.
Teraz nieopodal rzeki Warty, drogą gruntową, czerwonym rowerowym.
Jadę na Pińczyce i jak się okazuje, pod spore wzniesienie przez Dziewki.
A wszystko po to, by w Brudzowicach, bezpiecznie przekroczyć krajową Jedynkę.
Teraz przez las, byłem już tutaj, czuję się jak w domu.
Na koniec chce zobaczyć, jak wygląda punkt, z którego można robić fotki lądującym samolotom w Pyrzowicach. Mam pecha, po minucie jak odjeżdżam ląduje samolot, którego widzę jedynie przez drzewa.
Ostatnie km przez znane mi dobrze lasy, ... i lasy.
Dodam, że temp powrotu [ już po zmierzchu] to 4 stopnie. Większość wycieczki przejechałem, jak z zaciągniętym ręcznym w samochodzie. Padł mi suport. Jego opór jest tak duży, że jak pchnę korbą bez łańcucha, to wykona ona zaledwie niecały obrót i się zatrzyma.
Ł3:359 km. [3124,5]
Temperatura:2.0 HR max:185 ( 94%) HR avg:147 ( 75%) Kalorie: 6420 (kcal)
Wyruszam po 6:30 rano. Jadę w kominiarce. Mam nadzieję że okulary nie będą parować, oczywiście parują, więc szybko z nich rezygnuję.
Po ponad 30 min jazdy, słyszę w radiu, iż na Lotnisku Pyrzowice odwołano kilka startów, z powodu słabej widoczności, wynoszącej do 250 metrów. [Od Lotniska dzieli mnie w linii prostej kilkanaście kilometrów]
By ominąć budowaną AJedynkę, jadę fajnym skrótem do Wojkowic. Tam na jednym z wzniesień, postanawiam odsapnąć, bo tętno coś za duże.
Znaną sobie drogą docieram do Dąbrowy Górniczej. 27em km już za mną, mgła ciągle nie odpuszcza.
W samą porę, bo od drogi 796 widoczność się poprawia. Trochę przez las i bocznymi dróżkami, docieram przez Łazy do Zawiercia.
Kieruję się teraz zgodnie z niebieskim rowerowym Zawiercie-Skarżyce. Są oznaczenia, ale bez GPSa nie wiedziałbym jak jechać. Przez chwilę jazda odbywa się przez, jeszcze zaszronione, pola. Obawiałem się, że może być z tym kłopot, ale z mokrymi oponami przejechało się super. I dzięki temu mijam stary wiatrak, przy ul. Krajobrazowej.
Dalej odbijam na Włodowice, są tutaj ruiny Pałacu.
Na kolejnym wzniesieniu, oprócz widoków mijam konie.
A na ul. Turystycznej "Czubatą" skałkę.
Dalej widać już Okiennik Wielki, owianą legendami skałę, z charakterystycznym oknem.
Muszę ją zdobyć. Najpierw penetruję dół skały...
I już na górze...
Rozkoszuję się widokami.
Zostaję tu dłuższą chwilę. Panorama.
Na Morsko.
Jest tam nawet, zadaszony parking dla rowerków. I ciekawy zjazd między korzeniami.
Widać już kolejny cel, Górę Zborów.
W tzw międzyczasie mijam.
I Gopr.
Teraz na szczyt, robiącej wrażenie, Góry Zborów. Jest tam Rezerwat, można poruszać się jedynie pieszo. Pobierana jest także chyba symboliczna opłata.
Nie ma lekko, spdki nie ułatwiają wspinaczki, a sakwa mocno utrudnia trzymanie roweru.
Po drodze mijam, jakby mały schron bojowy i w końcu docieram na wzniesienie.
Widoczek
Widoczek 2 [tą drogą wracam]
Schodzę.
I ostatnie spojrzenie.
Wracam, częściowo zgodnie z czarnym szlakiem Zamków. Najpierw przez 3,5km wzdłuż torów PKP, szerokim i pustym asfaltem. Potem trochę gorszym, na Myszków.
Teraz nieopodal rzeki Warty, drogą gruntową, czerwonym rowerowym.
Jadę na Pińczyce i jak się okazuje, pod spore wzniesienie przez Dziewki.
A wszystko po to, by w Brudzowicach, bezpiecznie przekroczyć krajową Jedynkę.
Teraz przez las, byłem już tutaj, czuję się jak w domu.
Na koniec chce zobaczyć, jak wygląda punkt, z którego można robić fotki lądującym samolotom w Pyrzowicach. Mam pecha, po minucie jak odjeżdżam ląduje samolot, którego widzę jedynie przez drzewa.
Ostatnie km przez znane mi dobrze lasy, ... i lasy.
Dodam, że temp powrotu [ już po zmierzchu] to 4 stopnie. Większość wycieczki przejechałem, jak z zaciągniętym ręcznym w samochodzie. Padł mi suport. Jego opór jest tak duży, że jak pchnę korbą bez łańcucha, to wykona ona zaledwie niecały obrót i się zatrzyma.
Ł3:359 km. [3124,5]
Dane wycieczki:
162.60 km (44.50 km teren), czas: 09:37 h, avg:16.91 km/h,
prędkość maks: 43.90 km/hTemperatura:2.0 HR max:185 ( 94%) HR avg:147 ( 75%) Kalorie: 6420 (kcal)
Z Bytomia przez Gliwice, Rachowice na Górę Św Anny. Powrót przez Olszową, DK 40 i DK94
Sobota, 2 października 2010 | dodano: 03.10.2010Kategoria Ślad GPS, 150-200 km
Sobota w sam raz na dalszą wycieczkę. A zatem w drogę.
Temperatura start: 10 stopni, powrót 5.8 stopni.
Jadę na Górę Św. Anny. To już moja druga wycieczka na górę w tym roku. O poprzedniej trasie przeczytasz Tutaj.
