I I I Click for Katowice, Polska Forecast I I ŚWIETNY FOTOGRAF I
PicasaI PhotoBS I GPSies http://www.opencaching.pl/viewprofile.php?userid=24949
avatar Witaj na blogu rowerowym fredziomf
Powyżej są linki do moich zdjęć i śladów GPS.
    Blog najnowsze
    Blog profil rowerzysty

Michał - Bytom

2012
baton rowerowy bikestats.pl
2011
button stats bikestats.pl
2010
button stats bikestats.pl
2009
button stats bikestats.pl
2008
button stats bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(60)

Moje rowery

Merida Crossway TFS 800-V 25816 km

Szukaj

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy fredziomf.bikestats.pl

Archiwum

ministat liczniki.org

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

100-150 km

Dystans całkowity:2441.03 km (w terenie 298.90 km; 12.24%)
Czas w ruchu:115:00
Średnia prędkość:21.23 km/h
Maksymalna prędkość:61.70 km/h
Suma podjazdów:14224 m
Maks. tętno maksymalne:183 (93 %)
Maks. tętno średnie:158 (81 %)
Suma kalorii:92963 kcal
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:122.05 km i 5h 45m
Więcej statystyk

Walka, nie tylko z dystansem. Mokro i niemiło, ale pierwsza setka jest

Środa, 19 stycznia 2011 | dodano: 19.01.2011Kategoria 100-150 km, Ślad GPS
Mimo zapowiadanego na dziś, co najmniej przelotnego deszczu, postanawiam ten dzień spędzić na rowerze. Myślę o około 150km i wyruszam, trochę później niż chciałem, około 9:30.
Już od pierwszych kilometrów, jedzie mi się źle i jakoś ciężko.

Jadę na Radzionków. Po około 10 kilometrach, robię sobie, prawie 10 min przerwę przy sadach, bo tętno wysokie.
Stwierdzam, że ubrałem się za ciepło, zmieniam rękawiczki na lżejsze.

Trzymam się wyznaczonej trasy. Jest mokro, pada nie przeszkadzająca mżawka. Wracam na Centrum, omijając mały korek na ul. Strzelców Bytomskich.
Słyszę jednak, niepokojące dźwięki z okolic suportu. Okazuje się, że luźna jest lewa korba, na szczęście mam czym to przykręcić.

Wracam do tradycji, to moja pierwsza jazda z bidonem od dawna. Trzeba posmarować także napęd. To zaledwie20ty kilometr, a mam już 30 minut postojów :(
Zaczyna padać, a ja nie opuściłem, jeszcze nawet miasta. Myślę sobie: może dojadę chociaż do Toszka.

W Ptakowicach zastanawiam się czy chwilę nie przeczekać, ale jadę dalej.
[P.S. Jeśli ktoś ma sokoli wzrok, to na powyższym zdjęciu dostrzeże psa, któremu mokro nie straszne.]

Szybko, bo już w Kamieńcu zastaję poprawę pogody. Ale dalej jest mokro, temperatura poniżej 3ech stopni.

Z innych atrakcji, jedziemy pod górę.

Teraz kierunek Toszek. Pola, mgła, trochę nużąca (bo znana) droga.

Po 60ciu km, w końcu tu docieram. Poniżej widok na zamek.

Teraz coś nowego, pierwszy raz jadę drogą na Sarnów. Poniżej widok na Sarnowską Górę [292m].

Z innych urozmaiceń, remont kanalizacji. Kolejny podjazd mnie mocno zaskakuje.
Pustka, przestrzeń, brak aut. Patrząc w obie strony na boki, po kilka kilometrów pól, a my w środku na niezłym asfalcie. Trochę wietrznie i przyciągające uwagę poniższe drzewo.

Docieram do Świbie (około 69ty km).

Zbierają się, groźnie wyglądające chmury. A krajobraz, ciągle wiejski.

Znowu mocniejszy i krótki deszcz. Poniżej torowisko w Raduniu, jechałem tamtędy już dłuższy czas temu, a robotnicy ciągle obecni.

Plany były inne, ale przy drodze 907, podejmuję decyzję o skróceniu wycieczki.
Czas w mokrych warunkach, daje się odczuć.
Wracam zatem przez Wielowieś.

A to już (poniżej) między Księżym Lasem, a Wilkowicami. Teoretycznie blisko, oziębia się.

Ostatnie 17,5 km niby niewiele, ale podjazd przed Ptakowicami, podjazd do DK 78 oraz małe wzniesienie na Stolarzowickiej, trochę spowalnia.
Bytom, pochwalnie przywitał mnie śniegiem.

Podjazdy wg SportTracks: 515, wg GPSa dużo więcej.
Kadencja: avg 61,5, max 102,8.
Ł2:
Dane wycieczki: 114.70 km (1.00 km teren), czas: 05:27 h, avg:21.05 km/h, prędkość maks: 48.61 km/h
Temperatura:1.9 HR max:181 ( 93%) HR avg:155 ( 80%) Kalorie: 4178 (kcal)
Linkuj | KomentujKomentarze(19)

Czarny Nr 161 Żędowice-Jemielnica oraz Czerwony Nr 18 Jemielnica-Toszek

Poniedziałek, 25 października 2010 | dodano: 25.10.2010Kategoria 100-150 km, VP, Ślad GPS
Jedne prognozy zapowiadały przelotne opady, moja internetowa mówiła, o 30% szansy na deszcz. Tak czy inaczej, dziś ostatni wolny termin na wielką wycieczkę. Od rana jestem podekscytowany, jeśli się uda, będzie ponad 200km.

