- Kategorie:
- 100-150 km.20
- 150-200 km.5
- 70-100 km.55
- MK.13
- Pieszym szlakiem.45
- Ślad GPS.100
- VP.10
- WPKiW.184
Wpisy archiwalne w kategorii
100-150 km
Dystans całkowity: | 2441.03 km (w terenie 298.90 km; 12.24%) |
Czas w ruchu: | 115:00 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.70 km/h |
Suma podjazdów: | 14224 m |
Maks. tętno maksymalne: | 183 (93 %) |
Maks. tętno średnie: | 158 (81 %) |
Suma kalorii: | 92963 kcal |
Liczba aktywności: | 20 |
Średnio na aktywność: | 122.05 km i 5h 45m |
Więcej statystyk |
Majówka w Małopolsce Dzień 1
Sobota, 1 maja 2010 | dodano: 04.05.2010Kategoria Ślad GPS, 100-150 km
W Majówkę odwiedziłem rodzinę na rowerze. Chciałem wyjechać około 7ej rano, jednak wówczas za oknem padał spory deszcz. Spojrzałem na prognozę numeryczną, cały dzień zapowiadał się deszczowo, ale im później, miało być coraz lepiej.
No trudno, ciężki i wypełniony do granic możliwości, plecak Deuter Exp Race na plecy, i wyruszam około godz 9:20.
Już od pierwszych metrów większa mżawka, a w Piekarach kałuże na pół jezdni. Jedzie się przyjemnie, pedałuję bocznymi drogami w kierunku Dąbrowy Górniczej.
Na 18tym kilometrze zaczęło się oberwanie chmury. Jako, że w radiu leciała akurat piosenka: "Pokonaj siebie", nie szukam miejsca schronienia, i jadę dalej; a ludzie patrzą się na mnie, jak na Ufoka. Dosłownie po 2ch minutach (obok Elektrowni Łagisza) przemaka mi większość ubrania. Sucho tylko w głowę i sucho w stopy, dzięki ochraniaczom wodoodpornym.
Jakimś cudem przestaje praktycznie padać na 24tym kilometrze, na rondku w Zielonej. Ucieszony chcę wykorzystać warunki, zerkam na tylne koło i odkrywam mały gwóźdź. Wymiana dętki, tracę około 20 minut i to w takim momencie. Wykręcam kilkakrotnie rękawiczki, a reszta ubranka trochę przesycha.
Ruszam dalej, i znowu mżawka :)
W małym, znośnym deszczu, dojeżdżam na 38my kilometr, gdzie za stacją benzynową, pokonuję ścieżkę wzdłuż krajowej 94, tą z której zrezygnowałem 18go marca.
W Sławkowie na 40tym km, przestaje padać, a ja oliwię łańcuch, który miał już dość wodnych przygód. Zatrzymuję się także przy Karczmie z XVIII wieku.
Widok na Kościół Podwyższenia Krzyża.
Malowniczym mostkiem przez Białą Przemszę, opuszczam miasteczko. Las w okolicy Bukowna zaprasza swoim pięknem, ale ja muszę kierować się na Olkusz.
Po drodze moja uwagę przyciąga, jeden przydomowy ogródek.
A przed Bolesławem, trochę mroczny widok.
Sam Bolesław, także niczego sobie.
Na dalszej drodze, jadę najpierw asfaltem przez las, następnie docieram na odludzie, wzdłuż ogromnej hałdy.
Gdy myślałem już, że mnie nic bardziej nie zaskoczy, nie mogę oderwać wzroku, od wszechobecnego wyrobiska.
Docieram pod Kopalnię Olkusz, gdzie dalej są zakazy przejazdu. Muszę dotrzeć do pobliskiej legalnej drogi, więc nie zawracam.
Ryzykuje te kilkaset metrów, przejeżdżam przez tory kolejowe i docieram do drogi.
W Olkuszu wpadam na herbatkę, do swojej letniej rezydencji :)
Następnie przejeżdżam 1,8 kilometrowy odcinek krajową 94. Jest to całkowity dystans, jaki pokonałem, nie bocznymi drogami.
Pokonuję doskonale znaną sobie drogę 773. Podjazd za Kosmolowem, daje nie tylko mi w kość. Przecieram szmatką zębatki w rowerze, co znacznie poprawia jazdę.
Poniżej kościół w Sułoszowej.