Tym razem, znaczną część drogi chcę przejechać inaczej. Jadę na ul. Szyb Zachodni, gdyż od tej strony, do Zabrza, jeszcze nie wjeżdżałem. Za Miechowicami, w locie mijam się z Jackiem, zdążyliśmy się tylko pozdrowić.
Jestem zdziwiony, jak szybko jestem pod M1 Zabrze. Dalej, obok Kąpieliska Leśnego, przyglądam się tablicy ścieżek do biegania.
Poniżej Szyb Maciej.
Jadę ulicą Na Łuku. Jest tam budowana autostrada, ciekawe czy przejadę?
Jestem na placu budowy. Z nad poniższego (zamkniętego) wiaduktu, przyglądam się pracom budowlanym.
Z objazdem nie ma problemu. Widok na A1 z ul. Chorzowskiej.
Teraz ulicą Omankowskiej nad Radiostację w Gliwicach. Nareszcie tu dotarłem. 110,7 metrowa wieża, widoczna jest z daleka.
Zastanawiam się czy jechać przez Las Łabędzki, ale wybieram ul. Pionierów. Jest tam ścieżka rowerowa, na dłuższą metę trochę przeszkadza zakaz jazdy po jezdni.
Mijam Kanał Gliwicki.
Ul. Wyczółkowskiego z zakazem ruchu rowerów, to także dylemat chodnikiem czy jezdnią i średnia przyjemność.
Docieram pod A4kę. Zwiedzam MOP Kozłów.
Przed m. Łany Wielkie odbijam w las, jest tu jakiś zielony szlak rowerowy.
Sporo kałuż i na jego końcu, mam kapcia. Walczę z brudną oponą, i dowiaduję się, że zaworki presta są wymienialne. Otóż w nowej dętce jeden takowy mi wystrzelił.
Miejscowość Rachowice, pierwszy ciekawy kościółek.
Przy nim dowiaduję się, że ów zielony szlak, to rowerowa trasa nr 15.
Nareszcie puste, niezłe asfalty.
Rudno. Moją uwagę zwraca kolejny kościół. Jak się okazuje, w około niego jest mały cmentarzyk i rzucające się w oczy tablice, poległych , zamordowanych i zmarłych internowanych.
W Rudzińcu [poniżej] kościół, tym razem z 1657 roku.
Na skrzyżowaniu między m. Rudziniec, a Wydzierowem mijam początek czarnej trasy rowerowej nr 173. Odtąd jadę zgodnie z żółtą trasą rowerową nr 16.
W m. Niezdrowice swój początek ma czerwona trasa rowerowa nr 174.
Jest tu także fajna mapka tras rowerowych.
Mapka w większej rozdzielczości.
Za Starym Ujazdem jadę drogą polną, jest super, choć mijam po drodze, coś jakby stary pegieer. Miałem dojechać polami do Zalesia Śl., jednak gruntowa prosto jest znacznie fajniejsza.
Dojeżdżam do drogi 426. Widać już wzniesienie.
Przed samym podjazdem na górę, zwiedzam źródełko "7 źródeł"
A po podjeździe, Pomnik Czynu Powstańczego.
Prawie zachód, ubieram się cieplej i ostatnie spojrzenie na Sanktuarium.
Miejscowość Dolna, następny wart uwagi kościół.
W miejscowości Olszowa swój początek ma czerwona trasa rowerowa nr 172. Droga przekracza kilkakrotnie A4kę.
By nie jechać przez Zimną Wódkę, jadę w kierunku Jaryszowa, jednak przed nim skręcam w bok, na asfalt zgodnie z trasą nr 16. Strzał w dziesiątkę. Lekkie pagórki i zjazdy, wspaniałe doznania. No i dzięki bocialarce 2.5 można w miarę pewnie jechać w tej zupełnej ciemności, na 63km pozostałych do domu.
Początkowo planowałem odbić na Chechło, by wracać przez Toszek i Ptakowice, ale ostatecznie skoro i tak jest ciemno, to trzymam się głównej DK40 do Pyskowic i DK94 do Wieszowej. Oszczędzam w ten sposób jakieś 13,5 km.
Zabrudzony napęd skutecznie mnie spowalnia. Trochę też wiało. Bardzo zmęczony, o 23ej jestem w domu.
Ł3:196,5 km. [2962]
Temperatura:8.0 HR max:183 ( 93%) HR avg:148 ( 75%) Kalorie: 6595 (kcal)
Temperatura start: 10 stopni, powrót 5.8 stopni.
Jadę na Górę Św. Anny. To już moja druga wycieczka na górę w tym roku. O poprzedniej trasie przeczytasz Tutaj.
Tym razem, znaczną część drogi chcę przejechać inaczej. Jadę na ul. Szyb Zachodni, gdyż od tej strony, do Zabrza, jeszcze nie wjeżdżałem. Za Miechowicami, w locie mijam się z Jackiem, zdążyliśmy się tylko pozdrowić.
Jestem zdziwiony, jak szybko jestem pod M1 Zabrze. Dalej, obok Kąpieliska Leśnego, przyglądam się tablicy ścieżek do biegania.
Poniżej Szyb Maciej.
Jadę ulicą Na Łuku. Jest tam budowana autostrada, ciekawe czy przejadę?
Jestem na placu budowy. Z nad poniższego (zamkniętego) wiaduktu, przyglądam się pracom budowlanym.
Z objazdem nie ma problemu. Widok na A1 z ul. Chorzowskiej.
Teraz ulicą Omankowskiej nad Radiostację w Gliwicach. Nareszcie tu dotarłem. 110,7 metrowa wieża, widoczna jest z daleka.
Zastanawiam się czy jechać przez Las Łabędzki, ale wybieram ul. Pionierów. Jest tam ścieżka rowerowa, na dłuższą metę trochę przeszkadza zakaz jazdy po jezdni.