Wyruszam o 5:20 rano. W Bytomiu na trasie mijam, chyba z siedmiu rowerzystów. Nawet nie wiedziałem, że w takich godzinach, aż tak wielu podróżuje na rowerze, pewnie do pracy.

Jadę przez Miechowice. Obawiałem się ciemności.

Na szczęście co jakiś czas, lub w oddali, widać lampy podświetlające trochę drogę lub okolicę.

Przez pierwsze 35,5 km jadę identycznie jak wczoraj. GPS prowadzi zakręt po zakręcie, a dzięki Virtual Partner, utrzymuję dobre tempo, gdyż rywalizuję ze swoim cieniem z wczoraj. W efekcie przy drodze 907 jestem, o ponad 800 metrów szybciej.


Jeśli chcesz wiedzieć więcej o Virtual Partner, zobacz
TU lub TU lub TU.

Raduń i wewnątrz figurka MB.

Po 45 km jestem w Żędowicach. Jest godz.7:50 i jem śniadanie. Zaraz po poniższej fotce, rozpadało się. Czekam prawie 30 min i ciągle pada :(

A właśnie teraz, miała zacząć się przygoda. Mianowicie 56 km, głównie przez las, zieloną trasą nr 19 do Turawy, okrążenie jeziora Turawskiego i powrót do Ozimka (jakieś 14 km) i powrót czerwoną trasą nr 18 do Toszka (43 km szlaku rowerowego)

No cóż postanawiam odpuścić, skracam wyraźnie trasę. Wybieram jazdę czarnym szlakiem rowerowym Nr 161 z Żędowic do Jemielnicy.

Najpierw bardzo przyjemnie, potem także nie najgorzej.

Odcinki asfaltowe bardzo mokre, ciągle pada drobny deszcz.

Początkowo oznakowanie szlaku jest rewelacyjne, dalej widać jedynie gołe słupki, bez tabliczek. Komu to przeszkadzało, że nie uszanował.

Po ponad 12tu km jestem w Jemielnicy. Smutna lista nazwisk.

Czarny szlak miał łączyć się z czerwonym. Miał, szukam trasy nr 18, która wiem, że ma prowadzić przez Centawę.

Jadę w ciemno przez polne dróżki, ścieżka zatacza eskę i jest, docieram do czerwonego szlaku.

Tutaj mijam najpiękniejszą jesień.

Kiedy nie mogę się nadziwić kolorami, po chwili jeszcze ładniej.

Do Toszka już niedaleko.

Mały podjazd i szalony zjazd.

Byłem kilka razy w Toszku, zamek widziałem, szlak rowerowy wprowadza do miejscowości w świetny sposób. W Toszku też kończy się trasa nr 18. Trasa ma przebiegać, aż do Tarnowskich Gór, ale na razie wszystko w fazie projektów.

Mijam miasteczko, znowu zmaga się deszcz. Napęd także już ledwo zipie. Muszę go przeczyścić.

Dalsza droga, już dobrze znana. Męcząca, bo lekko pod górkę.
Długie przebywanie na 4ech stopniach i w deszczu, aż do Bytomia, mocno mnie zmęczyło.
Ł2:262 km. [2100]
Dane wycieczki: 125.10 km (22.50 km teren), czas: 06:25 h, avg:19.50 km/h, prędkość maks: 48.10 km/h
Temperatura:4.0 HR max:173 ( 88%) HR avg:138 ( 70%) Kalorie: 4853 (kcal)
Linkuj | KomentujKomentarze(5)

Szlaki rowerowe Doliny Małej Panwi - rozpoznanie. (Kielcza, Krupski Młyn)

Sobota, 23 października 2010 | dodano: 23.10.2010Kategoria 100-150 km, Ślad GPS
Temperatura start 12.5, powrót 9 stopni.
Pierwszy etap wycieczki, to dotarcie do miejscowości Kielcza w województwie opolskim. Jest to, ode mnie około 42 km drogi, biegnącej głównie, przez malownicze wsie, z lepszym bądź gorszym asfaltem. Ale po kolei.

Ostatnio czytałem, by po Bytomiu nie jeździć na pamięć, gdyż w związku z remontami, kilka ulic zmieniło kierunkowość. I dziś właśnie pierwszy raz na rowerze, omijałem korek, jadąc przez 300 metrów, środkiem między dwoma stojącymi pasami. Chwilę później, zdziwiło mnie, zamknięte najważniejsze skrzyżowanie w mieście. Tyle z niespodzianek. Jadę na Miechowice.

Tuż za Stolarzowicami, takie piękne drzewka.

W okolicy Wilkowic, jak zwykle, albo to wiatr, albo brakuje siły w nogach, po prostu trudniej się jedzie.

Dalsza droga jak na Wielowieś. Znana okolica.
W Księżym Lesie charakterystyczny domek.

Wojska, tu asfalt pomaga :)

Jeszcze tylko, prawie 5 km przez drogę 901 i jestem gdzie chciałem.
Troszkę wcześniej na granicy województw, sympatyczna tablica o treści: "Województwo Śląskie, do zobaczenia".

Tutaj (w Kielczy) zaczynają się szlaki rowerowe Doliny Małej Panwi.

Funduję sobie małą, bo 11to km pętelkę szlakami. Tutaj wszystko pięknie oznaczone, na każdym skrzyżowaniu, strzałka kierunku dalszej jazdy.

Nawet na tak krótkim odcinku, atrakcji nie brakuje.

Za zdjęciu poniżej, powiedzmy, że to drewniany latarnik.

Niestety za jego plecami, czyżby pamiątka, z okresu tegorocznej powodzi?