Mijam Kanał Gliwicki.
Ul. Wyczółkowskiego z zakazem ruchu rowerów, to także dylemat chodnikiem czy jezdnią i średnia przyjemność.
Docieram pod A4kę. Zwiedzam MOP Kozłów.
Przed m. Łany Wielkie odbijam w las, jest tu jakiś zielony szlak rowerowy.
Sporo kałuż i na jego końcu, mam kapcia. Walczę z brudną oponą, i dowiaduję się, że zaworki presta są wymienialne. Otóż w nowej dętce jeden takowy mi wystrzelił.
Miejscowość Rachowice, pierwszy ciekawy kościółek.
Przy nim dowiaduję się, że ów zielony szlak, to rowerowa trasa nr 15.
Nareszcie puste, niezłe asfalty.
Rudno. Moją uwagę zwraca kolejny kościół. Jak się okazuje, w około niego jest mały cmentarzyk i rzucające się w oczy tablice, poległych , zamordowanych i zmarłych internowanych.
W Rudzińcu [poniżej] kościół, tym razem z 1657 roku.
Na skrzyżowaniu między m. Rudziniec, a Wydzierowem mijam początek czarnej trasy rowerowej nr 173. Odtąd jadę zgodnie z żółtą trasą rowerową nr 16.
W m. Niezdrowice swój początek ma czerwona trasa rowerowa nr 174.
Jest tu także fajna mapka tras rowerowych.
Mapka w większej rozdzielczości.
Za Starym Ujazdem jadę drogą polną, jest super, choć mijam po drodze, coś jakby stary pegieer. Miałem dojechać polami do Zalesia Śl., jednak gruntowa prosto jest znacznie fajniejsza.
Dojeżdżam do drogi 426. Widać już wzniesienie.
Przed samym podjazdem na górę, zwiedzam źródełko "7 źródeł"
A po podjeździe, Pomnik Czynu Powstańczego.
Prawie zachód, ubieram się cieplej i ostatnie spojrzenie na Sanktuarium.
Miejscowość Dolna, następny wart uwagi kościół.
W miejscowości Olszowa swój początek ma czerwona trasa rowerowa nr 172. Droga przekracza kilkakrotnie A4kę.
By nie jechać przez Zimną Wódkę, jadę w kierunku Jaryszowa, jednak przed nim skręcam w bok, na asfalt zgodnie z trasą nr 16. Strzał w dziesiątkę. Lekkie pagórki i zjazdy, wspaniałe doznania. No i dzięki bocialarce 2.5 można w miarę pewnie jechać w tej zupełnej ciemności, na 63km pozostałych do domu.
Początkowo planowałem odbić na Chechło, by wracać przez Toszek i Ptakowice, ale ostatecznie skoro i tak jest ciemno, to trzymam się głównej DK40 do Pyskowic i DK94 do Wieszowej. Oszczędzam w ten sposób jakieś 13,5 km.
Zabrudzony napęd skutecznie mnie spowalnia. Trochę też wiało. Bardzo zmęczony, o 23ej jestem w domu.
Ł3:196,5 km. [2962]
Dane wycieczki:
167.00 km (11.50 km teren), czas: 08:30 h, avg:19.65 km/h,
prędkość maks: 52.50 km/hTemperatura:8.0 HR max:183 ( 93%) HR avg:148 ( 75%) Kalorie: 6595 (kcal)
Jura po raz 3ci: Chechło, Golczowice, Krzywopłoty, Smoleń, Podzamcze
Niedziela, 4 lipca 2010 | dodano: 05.07.2010Kategoria 150-200 km, Ślad GPS
Po wcześniejszym obiedzie, wychodzę na rower. W moim rowerowym menu, na dziś, rozważam atak na 199 km. Temperatura 24 stopnie.
Jeszcze w Bytomiu na 2,5 kilometrze zrywam łańcuch. Oczywiście mam zapasową spinkę, jednak świadczy to jedynie o złym stanie napędu. Łańcuch kreci głośno, zębatki także zjechane. Używam go od zimy, nieco ponad pół roku.
No trudno, jadę dalej. Poznałem już okolice Olsztyna oraz okolice Mirowa. Dziś czas, na odkrycie kolejnego fragmentu Jury.
Jadę nad jezioro Pogorię IV. Dla odmiany przez Będzin i ul. Dębową na Preczów.
Na 35 km kupuję loda. Patyczek nie był szczęśliwy, gdyż nie pisało Wygrałeś.
Na 40 km, za plecami, superowo widać Elektrownię i Górę Doroty, dwa charakterystyczne punkty, obok których dziś jechałem.
Od 50 km, zaczyna się piękna okolica. Jestem już w Oklahomie, znanej mi z wycieczki, po czarnym szlaku rowerowym. Dobra szosa, po bokach lasy.
Na 60tym km jestem w Chechle, naprawdę blisko Pustyni Błędowskiej. Niestety z drogi nie widać, ani grama piasku.
Droga prowadzi wzdłuż pustyni, ale nie było mi dane jej dziś zobaczyć.
10 km dalej, docieram do m. Golczowice. Robię sobie dłuższą przerwę i przeglądam Bikestats w komórce.
Po odpoczynku rozpoczynam wycieczkę właściwą, gdyż wjeżdżam tutaj, na czerwony Jurajski Rowerowy Szlak Orlich Gniazd, łączący Częstochowę z Krakowem.
Na plus, zaskakuje mnie stan asfaltów. Od 73 km, pierwszy fragment leśny.
Na 75 km, docieram pod zamek w Bydlinie.
Jurajski rowerowy, bardzo mi się podoba. Nie ma żadnego piasku, z którym męczyłem się, na ostatniej wycieczce na Jurze, w okolicach Czatachowej.