Ostatni fragment mojej pętli, wiedzie przez las.


Wracając do szlaków. Podobno, czerwona Trasa nr 18 prowadzi z Tarnowskich Gór przez Toszek, Jemielnicę, Staniszcze Wielkie, Ozimek i Turawę do Opola, natomiast zielona trasa nr 19 biegnie z Tarnowskich Gór do Jelcza-Miłoszyce przez Krupski Młyn, Kolonowskie, Turawę i Pokój.

Mapki ze szlakami nad Jezioro Turawskie, można znaleźć w internecie, np Tutaj
Jest także interaktywna mapa szlaków na stronach gminy Zawadzkie.
Spore fragmenty szlaków, są także dostępne na mapie w moim GPSie.

Mnie dziś nurtuje, czy rowerowa 19ka faktycznie prowadzi do Tarnowskich Gór? (miasta sąsiadującego z moim miejscem zamieszkania).

Po około 53.5 km jazdy, poniższa tablica wskazuje, że w Tarnowskich Górach, będę po 33 km szlaku.

Nie mam mapy, ani śladu na GPSie. Opieram się jedynie na oznaczeniach w terenie.

Początkowo jest dobrze. Jest miejsce postojowe, z ławeczką i drewnianym stojakiem na rower. Szlak biegnie przez las, równolegle do rzeki Mała Panew. Czasem ją widać. Rzeka nie śmierdzi :)

Niestety przed Krupskim Młynem oznaczenia nikną. Nie poddaję się tak łatwo. Szukam szlaku.
Na pocieszenie, znajduję ciekawą linową kładkę.

Jeszcze raz ona, w tle figura Św. Józefa.

Wracam do miejsca, gdzie ostatni raz widziałem szlak. A było to tutaj.

Potwierdza się, że szlak, na 28em km przed Tarnowskimi Górami się kończy, a jego dalszy odcinek, prawdopodobnie jest w fazie projektowania.

Jadę w kierunku miejscowości Borowiany. Wydaje mi się, że podczas jednej z wycieczek dostrzegłem tam zielony symbol rowerka.

Niestety robi się późno, poszukiwania zakończone niepowodzeniem.
Czas wracać.


P.S. Ciekawe mapki szlaków znalazłem, także na tej stronie.
Ł2:137 km. [1975]
Dane wycieczki: 115.70 km (20.80 km teren), czas: 05:41 h, avg:20.36 km/h, prędkość maks: 48.00 km/h
Temperatura:11.0 HR max:183 ( 93%) HR avg:148 ( 75%) Kalorie: (kcal)
Linkuj | KomentujKomentarze(4)

Pieszo-Rowerowo. Udało się! Szlak 25lecia Pttk + Trójkąt Trzech Cesarzy [Mysłowice, Jaworzno, Sosnowiec, Dąbrowa G.)

Niedziela, 22 sierpnia 2010 | dodano: 23.08.2010Kategoria Pieszym szlakiem, Ślad GPS, WPKiW, 100-150 km
O tym co się udało, na końcu wpisu.
Na Niedzielę zaplanowałem jazdę rowerem, po pieszym Szlaku Dwudziestopięciolecia PTTK, a dokładniej, odkrycie jego fragmentu pomiędzy Mysłowicami, Jaworznem, Sosnowcem oraz Dąbrową Górniczą.

Pierwszym celem jest dojazd pod Kąpielisko Słupna w Mysłowicach, gdyż do tego miejsca, poznałem szlak.
By nie jechać, jak zwykle przez Muchowiec i obok stawu Janina, szukam innego rozwiązania.

Wybieram jazdę przez WPKiW, ścieżkę rowerową wzdłuż rzeki Rawy i Trzy Stawy.
Aż dziwne, ale po raz pierwszy jestem w poniższym miejscu postojowym.

DK 86 przekraczam poniższą kładką...

Jadę wzdłuż A4ki, fajnym asfaltem, a samą autostradę pokonuję w trochę ekstremalny sposób, z rowerem pod ramieniem.


Po 29,5 km już na miejscu. Dysponuję prawdopodobnym przebiegiem szlaku w GPSie, ale rozpoczyna się zabawa w wyszukiwanie oznaczeń szlaku na drzewach i z wielką niewiadomą co do przejezdności i ciągłości szlaku.

Ja już tak mam, jeśli stracę fragment szlaku, to przy jego odnalezieniu, wracam by dotrzeć, jeśli się da, pod ostatnio znane miejsce na szlaku.

Docieram nad rzekę Przemszę. GPS sugeruję jazdę w prawo, jednak oznaczenia sugerują jazdę w drugą stronę. Jadę wąską, częściowo zarośniętą i nierówną ścieżką.

W pewnym momencie nadziewam się na gałąź i dostaję prosto w krtań. Na szczęście to nic poważnego.
Trochę przypadkowo docieram i zdobywam małe wzgórze. Niegdyś stała tu Wieża Bismarcka.

Widok na okolicę

Zjeżdżam w dół

Wracam na szlak, nad głową kilka wiaduktów kolejowych.

Łączą się tutaj rzeki Przemsza i Biała Przemsza. Miejsce historyczne, gdyż na rzece, po każdej jej stronie, graniczyły ze sobą trzy państwa, ówczesne Mocarstwa. Tzw Trójkąt Trzech Cesarzy. (Na zdjęciu poniżej, w tle stosowny pomnik)

Zgodnie ze szlakiem wracam nad Kąpielisko, czyli miejsce startu. Teraz wiem nad Przemszą miałem jechać jednak w prawo (GPS miał rację). Wracam tam.
Ścieżka wzdłuż rzeki, w tą stronę szersza, na trasie pomnik.

W końcu jestem w Jaworznie.

Gubię szlak, więc przedzieram się laskiem do tyłu. Jak się okazuje donikąd.

Czas na odpoczynek pod Elektrownią Jaworzno III. Mam zaledwie 50 km za sobą, odczuwam już zmęczenie. Mam już kilka śladów od przemierzonych, czasem pieszo zarośli.

Dalsza jazda częściowo zgodna z szlakami rowerowymi, których w okolicy nie brakuje.

Docieram pod Zalew Łęg w Jaworznie oraz jadę wzdłuż dwóch okolicznych stawów.

W Centrum wizyta w sklepie, męczący podjazd pod ul. Działkową, z kostki i dalej przez pola.

Największy podjazd i jestem na około 345 metrze.
Chwilami pieszy i jakiś rowerowy biegnie razem. Jest sporo podobnych miejsc, na szlakach rowerowych.

Teraz około 2 km przez pola.

Znowu gubię szlak. Nie mam siły już zawracać. Wiem że jadę w dobrym kierunku i natrafię na szlak przy wyrobisku.
Kolejnym ciekawym miejscem jest nietypowy tunel dla rowerzystów jeszcze w Jaworznie, na około 72 kilometrze.

Widok od tyłu.

Teraz wzdłuż rzeki Białej Przemszy.

W końcu droga, jestem w Sosnowcu. Na granicy miasta, przy tamie, ciekawy most.

Przedzieram się przez stację PKP Sosnowiec Maczki. Kładka nieczynna, więc po torach.
Kolejny fragment leśny i po dłuższej chwili kolejna przeszkoda, w postaci licznych torów pokonana.

Szlak dalej prowadzi przez Balaton.

A następnie przez Park Leśna w Kazimierzu Górniczym, ponoć jeden z piękniejszych parków? na Zagłębiu.
Moją uwagę zwracają Muchomorki.

Nareszcie docieram do Dąbrowy. Jadę przez Park Zielona. W okolicy na rzece Czarnej Przemszy nie ma drogi, na szczęście jest stosowna tymczasowa kładka dla pieszych.


Wypijam 3 litry wody i kubusia, jem dwa snikersy. Jak się okazuje i tak za mało.

A co się udało. Otóż właśnie dziś przemierzyłem ostatni brakujący fragment pieszego szlaku 25-lecia PTTK. Cały szlak ma 115 km, ale ja, by go w całości przejechać, potrzebowałem 7miu wycieczek i aż 515 km.
A oto trzy najbardziej znaczące wycieczki:
6.06.2009 odcinek WPKiW do Góry Św Doroty.
5.07.2009 szlak w okolicach Parku Zielona i Pogorii.
7.07.2009 odcinek od WPKiW, przez lasy W Rudzie Śląskiej i Katowicach.
Ł3:281,2 km. [2531,6]
Dane wycieczki: 121.00 km (43.10 km teren), czas: 07:24 h, avg:16.35 km/h, prędkość maks: 50.10 km/h
Temperatura:27.0 HR max:173 ( 88%) HR avg:141 ( 72%) Kalorie: 4858 (kcal)
Linkuj | KomentujKomentarze(10)

Do rodzinki przez Bukowno i Pieskową Skałę.

Piątek, 9 lipca 2010 | dodano: 13.07.2010Kategoria Ślad GPS, 100-150 km
W czwartek wieczorem, postanowiłem, odwiedzam jutro rodzinkę. Szybkie przygotowania, czyszczenie napędu, kompletowanie ubrań itp. W efekcie dłuższy sen i poranny wyjazd się opóźnił. Wyruszam po 10ej. Czeka mnie jazda w największym słońcu i z wypełnionym plecakiem.
Jadę przez Wojkowice, i dalej prosto do Zamku w Będzinie. Najtrudniejsze odcinki [jak rondo], pokonuję szerokim, dobrym chodnikiem.

Od Dąbrowy jadę, jak ostatnio.
Dopiero za Sławkowem, jadę na Bukowno. Odkrywam przez to, nowy dojazd, aż do Olkusza.

Po bokach mijam piękne lasy, jest także Pustynia Starczynowska.

W Bukownie zatrzymuję się, przy tablicy pamiątkowej, dla Żołnierza Polskiego, od mieszkańców tej miejscowości.

Na 55 km jestem na przedmieściach Olkusza. Jestem zafascynowany, bo za mną prawie 10 km przez pachnący las, po świetnym asfalcie, i nawet nie tak ruchliwym.

Dalsza droga identyczna jak Na Majówce, czyli jazda drogą 773. Na trasie kilka podjazdów. Poniżej ten w okolicach Kosmolowa.


Docieram w końcu do Pieskowej Skały.

Gdzie znajduje się popularny zamek.

Ciepło, i byle do Skały, gdyż za tą miejscowością będzie lżej, bo nareszcie z górki.
Poniżej fotka w Iwanowicach, gdzie topił się asfalt. Odpoczywam w cieniu, bo kilkugodzinne przebywanie na słońcu, to nie żarty.


Do celu, już niedaleko. Trzeba było, jedynie okazać dowód osobisty :)

Co ciekawe rowerem unikałem głównych dróg, a i tak wyszło jedyne 7 km więcej, niż autem.
Ł1:117,2 km. [1790,7]
Dane wycieczki: 117.20 km (2.60 km teren), czas: 04:50 h, avg:24.25 km/h, prędkość maks: 51.40 km/h
Temperatura:30.0 HR max:182 ( 93%) HR avg:158 ( 81%) Kalorie: 4950 (kcal)
Linkuj | KomentujKomentarze(5)

15000km z Bikestats, do Częstochowy po okazyjne zakupy.