Poniżej tablica, ku czci i chwały poległym bohaterom Oddziały Hardego AK, od społeczności gminy Klucze.
Jurajski rowerowy, dobre asfalty, przez las i bez aut.
Pnę się pod górę po bardziej odludnym i zarośniętym lesie. Jest także pierwszy problem, przewalone drzewa. Na szczęście chwilę później jest już wszystko OK.
Teraz szybki zjazd po kamykach, słodkie szaleństwo. Skutkuje ono przebitą dętką na 83 km.
Zaraz dalej kilka skałek i ławeczki dla rowerzystów, zwiedzających szlak Jurajski.
Poniżej miejscowość Smoleń i widok na ledwo widoczny zamek na wzniesieniu.
Jadę dalej, ciągle dobre asfalty i kilka większych podjazdów.
Częste zmiany nawierzchni i krajobrazu, uatrakcyjniają jazdę.
W tle widać już ruiny Zamku w Ogrodzieńcu.
Docieram w końcu do Podzamcza [98 km trasy] i przyglądam się z bliska.
Paradoksalnie słucham radia, i leci audycja o Jurze, gdzie dowiaduje się o różnych legendach i ciekawych miejscach.
W planach był jeszcze Okiennik Wielki oraz m. Morsko, jednak na 101 km postanawiam wracać, by nie być w domu znowu nocą.
Powrót przyjemny, znaną drogą od Zawiercia. A poniżej zachód, prawie pod domem.
Ł2:167 km. [1564]
Temperatura: HR max:176 ( 90%) HR avg:148 ( 75%) Kalorie: 6836 (kcal)
Jeszcze w Bytomiu na 2,5 kilometrze zrywam łańcuch. Oczywiście mam zapasową spinkę, jednak świadczy to jedynie o złym stanie napędu. Łańcuch kreci głośno, zębatki także zjechane. Używam go od zimy, nieco ponad pół roku.
No trudno, jadę dalej. Poznałem już okolice Olsztyna oraz okolice Mirowa. Dziś czas, na odkrycie kolejnego fragmentu Jury.
Jadę nad jezioro Pogorię IV. Dla odmiany przez Będzin i ul. Dębową na Preczów.
Na 35 km kupuję loda. Patyczek nie był szczęśliwy, gdyż nie pisało Wygrałeś.
Na 40 km, za plecami, superowo widać Elektrownię i Górę Doroty, dwa charakterystyczne punkty, obok których dziś jechałem.
Od 50 km, zaczyna się piękna okolica. Jestem już w Oklahomie, znanej mi z wycieczki, po czarnym szlaku rowerowym. Dobra szosa, po bokach lasy.
Na 60tym km jestem w Chechle, naprawdę blisko Pustyni Błędowskiej. Niestety z drogi nie widać, ani grama piasku.
Droga prowadzi wzdłuż pustyni, ale nie było mi dane jej dziś zobaczyć.
10 km dalej, docieram do m. Golczowice. Robię sobie dłuższą przerwę i przeglądam Bikestats w komórce.
Po odpoczynku rozpoczynam wycieczkę właściwą, gdyż wjeżdżam tutaj, na czerwony Jurajski Rowerowy Szlak Orlich Gniazd, łączący Częstochowę z Krakowem.
Na plus, zaskakuje mnie stan asfaltów. Od 73 km, pierwszy fragment leśny.
Na 75 km, docieram pod zamek w Bydlinie.
Jurajski rowerowy, bardzo mi się podoba. Nie ma żadnego piasku, z którym męczyłem się, na ostatniej wycieczce na Jurze, w okolicach Czatachowej.
Poniżej tablica, ku czci i chwały poległym bohaterom Oddziały Hardego AK, od społeczności gminy Klucze.
Jurajski rowerowy, dobre asfalty, przez las i bez aut.
Pnę się pod górę po bardziej odludnym i zarośniętym lesie. Jest także pierwszy problem, przewalone drzewa. Na szczęście chwilę później jest już wszystko OK.
Teraz szybki zjazd po kamykach, słodkie szaleństwo. Skutkuje ono przebitą dętką na 83 km.
Zaraz dalej kilka skałek i ławeczki dla rowerzystów, zwiedzających szlak Jurajski.
Poniżej miejscowość Smoleń i widok na ledwo widoczny zamek na wzniesieniu.
Jadę dalej, ciągle dobre asfalty i kilka większych podjazdów.
Częste zmiany nawierzchni i krajobrazu, uatrakcyjniają jazdę.
W tle widać już ruiny Zamku w Ogrodzieńcu.
Docieram w końcu do Podzamcza [98 km trasy] i przyglądam się z bliska.
Paradoksalnie słucham radia, i leci audycja o Jurze, gdzie dowiaduje się o różnych legendach i ciekawych miejscach.
W planach był jeszcze Okiennik Wielki oraz m. Morsko, jednak na 101 km postanawiam wracać, by nie być w domu znowu nocą.
Powrót przyjemny, znaną drogą od Zawiercia. A poniżej zachód, prawie pod domem.
Ł2:167 km. [1564]
Dane wycieczki:
162.00 km (15.50 km teren), czas: 07:23 h, avg:21.94 km/h,
prędkość maks: 54.10 km/hTemperatura: HR max:176 ( 90%) HR avg:148 ( 75%) Kalorie: 6836 (kcal)
Jurajskie zamki i nie tylko. Przez Siewierz Myszków Żarki Czatachowa Mirów Zdów Zawiercie.
Sobota, 26 czerwca 2010 | dodano: 27.06.2010Kategoria 150-200 km, Ślad GPS
W połowie tygodnia odebrałem przednie koło. Na starej obręczy strach było już jeździć, a solidna ścianka boczna nowej obręczy, zachęciła mnie do poważniejszej wycieczki.
Początkowo planowałem wycieczkę w niedzielę, ale pogoda w sobotę także piękna. Wyjechałem więc późno, dopiero ok. 13tej.
Udałem się w moją drugą wycieczkę na Jurę. By nie obciążać pleców plecakiem, ograniczam się do sakwy pod ramę roweru. Mieści ona kilka narzędzi, bluzę, kamizelkę i nogawki, a z picia, biorę jedyne 0,7L wody.
Trasa w kierunku Góry Św. Doroty i nad Pogorię. Na 20 km postanowiłem przejechać ul.Pokoju na Sarnów, gdyż nigdy nie była mi ona po drodze.
Widok na Elektrownię Łagisza, z nowej dla mnie strony.
Nad Pogorią IV było przepięknie, błękitna woda, ale niestety jak się okazało, także silny wiatr, gdyz zmieniłem kierunek jazdy. Jak się potem okazało, musiałem zrobić, aż 38 km pod mocny wiatr.
Jadę na Myszków, by nie jechać jak ostatnio, wybieram główną drogę 793.
Już na 46 km, zatrzymuję się w sklepie, kupuję 1,5L wody, z czego połowę wypijam na miejscu.
Przed Myszkowem pruję ponad 30 km/h pod górę, po tym jak słyszę na plecach hamującą ciężarówkę.
A sam Myszków wita mnie sporym zjazdem, gdzie mam ponad 50 km/h.
Około 60 kilometra, pobocze drogi połatane jakimś żwirkiem, który strzela z pod kół i nie pomaga w jeździe.
Docieram w końcu do miejscowości Żwirki, w końcu mały ruch samochodowy.
Zaczynam wycieczkę właściwą, czyli 35cio km przygodę po Jurze.
7 km dalej (67 km trasy) m. Zawada dostrzegam zmianę krajobrazu i lasy.
Moim 1szym celem są pozostałości średniowiecznej strażnicy obronnej w Suliszowicach (71 km). [do dziś zachował się niewielki fragment muru]
Jadę dalej i zatrzymuję się na 78 km przy Bramie Twardowskiego.
Jedyne 2 km dalej znajdują się Źródła Zygmunta i Ewy. [początek rzeki Wiercicy]
Napiłem się wody, rewelacyjna w smaku.
Na 82 km pozostałości kolejnego zamku. Poniżej Jaskinia Ostrężnicka, u stóp ruin zamku Ostrężnik.
Jadę do kolejnej atrakcji [od teraz zgonie z czerwonym rowerowym, niebieskim pieszym], niestety ścieżki są piaszczyste. Czasami muszę prowadzić rower, jazda powyżej 10 km/h to także luksus. Poniżej najgorsze miejsce.
Po 2,5 km trochę lepiej, jednak wszystko wielkim wysiłkiem.
Na 87,5 km, zdobywam lekkie wzniesienie. Warto było, gdyż moim oczom ukazuje się zamek w Przewodziszowicach [w XV wieku należał do Mikołaja Kornicza - słynnego, nieuchwytnego rycerza rozbójnika]
Dalej plan zakładał dojechanie lasem, do miejscowości Moczydło, skąd miałem przekroczyć drogę 789, by zwiedzać kolejne atrakcje.
Na drodze, chwilami powtórka z rozrywki i często pieszo do przodu.
Gonił mnie czas, zachód słońca za jakąś 1h do 1,5 godziny, tymczasem mój ślad na GPSie zaczął podążać w złym kierunku. Jedna ścieżka niknie, na innej drzewa, ostatnia dobra biegnie w złym kierunku. Trochę spanikowałem, bo przede mną jeszcze sporo drogi. {zresztą ilość połamanych drzew [chyba jeszcze po zimie] widocznych na wycieczce, powalała}
Musiałem zawrócić i w ogóle podjąć decyzję czy opłaca się jechać dalej.
Po chwili jestem, obok Sanktuarium, a dalej drogą 789 i znowu podjazd.
Na 102 km jestem w m. Łutowiec.
Gdzie zwiedzam kolejne ruiny.
Na szczęście dalsze grunty, bez żadnego piasku.
Na 105 km największa atrakcja, Mirów.
Zwiedzam zamek bliżej. Poniżej fota z drugiej strony.
Zaledwie 1,5 km dalej zamek w Bobolicach.
Na 109 km Zdów. Dotarłem do zaplanowanego miejsca, z którego zaczynam powrót. Tylko asfaltami, więc komfortowo.
Ubieram swoją nową bluzę Rogelli Rimini, a słońce praktycznie już zaszło.
Tymczasem powrót wcale nie jest taki łatwy. Na początek niesamowity podjazd w kierunku m.Hucisko. Zachód którego nie było już widać, na szczycie wzniesienia [110,5 km trasy] ponownie widoczny, w całej swej okazałości.
Po lewej widzę jeszcze, przy prędkości 50 km/h, robiące niesamowite wrażenie Orle Gniazdo i chyba górę Zborów.
Jadę na Zawiercie. Na 118 km za Włodowicami, mała serpentyna.
Na 125 km kolejna wizyta w sklepie, a na 127 km jestem na drodze 796, skąd znam już drogę do domu. Ubieram ocieplane nogawki i kamizelkę.
Jest późno przydaje się Bocialarka.
Uwielbiam wracać ul. Relaksową w Dąbrowie G.
Po 24 km od Zawiercia jestem nad jeziorem Pogoria. (jest ok godz. 23ej)
Dobre asfalty zrobiły swoje, rower płynie, a ja nie czuję zmęczenia.
Jeszcze tylko na 152 km jakiś kot wleciał mi pod przednie koło. Postawiłem rower na przednim kole, ledwo udało mi się go nie rozjechać.
Na 9 km przed domem opadłem z sił [było mi trochę zimno w ręce, schłodziło się do 13tu stopni]. W domu po północy.
Wyszła moja najdłuższa wycieczka na rowerze oraz niesamowite 1587 m w pionie.