Sobota, 19 czerwca 2010 | dodano: 19.06.2010Kategoria 100-150 km
Kolejny jubileusz. Przemierzyłem swoją Meridą Crossway już 15000km, a wszystkie wycieczki dające tą sumę kilometrów, można przeczytać na BS.
Sam rower dostał już drugi napęd, nowy suport, kilka opon, a ostatnio koła z nowymi obręczami [przednie koło odbieram w przyszłym tygodniu].

Od pewnego czasu, poszukiwałem kurtki na deszcz. Znalazłem ciekawą kurteczkę Campus Vart. Jest ona raczej na jesień i początkowo nie myślałem o takiej kurtce, ale ogromna promocja zrobiła swoje. Kurtka przeceniona ze 249zł na 79zł! Ciągle dostępna w internetowym sklepie Planet Outdoor. Tak więc poniżej 100ki mamy kurtkę z wentylacją i suwakami pod pachami. Drobna recenzja.

Po pięknym tygodniu miało dziś padać. Wyruszyłem do Częstochowy, zobaczyć kolejną okazję.

Ubrałem się w ochraniacze przeciwdeszczowe i tego jaskrawego Varta licząc na spore opady, gdyż przy dobrej pogodzie, byłoby mi po prostu za ciepło.

I faktycznie 13,5 stopni i mżawka już od startu. Skoczyłem jeszcze na Centrum. Dalej głównymi drogami. Mocniej padało po 20tu km. Na drodze kilka wyprzedzań na styk.
Po 35ciu km poważniejszy podjazd, podziwiam okolicę. Przed 40tym km odbijam w prawo na Kamieńskie Młyny, boczna droga, połatana, ale bardzo przyjemna.

Po 46tym km dodatkowa atrakcja. Jadę po budowanej nawierzchni, między walcami i robotnikami.
Ok 60 km już na przedmieściach Częstochowy, muszę się przebić jeszcze przez miasto. Wybieram boczne drogi, a od alei Niepodległości, trochę kombinuję częściowo po asfalcie i po chodnikach.

Po 70km już u celu.

Pomacałem i kupiłem kolejną kurtkę Biemme Dry Tek, była ostatnia sztuka i to w moim rozmiarze :)

W drodze powrotnej się wypogodziło, i musiałem wracać w koszulce z krótkim rękawkiem.

Na kilkanaście km przed domem, wstąpiłem na frytki przy Dworcu w Tarnowskich Górach.
Ł2:298 km. [1397]
Dane wycieczki: 145.00 km (5.00 km teren), czas: 05:58 h, avg:24.30 km/h, prędkość maks: 45.00 km/h
Temperatura:14.5 HR max:179 ( 91%) HR avg:150 ( 76%) Kalorie: 6091 (kcal)
Linkuj | KomentujKomentarze(5)

Pieszym zielonym, miał byc Ogrodzieniec. Siewierz, Łazy. Komary atakują.

Sobota, 29 maja 2010 | dodano: 30.05.2010Kategoria Pieszym szlakiem, Ślad GPS, 100-150 km
Temp start 17, powrót 13.5 stopni.
Na sobotę sporo typów: Pszczyna, Lubliniec, Podzamcze; czy nawet dalsze Goczałkowice lub Rybnik. Ostatecznie, nie chciałem jechać za daleko w nie znaną okolicę, gdyż bałem się nieprzejezdnych lasów i lokalnych podtopień.

Tak czy inaczej postanowiłem dziś, poznać kolejny fragment, pieszego zielonego Szlaku Tysiąclecia.
Ten szlak poznaję wyjątkowo długo, gdyż nie sposób go przejechać za jednym podejściem. By poznać do tej pory, około 70 km szlaku, musiałem wykręcić, razem z powrotami do domu, jakieś 405 km i odbyć 7 wycieczek, niektóre fragmenty pokonując pieszo.

Postanawiam jechać przez Bobrowniki. Możemy zobaczyć jak prezentuje się, nazwijmy to, kościół nowoczesny, w porównaniu z kościołem z XVII wieku.

Bobrowniki ze względu na męczącą górkę, często omijałem, dalsza droga stąd, na Rogoźnik, także bywa ruchliwa. Dalej obok budowanej autostrady A1. Uf, na szczęście ciężarówek nie ma wiele, a ja dostrzegam już pierwsze efekty budowy.

Dalej kolejny podjazd, jestem zaskoczony jak szybko jestem w Twardowicach.
Po 18tu km jestem w miejscu, gdzie przerwałem w tamtym roku, zwiedzanie Szlaku Tysiąclecia. Rozpoczynamy przygodę. W tle dostrzegam, coś interesuję, odbijam w bok by sprawdzić, co tam jest.

Dalej 600 metrów pieszej wędrówki w górę. Trawa ponad piasty, a ja po 200 metrach czuję nogi :)
Ale na szczycie, widać już zalew Przeczycko-Siewierski i drogę S1.
Po drodze na szlaku odkrywam, stawy hodowlane karpia, oraz pole biwakowe wzdłuż zbiornika.

Na 35 km źle wskakuje mi bieg i zrywam spinkę, na szczęście mam zapasową. Na 37 km kolejny problem. Jestem przy drodze S1, muszę przejechać poboczem jakieś 650 metrów, by na zawrotce, przejść na druga stronę drogi. Tymczasem jest tam remont i nie ma nawet pobocza. Spaceruję ten kawałek, pomiędzy rozkopanym na 2 metry pasem a ruchliwą drogą :(
Szlak na chwile się urywa, a w okolicy budowana jest obwodnica Siewierza. Robię mały przyjemny objazd i kontynuuję zwiedzanie szlaku.