Ł3:179,2 km. [2138,6]
Temperatura: HR max:182 ( 93%) HR avg:147 ( 75%) Kalorie: 7398 (kcal)
Początkowo planowałem wycieczkę w niedzielę, ale pogoda w sobotę także piękna. Wyjechałem więc późno, dopiero ok. 13tej.
Udałem się w moją drugą wycieczkę na Jurę. By nie obciążać pleców plecakiem, ograniczam się do sakwy pod ramę roweru. Mieści ona kilka narzędzi, bluzę, kamizelkę i nogawki, a z picia, biorę jedyne 0,7L wody.
Trasa w kierunku Góry Św. Doroty i nad Pogorię. Na 20 km postanowiłem przejechać ul.Pokoju na Sarnów, gdyż nigdy nie była mi ona po drodze.
Widok na Elektrownię Łagisza, z nowej dla mnie strony.
Nad Pogorią IV było przepięknie, błękitna woda, ale niestety jak się okazało, także silny wiatr, gdyz zmieniłem kierunek jazdy. Jak się potem okazało, musiałem zrobić, aż 38 km pod mocny wiatr.
Jadę na Myszków, by nie jechać jak ostatnio, wybieram główną drogę 793.
Już na 46 km, zatrzymuję się w sklepie, kupuję 1,5L wody, z czego połowę wypijam na miejscu.
Przed Myszkowem pruję ponad 30 km/h pod górę, po tym jak słyszę na plecach hamującą ciężarówkę.
A sam Myszków wita mnie sporym zjazdem, gdzie mam ponad 50 km/h.
Około 60 kilometra, pobocze drogi połatane jakimś żwirkiem, który strzela z pod kół i nie pomaga w jeździe.
Docieram w końcu do miejscowości Żwirki, w końcu mały ruch samochodowy.
Zaczynam wycieczkę właściwą, czyli 35cio km przygodę po Jurze.
7 km dalej (67 km trasy) m. Zawada dostrzegam zmianę krajobrazu i lasy.
Moim 1szym celem są pozostałości średniowiecznej strażnicy obronnej w Suliszowicach (71 km). [do dziś zachował się niewielki fragment muru]
Jadę dalej i zatrzymuję się na 78 km przy Bramie Twardowskiego.
Jedyne 2 km dalej znajdują się Źródła Zygmunta i Ewy. [początek rzeki Wiercicy]
Napiłem się wody, rewelacyjna w smaku.
Na 82 km pozostałości kolejnego zamku. Poniżej Jaskinia Ostrężnicka, u stóp ruin zamku Ostrężnik.
Jadę do kolejnej atrakcji [od teraz zgonie z czerwonym rowerowym, niebieskim pieszym], niestety ścieżki są piaszczyste. Czasami muszę prowadzić rower, jazda powyżej 10 km/h to także luksus. Poniżej najgorsze miejsce.
Po 2,5 km trochę lepiej, jednak wszystko wielkim wysiłkiem.
Na 87,5 km, zdobywam lekkie wzniesienie. Warto było, gdyż moim oczom ukazuje się zamek w Przewodziszowicach [w XV wieku należał do Mikołaja Kornicza - słynnego, nieuchwytnego rycerza rozbójnika]
Dalej plan zakładał dojechanie lasem, do miejscowości Moczydło, skąd miałem przekroczyć drogę 789, by zwiedzać kolejne atrakcje.
Na drodze, chwilami powtórka z rozrywki i często pieszo do przodu.
Gonił mnie czas, zachód słońca za jakąś 1h do 1,5 godziny, tymczasem mój ślad na GPSie zaczął podążać w złym kierunku. Jedna ścieżka niknie, na innej drzewa, ostatnia dobra biegnie w złym kierunku. Trochę spanikowałem, bo przede mną jeszcze sporo drogi. {zresztą ilość połamanych drzew [chyba jeszcze po zimie] widocznych na wycieczce, powalała}
Musiałem zawrócić i w ogóle podjąć decyzję czy opłaca się jechać dalej.
Po chwili jestem, obok Sanktuarium, a dalej drogą 789 i znowu podjazd.
Na 102 km jestem w m. Łutowiec.
Gdzie zwiedzam kolejne ruiny.
Na szczęście dalsze grunty, bez żadnego piasku.
Na 105 km największa atrakcja, Mirów.
Zwiedzam zamek bliżej. Poniżej fota z drugiej strony.
Zaledwie 1,5 km dalej zamek w Bobolicach.
Na 109 km Zdów. Dotarłem do zaplanowanego miejsca, z którego zaczynam powrót. Tylko asfaltami, więc komfortowo.
Ubieram swoją nową bluzę Rogelli Rimini, a słońce praktycznie już zaszło.
Tymczasem powrót wcale nie jest taki łatwy. Na początek niesamowity podjazd w kierunku m.Hucisko. Zachód którego nie było już widać, na szczycie wzniesienia [110,5 km trasy] ponownie widoczny, w całej swej okazałości.
Po lewej widzę jeszcze, przy prędkości 50 km/h, robiące niesamowite wrażenie Orle Gniazdo i chyba górę Zborów.
Jadę na Zawiercie. Na 118 km za Włodowicami, mała serpentyna.
Na 125 km kolejna wizyta w sklepie, a na 127 km jestem na drodze 796, skąd znam już drogę do domu. Ubieram ocieplane nogawki i kamizelkę.
Jest późno przydaje się Bocialarka.
Uwielbiam wracać ul. Relaksową w Dąbrowie G.
Po 24 km od Zawiercia jestem nad jeziorem Pogoria. (jest ok godz. 23ej)
Dobre asfalty zrobiły swoje, rower płynie, a ja nie czuję zmęczenia.
Jeszcze tylko na 152 km jakiś kot wleciał mi pod przednie koło. Postawiłem rower na przednim kole, ledwo udało mi się go nie rozjechać.