Szybko docieram do rynku w Siewierzu.

Bramy kościoła Św. Macieja.

Zaraz obok jest Zamek w Siewierzu. Jako, że jest otwarty postanawiam tam zajrzeć. Wstęp wolny, rower pilnuje Pani sprzedająca pocztówki na zamku. Ja zwiedzam wieżę widokową i ciemne lochy.

Zaczyna się leśny etap wycieczki. Dukty trochę mokre. Z czasem niestety piaszczyste. Mam na tyle oponę typowo asfaltową, niestety jazda jest męcząca. Mogę jechać maksymalnie 9-13 km/h, na najlżejszym przełożeniu. Wzdłuż całej drogi, niedawno odbywała się ścinka, unosi się piękny zapach drewna.
Na 52 km jest to, o co się martwiłem. Przejazd utrudnia rozlewisko wodne. Zawracam. Nie widać niestety żadnej możliwości objazdu, a inna ścieżka także prowadzi mnie do nikąd.

Komary dziś, to była masakra.
Powoli dochodzi do mnie, że będę się musiał pogodzić, iż nie dojadę dziś do Podzamcza. W międzyczasie zerkam na GPSa.

Jadę pod koszary i w miejsce opuszczonej bazy rakietowej. Spodziewałem się czegoś więcej :)

Na 68 km przerwa, na 2 jogurty i jabłko. Kieruję się na Łazy. Szlak biegnie kładką nad torami, ku mojemu zaskoczeniu, na kładkę można wjechać, więc nie muszę pokonywać schodków.
Jest późno, czas wracać. Spodobała mi się droga wzdłuż torów, która przypomina mi ul. Kolejową w Tarnowskich Górach.
Na 75km ubieram rękawki i nogawki oraz robię poniższy filmik.
Jadę sobie beztrosko przed siebie i dopiero w Zawierciu dochodzi do mnie, że zamiast wracać pojechałem w złym kierunku. Analizuję mapę, najlepiej będzie wracać drogą 796 na Dąbrowę G.
Na szosie rower jest w swoim żywiole, jadę ciągle ponad 30 km/h, a nie męczę się 10ką po lesie.
Na 103 km jestem już nad Pogorią IV, wcinam kolejne jabłko.
W domu jestem o 22:30.
Ł3:194 km. [1670,4]
Dane wycieczki: 135.70 km (33.20 km teren), czas: 06:53 h, avg:19.71 km/h, prędkość maks: 46.40 km/h
Temperatura:17.0 HR max:174 ( 89%) HR avg:141 ( 72%) Kalorie: 5707 (kcal)
Linkuj | KomentujKomentarze(13)

5 Jezior Górnośląskich

Niedziela, 23 maja 2010 | dodano: 23.05.2010Kategoria Ślad GPS, 100-150 km
Temp start 19, powrót 14 stopni.
Jeszcze wczoraj byłem przekonany, że w dniu dzisiejszym będą burze. Dopiero dziś w porze obiadowej doszło do mnie, że stracę ładny słoneczny dzień. Tak więc szybkie mycie roweru, czyszczenie napędu, i po godzinie po smarowaniu łańcucha, wyruszam, z konieczności w drogę, bo już 16ta.
Czytając wczoraj w nocy na blogu katane, o zamkniętej drodze, na tamie Zbiornika Kozłowa Góra, pomyślałem muszę to zobaczyć; a dokładniej postanowiłem dziś sprawdzić, jak wyglądają wszystkie pobliskie jeziora, w liczbie 5.

Udałem się najpierw nad jez. Chechło-Nakło. Wybrałem najkrótszy dojazd, czyli DK11 i obwodnicę Tarnowskich Gór. DK78 przeważnie omijałem szerokim łukiem, ze względu na koleiny i spory ruch, jednak dziś, po nałożeniu niedawno nowej nawierzchni, na potrzebnym mi fragmencie, było OK.
Nad jeziorem życie toczyło się normalnie. Co prawda to jeszcze nie te tłumy, ale było sporo osób.
Duktami leśnymi udaję się na Świerklaniec, poza kałużami nie obserwuję większych zniszczeń.

Drugim Jeziorkiem jest Zbiornik Kozłowa Góra. Nawet była żaglówka na zbiorniku :)

Nie widziałem zarwanej drogi na tamie, gdyż policja nie wpuszczała na tamę, ku zdziwieniu i protestom części osób. Co ciekawe nie można było wejść w kierunku do Wymysłowa, ale mieszkańcy ów miejscowości, od drugiej strony i tak bezkarnie poruszali się po tamie.

No nic jadę w kierunku 3go jeziora w Rogoźniku. Zatrzymuję się na granicy Piekar i Dobieszowic, i z bunkru [którego można zwiedzać] robię fotkę, na rzekę Brynicę, która jeszcze jest szeroko rozlana.

W okolicy Rogoźnika ucierpiał trochę las, szybko udaję się w kierunku następnego jeziora.

W miejscowości Góra Siewierska, dostrzegam, iż zamknięta została droga. No nic robię spory objazd, ale mam wyrzuty, że nie zrobiłem fotki, wracam wiec na zamkniętą drogę, ale od drugiej strony. Robię poniższe zdjęcie i dowiaduję się, że zamiast 7mio km objazdu, wyrwę w drodze, można było objechać przez gospodarstwo domowe jednego z mieszkańców :)


Czas jechać nad Zbiornik Przeczycko-Siewierski, na 57 km docieram na miejsce, zwiedzam tamę i obserwuję Czarną Przemszę, wypływającą ze zbiornika.