Na 9 km przed domem opadłem z sił [było mi trochę zimno w ręce, schłodziło się do 13tu stopni]. W domu po północy.
Wyszła moja najdłuższa wycieczka na rowerze oraz niesamowite 1587 m w pionie.
Ł3:179,2 km. [2138,6]
Dane wycieczki:
180.10 km (23.00 km teren), czas: 08:40 h, avg:20.78 km/h,
prędkość maks: 52.90 km/hTemperatura: HR max:182 ( 93%) HR avg:147 ( 75%) Kalorie: 7398 (kcal)
Na Jurę, Lipówka zdobyta (Woźniki Poraj Olsztyn Myszków Siewierz)
Niedziela, 6 czerwca 2010 | dodano: 07.06.2010Kategoria 150-200 km, Ślad GPS
Opracowywałem z GPSem drogę na 160km, tak wiele na rowerze jeszcze nie jechałem. Trasa biegnie szlakami rowerowymi, częściowo lasami, czy trudnymi i czy przejezdnymi? zobaczymy. Nie biorę plecaka, ograniczam się do sakwy na ramę roweru. Jadę też w bezrękawniku, będzie fajnie.
Jest ciepło, po chwili zauważam, że jak dla mnie nawet za ciepło.
Po 17 km mam dobrą średnią 27km/h, przejechane ze średnim tętnem aż 74% max bpm.
Przez 10km, jadę po znanym sobie, lesie na Woźniki. Po bokach stoi woda, mam wrażenie, że ścieżka coś bardziej dziurawa niż zwykle.
Na 31 km mijam rowerową rodzinkę, z niepełnosprawnym rowerzystą, który jechał na rowerze napędzanym ręcznie. Podziwiam, wyglądało, że musiał się sporo natrudzić po tym lesie.
Na 35 km w Woźnikach, w sklepie z pieczywem, kwiatami i alkoholem kupuję lody. Naprawdę jest ciepło, a może parno.
Dalej drogą 789 na Koziegłowy, za fotoradarem lekkie koleiny. Na 41,5 km przecinam 1kę, gdzie baba niemal nie wymusza lewoskrętu.
Następnie niebieskim rowerowym, ul.Plebańską i chyba dość nowym asfaltem od Pustkowia Gężyńskiego.
Na 48,5 km rowerowy odbija w lewo, ja jadę w prawo, krótszą, główną drogą na Poraj.
Na 53,5 km nad Wartą, przechodzę w GPSie na mapę Topo i jem snikersa.
Dalej szlakiem żółtym i od 56 km piaszczystym duktem leśnym. Mój rower w piasku się zakopuje, gdyby nie boczna ścieżka, po lewej, byłaby masakra.
Od 59 km, przez ponad 6km, jadę pomarańczowym szlakiem Przełomu Warty, droga szutrowa, lekko kamienista, rower zamiast 12 km/h, od razu jedzie szybciej - około 20 km/h.
Dalej jest droga asfaltowa, szlak zielony.
Widać już pierwsze atrakcje. Poniżej widok na górę Białko.
Na 65 km, gdy jestem pod górą, postanawiam zdobyć pierwszą swoją skałkę rowerem. Mianowicie bardziej łatwą Lipówkę (fotka poniżej)
A oto widok z niej, gdzieś w tamtych lasach byłem.
Nakręciłem także filmik, z widokiem na okoliczny zamek w Olsztynie.
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;youtube
Na 67,3 km jestem na Rynku w Olsztynie. Kupuję wodę, i rożka.
Nie zwiedzam zamku, jadę od razu na czerwony jurajski szlak rowerowy, który wiedzie w okolicy.
Znowu piasek, ale da się jechać trochę bokiem. Po chwili taki widok.
Na szczęście, jakiś rowerzysta wychodzi z krzaków, więc jest przejście, po kilkudziesięciu metrach jest już normalnie. Inny rowerzysta jadący w drugim kierunku chciał zawracać, ale widząc mnie także postanowił obejść zwalone drzewka.
Czerwony dalej przez kilometr wiedzie asfaltem, bardzo podoba mi się takie urozmaicanie drogi.
Od 71,5 km znowu las, i info, że już tylko 166 km do Krakowa, jurajskim czerwonym szlakiem.
Asfalty są różnej jakości, od 75,5 km odbijam na szlak zielony rowerowy. Poniżej podjazd pod Biskupice.
Za tą miejscowością, wybieram niebieski rowerowy i obserwuje paralotniarzy.
Asfalt do Zaburza jest mocno połatany i męczący, dalej znowu zielonym rowerowym.
Jem mięsko zabrane z domu. A poniżej widok prawdopodobnie na Sk. Głuchowskiego.
Od Przybynowa na chwilę na grunty, szlakiem czerwonym.
Od 90 km, w końcu porządna droga, szlak zielony.
2 km dalej odbijam w bok.
Jadę wzdłuż torów kolejowych.
Jestem już zmęczony, jadę przez Myszków, na 101,5 km kolejna wizyta w sklepie.
Dalej podjazd pod Pińczyce, a za nimi fatalne 2 km, miał być asfalt, a było gruzowisko.
Wstyd się przyznać, właśnie tam, na 113 km, zostawiła mnie w tyle miejscowa nastolatka.
Wracam do mapy UMPpcPL w GPSie.
Zaliczam także swój pierwszy poważny korek. Omijam, aż 1 km korek do drogi 78.
Na 120 km jestem pod zamkiem w Siewierzu, uf znana okolica. Na błoniach przy zamku, odbywały się prawdopodobnie 48 Dni Ziemi Siewierskiej. Zrobiłem filmik.
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;youtube
Na 127 km ubieram rękawki i nogawki w Trzebiesławicach, a na 130 km jestem już nad Pogorią IV, czyli jak w domu. Ale zaczyna kropić.
Odżyły siły, tempo wzrasta, bo i asfalt prosty, ale jednak te 5,5 km wzdłuż jeziora trochę się dłuży.
Na 141 km ostatnia wizyta w sklepie w Psarach. Niby niedziela, ale nie miałem problemu z zamkniętymi sklepami.
W domu przed godz 23cią.
Ł3:483 km. [1959,4]
Temperatura:21.0 HR max:167 ( 85%) HR avg:135 ( 69%) Kalorie: (kcal)
Jest ciepło, po chwili zauważam, że jak dla mnie nawet za ciepło.
Po 17 km mam dobrą średnią 27km/h, przejechane ze średnim tętnem aż 74% max bpm.
Przez 10km, jadę po znanym sobie, lesie na Woźniki. Po bokach stoi woda, mam wrażenie, że ścieżka coś bardziej dziurawa niż zwykle.
Na 31 km mijam rowerową rodzinkę, z niepełnosprawnym rowerzystą, który jechał na rowerze napędzanym ręcznie. Podziwiam, wyglądało, że musiał się sporo natrudzić po tym lesie.
Na 35 km w Woźnikach, w sklepie z pieczywem, kwiatami i alkoholem kupuję lody. Naprawdę jest ciepło, a może parno.
Dalej drogą 789 na Koziegłowy, za fotoradarem lekkie koleiny. Na 41,5 km przecinam 1kę, gdzie baba niemal nie wymusza lewoskrętu.
Następnie niebieskim rowerowym, ul.Plebańską i chyba dość nowym asfaltem od Pustkowia Gężyńskiego.
Na 48,5 km rowerowy odbija w lewo, ja jadę w prawo, krótszą, główną drogą na Poraj.
Na 53,5 km nad Wartą, przechodzę w GPSie na mapę Topo i jem snikersa.
Dalej szlakiem żółtym i od 56 km piaszczystym duktem leśnym. Mój rower w piasku się zakopuje, gdyby nie boczna ścieżka, po lewej, byłaby masakra.
Od 59 km, przez ponad 6km, jadę pomarańczowym szlakiem Przełomu Warty, droga szutrowa, lekko kamienista, rower zamiast 12 km/h, od razu jedzie szybciej - około 20 km/h.
Dalej jest droga asfaltowa, szlak zielony.
Widać już pierwsze atrakcje. Poniżej widok na górę Białko.
Na 65 km, gdy jestem pod górą, postanawiam zdobyć pierwszą swoją skałkę rowerem. Mianowicie bardziej łatwą Lipówkę (fotka poniżej)
A oto widok z niej, gdzieś w tamtych lasach byłem.
Nakręciłem także filmik, z widokiem na okoliczny zamek w Olsztynie.
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;youtube
Na 67,3 km jestem na Rynku w Olsztynie. Kupuję wodę, i rożka.
Nie zwiedzam zamku, jadę od razu na czerwony jurajski szlak rowerowy, który wiedzie w okolicy.
Znowu piasek, ale da się jechać trochę bokiem. Po chwili taki widok.
Na szczęście, jakiś rowerzysta wychodzi z krzaków, więc jest przejście, po kilkudziesięciu metrach jest już normalnie. Inny rowerzysta jadący w drugim kierunku chciał zawracać, ale widząc mnie także postanowił obejść zwalone drzewka.
Czerwony dalej przez kilometr wiedzie asfaltem, bardzo podoba mi się takie urozmaicanie drogi.
Od 71,5 km znowu las, i info, że już tylko 166 km do Krakowa, jurajskim czerwonym szlakiem.
Asfalty są różnej jakości, od 75,5 km odbijam na szlak zielony rowerowy. Poniżej podjazd pod Biskupice.
Za tą miejscowością, wybieram niebieski rowerowy i obserwuje paralotniarzy.
Asfalt do Zaburza jest mocno połatany i męczący, dalej znowu zielonym rowerowym.
Jem mięsko zabrane z domu. A poniżej widok prawdopodobnie na Sk. Głuchowskiego.
Od Przybynowa na chwilę na grunty, szlakiem czerwonym.
Od 90 km, w końcu porządna droga, szlak zielony.
2 km dalej odbijam w bok.
Jadę wzdłuż torów kolejowych.
Jestem już zmęczony, jadę przez Myszków, na 101,5 km kolejna wizyta w sklepie.
Dalej podjazd pod Pińczyce, a za nimi fatalne 2 km, miał być asfalt, a było gruzowisko.
Wstyd się przyznać, właśnie tam, na 113 km, zostawiła mnie w tyle miejscowa nastolatka.
Wracam do mapy UMPpcPL w GPSie.
Zaliczam także swój pierwszy poważny korek. Omijam, aż 1 km korek do drogi 78.
Na 120 km jestem pod zamkiem w Siewierzu, uf znana okolica. Na błoniach przy zamku, odbywały się prawdopodobnie 48 Dni Ziemi Siewierskiej. Zrobiłem filmik.
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;youtube
Na 127 km ubieram rękawki i nogawki w Trzebiesławicach, a na 130 km jestem już nad Pogorią IV, czyli jak w domu. Ale zaczyna kropić.
Odżyły siły, tempo wzrasta, bo i asfalt prosty, ale jednak te 5,5 km wzdłuż jeziora trochę się dłuży.
Na 141 km ostatnia wizyta w sklepie w Psarach. Niby niedziela, ale nie miałem problemu z zamkniętymi sklepami.
W domu przed godz 23cią.
Ł3:483 km. [1959,4]
Dane wycieczki:
162.00 km (26.50 km teren), czas: 07:32 h, avg:21.50 km/h,
prędkość maks: 49.00 km/hTemperatura:21.0 HR max:167 ( 85%) HR avg:135 ( 69%) Kalorie: (kcal)