W moim rowerowym menu pozosto jeszcze 5te ostatnie jezioro, Pogoria IV. Jadę asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż jeziorka i ubieram rękawki i nogawki. Zatrzymuję się także, przy mostku, patrząc na wpływającą rzekę.


Teraz wystarczyło wrócić do domu. Jestem już przyzwyczajony, że do domu od Pogori IV, muszę cisnąć pod górę, przez Sarnów. Na 80tym km składam jeszcze wizytę w sklepie, 0.7L wody to mało jak na tego typu wycieczkę.

Ogólnie wyszła kolejna setka w tym sezonie!
Niestety na 1km przed domem, zaczął mi przeskakiwać łańcuch. Co prawda było trochę zimy, ale trochę ręce opadają, by po 4250km napęd się buntował i to, gdy dogadzam mu trzema łańcuchami.
Ł1:101,5 km. [1673,5]
Dane wycieczki: 101.50 km (14.70 km teren), czas: 04:33 h, avg:22.31 km/h, prędkość maks: 56.10 km/h
Temperatura:19.0 HR max:174 ( 89%) HR avg:149 ( 76%) Kalorie: 4281 (kcal)
Linkuj | KomentujKomentarze(6)

Lasy, lasy do Kokotka i stawu Posmyk + Wymuszona hulajnoga.

Niedziela, 9 maja 2010 | dodano: 10.05.2010Kategoria Ślad GPS, 100-150 km
Cadence avg:74
Temp start 17, powrót 11 stopni.
Późnym popołudniem postanawiam wyjść na rower do lasu. Czekałem, aż ścieżki troszkę przeschną po porannych opadach.
Najpierw spokojnie DK11 na Tarnowskie Góry, dalej zgodnie, ze znanym sobie, czarnym szlakiem pieszym.

Następnie krążenie po singletrack'ach, a potem szerszych duktach, nieopodal stawów w Pniowcu.

Po ponad 30tu km (13tu po lesie), postanawiam, że jadę nad staw Posmyk. Jeden warunek, dojadę tam lasem.
Jadę chwilę ul. Jagodową, i odbijam w kolejną leśną ścieżkę. UMPpcPL, czyli fajna bezpłatna mapa GPS, ma w okolicy naniesione wszystkie ważne drogi oraz lasy, brakuje jednak ścieżek leśnych.

Tym większa przygoda, widzę dokładnie obrys lasów i odległość od dróg, ale drogi leśne muszę wybierać w ciemno, obserwując jedynie zostawiony swój ślad na mapie.

Na 38ym kilometrze docieram pod jakieś zakłady w okolicy Boruszowic.

Jadę chwile asfaltem, by za Kolonią Osiek, wjechać znowu w las.
Za 41szym kilometrem odkrywam, usytuowaną na małym wzniesieniu, najprawdopodobniej, kolejną dostrzegalnię pożarową.

Na drodze leśnej występują kałuże, ale ogólnie warunki są dobre. Co więcej jest lekko pagórkowato, co jest przyjemne.

Przed 44ym kilometrem, na miejscu postojowym, przyglądam się mapie. Jestem praktycznie w środku olbrzymiego lasu, a moim celem jest staw u góry mapy.

Szybko przecinam drogę 907 i szukam ładnej ścieżki, by wjechać dalej w las.
W pewnym momencie ucieka przede mną jakieś 6-7 saren.
Zmartwieniem jest natomiast rzeka Mała Panew. Muszę przez nią przejechać, a nie wiem gdzie znajdę most.
Trzymam się czarnego szlaku pieszego. Tylko na GPSie widzę rzekę, jakieś 200 metrów ode mnie, ja niestety jadę wzdłuż niej i to w bok od celu. Nie wygląda na to, by dało się ją przejechać.
Ścieżka staje się bardziej piaszczysta, a tego mój rower nie lubi.
Szukam możliwości odbicia w bok, ale odstrasza tabliczka "Ostoja zwierzyny". W końcu odbijam w bok, ale po 100 metrach droga powraca tam, skąd skręcałem.
Na 53im kilometrze docieram do leśniczówki.
Zaraz za nią piękna polana.

Chwilę później jest upragniony most. Mała Panew, jest całkiem szeroka.

To już Kokotek, kręcę się trochę po okolicy.

Na 59tym km, w końcu docieram nad staw Posmyk, który jest większy niż myślałem. Jadę gruntową nierówną drogą, wzdłuż jeziorka.

Próbuje okrążyć jeziorko lub dotrzeć do mniejszego okolicznego stawu, jednak w pewnym momencie rezygnuję, skrót przez pola także nie trafiony. Były one podmokłe, więc zawracam.
Na 65 km odkrywam, ścieżkę rowerową wzdłuż DK11. Ścieżka dobrze zrobiona, odpowiednio oddalona od drogi, czujemy się jak na leśnej drodze.

Jak się okazuje jest to trasa nr 15, ma ok 7,7 km i łączy Dziewiczą Górę z Kokotkiem.

Przejechałem dziś 41km ścieżek leśnych, jest to ogrom jak dla mnie.
W drogę powrotną wybieram mało uczęszczane asfaltowe drogi, kieruję się na Krupski Młyn i Odmuchów, przecinając ciągle las. Dalszą drogę znam m.in. z wycieczki do Toszka.
Na 102km ubieram ciepłą kurtkę i śmiało podążam do domu.

Na 5,5km przed domem, czyli jakieś 15 min drogi, niespodzianka. Chcę wystartować mocniej ze świateł na Karbiu, i zrywa mi się łańcuch, a ja zostaję na środku jezdni. Po oględzinach okazuje się, że nie poszedł łańcuch a spinka.
No trudno, sięgam po zapasową spinką, którą zawszę mam, i co? Dziś jej nie miałem. No dobra, sięgam po pieniądze na bus czy tramwaj, i co? Wydałem na majówce, i z pośpiechu, dziś sobie nie zabrałem. Pech.
Po chwili namysłu [czy dzwonić po transport, czy jechać busem na gapę] postanawiam wrócić na hulajnodze!
Chwila pieszo, a następnie 700 metrów chodnikiem wzdłuż wiaduktu (bo z górki), jadę 16-18km/h na luzie prawie pod Urząd Skarbowy. Potem po 100 metrach piechotą, wchodzę na drogę i z prędkością około 15km/h jadę na luzie do Urzędu Miasta, wpatrując się w sygnalizację, modlę się, by nie złapało mnie czerwone.
Dalej było trudniej, ale ostatnie ponad 5 km dojechałem/doszedłem, ze średnią prędkością aż 8.8km/h.
Ł2:178,1 km. [1099,1]
Dane wycieczki: 121.30 km (41.20 km teren), czas: 06:09 h, avg:19.72 km/h, prędkość maks: 52.60 km/h
Temperatura:15.0 HR max:173 ( 88%) HR avg:139 ( 71%) Kalorie: 5556 (kcal)
Linkuj | KomentujKomentarze(11)

Majówka w Małopolsce Dzień 2

Poniedziałek, 3 maja 2010 | dodano: 05.05.2010Kategoria Ślad GPS, 100-150 km
Temp start:21 stopni, po 53ech km: 18,5. W domu 14 stopni.
Nie chciałem jechać identyczną drogą, jak 2 dni temu. Na swoim GPSie, innymi kolorami, narysowałem trzy warianty powrotu, z zamiarem wybrania odpowiedniego, w trakcie jazdy.
Jedno było pewne, zainspirował mnie woodu16 i jego wycieczka do Miechowa .
Wyjazd w drogę do domu, miałem zaplanowany przed południem. Przez deszczową pogodę wyjazd opóźniłem i wyruszyłem po godz.13ej.

Do Przesławic jadę drogą dobrej jakości, czyli 775ką. W owej miejscowości, celowo odbijam na drogi dziurawe i mocno połatane. Liczę na ładne widoki, i spore podjazdy. I faktycznie, naoglądałem się pól i łąk jak nigdy.

Po przekątnej kieruję się na Miechów, niebo mocno zachmurzone, ale jeszcze nie pada.
Niestety już na 15tym kilometrze, na pierwszym poważnym podjeździe, w tylnym kole brakuje powietrza. To już trzecia guma tego weekendu. Jednym z powodów może być dość łysa opona, którą muszę koniecznie kupić po powrocie.
Tymczasem na 115km przed domem zostaje mi ostatnia łatka. Jest niepewna pogoda i niepewność, czy to już koniec przygód z dętkami.
Tempo nienajlepsze, bo pod górę i trzeba robić slalomy.
W pewnym momencie mijam miejscowość Zielenice. Było tam z górki, asfalt dobrej jakości. Nie zatrzymałem się przy sanktuarium, które ma swoją legendę.
O rzekomo cudownym Obrazie Maryjnym, przeczytasz w artykule, pod tym linkiem.

W Połajowicach, moją uwagę zwraca na siebie figurka, wyremontowana z okazji Pierwszej Pielgrzymki Papieża Jana Pawła II.

Ciemne chmury, na szczęście gdzieś po bokach. Docieram do Miechowa, gdzie przy Rynku znajduje się Bazylika.

Jadę na Wolbrom, wybieram bardziej ruchliwą drogę 783. Od Miejscowości Maków (44 km) deszcz. Mimo sporego ruchu, auta ładnie mnie omijają. Przestaje padać ale, do Wolbromia, jezdnia jest śliska.
Z drogi 783, zjeżdżam w miejscowości Pazurek (65 km), gdzie zaczyna się prawdziwa ulewa.
Zaraz za nią z pobliskiego lasu, jakiemuś właścicielowi (wbrew jego komendom), zrywają się trzy małe pieski, i gonią mnie dobre 500 metrów :)

Na 68 kilometrze, zmieniam letnią przemokniętą kurtkę, na ciepły WS.

Do miejscowości Klucze przestaje padać, ale drogi dalej są mokre.
Poniżej widok na Winnice [419m] lub Dupnice [421m]

Liczyłem, iż choć z daleka zobaczę fragment pobliskiej Pustyni Błędowskiej, ale się nie udało. Za to poprawił się asfalt, który był z kolei mocno chlapiący.

Docieram do miejscowości Bolesław (80km), dalsza droga identyczna jak 2 dni temu.

Na setnym kilometrze mam mały kryzys, wpadam do sklepu po Kubusia i Snikersa i trochę wafelków na wagę.
Najbliższa okolica, wita mnie dobrą pogodą. Zapewne deszcz zdążył się tu wypadać, w ciągu dnia.
Ł3:645,6 km. [1415,9]
Dane wycieczki: 129.70 km (2.00 km teren), czas: 05:41 h, avg:22.82 km/h, prędkość maks: 54.20 km/h
Temperatura:18.0 HR max:172 ( 88%) HR avg:143 ( 73%) Kalorie: 5288 (kcal)
Linkuj | KomentujKomentarze(4)