Pogoda jest coraz lepsza.
Pieskowa Skała
Niestety w okolicy, nadal prawie na każdym kroku, widać skutki olbrzymich śniegów, tegorocznej zimy. Drzewa są pościnane na jednej wysokości, jak zapałki.
Przed Ojcowem
I Skała. Zazwyczaj ten drewniany kościół umykał mojej uwadze.
Za Skałą z górki i prędkości rzędu 40km.
Na 97ym kilometrze przy krajowej 7ce, znowu łapię gumę :(
Znacznie się ociepliło i przebieram się w lżejsze ciuchy.
Ostatecznie docieram do Proszowic. Miałem nadzieje, że zaatakuję kolejnego dnia Puszczę Niepołomicką, od strony Nowego Brzeska, jednak pogoda była nieubłagana.
Na pocieszenie zwiedziłem autem Kraków, tzn Opactwo Benedyktynów i okoliczny rezerwat z punktem widokowym Ostra Góra. Zacne tereny na rower.
P.S. Oczywiście pierwszy raz na nowym kole! Kręci się solidnie. Dopiero teraz dostrzegłem, jak stare koło spowalniało jazdę.
Ł3:515,9 km. [1286,2]
Temperatura:15.0 HR max:175 ( 89%) HR avg:149 ( 76%) Kalorie: 4851 (kcal)
No trudno, ciężki i wypełniony do granic możliwości, plecak Deuter Exp Race na plecy, i wyruszam około godz 9:20.
Już od pierwszych metrów większa mżawka, a w Piekarach kałuże na pół jezdni. Jedzie się przyjemnie, pedałuję bocznymi drogami w kierunku Dąbrowy Górniczej.
Na 18tym kilometrze zaczęło się oberwanie chmury. Jako, że w radiu leciała akurat piosenka: "Pokonaj siebie", nie szukam miejsca schronienia, i jadę dalej; a ludzie patrzą się na mnie, jak na Ufoka. Dosłownie po 2ch minutach (obok Elektrowni Łagisza) przemaka mi większość ubrania. Sucho tylko w głowę i sucho w stopy, dzięki ochraniaczom wodoodpornym.
Jakimś cudem przestaje praktycznie padać na 24tym kilometrze, na rondku w Zielonej. Ucieszony chcę wykorzystać warunki, zerkam na tylne koło i odkrywam mały gwóźdź. Wymiana dętki, tracę około 20 minut i to w takim momencie. Wykręcam kilkakrotnie rękawiczki, a reszta ubranka trochę przesycha.
Ruszam dalej, i znowu mżawka :)
W małym, znośnym deszczu, dojeżdżam na 38my kilometr, gdzie za stacją benzynową, pokonuję ścieżkę wzdłuż krajowej 94, tą z której zrezygnowałem 18go marca.
W Sławkowie na 40tym km, przestaje padać, a ja oliwię łańcuch, który miał już dość wodnych przygód. Zatrzymuję się także przy Karczmie z XVIII wieku.
Widok na Kościół Podwyższenia Krzyża.
Malowniczym mostkiem przez Białą Przemszę, opuszczam miasteczko. Las w okolicy Bukowna zaprasza swoim pięknem, ale ja muszę kierować się na Olkusz.
Po drodze moja uwagę przyciąga, jeden przydomowy ogródek.
A przed Bolesławem, trochę mroczny widok.
Sam Bolesław, także niczego sobie.
Na dalszej drodze, jadę najpierw asfaltem przez las, następnie docieram na odludzie, wzdłuż ogromnej hałdy.
Gdy myślałem już, że mnie nic bardziej nie zaskoczy, nie mogę oderwać wzroku, od wszechobecnego wyrobiska.
Docieram pod Kopalnię Olkusz, gdzie dalej są zakazy przejazdu. Muszę dotrzeć do pobliskiej legalnej drogi, więc nie zawracam.
Ryzykuje te kilkaset metrów, przejeżdżam przez tory kolejowe i docieram do drogi.
W Olkuszu wpadam na herbatkę, do swojej letniej rezydencji :)
Następnie przejeżdżam 1,8 kilometrowy odcinek krajową 94. Jest to całkowity dystans, jaki pokonałem, nie bocznymi drogami.
Pokonuję doskonale znaną sobie drogę 773. Podjazd za Kosmolowem, daje nie tylko mi w kość. Przecieram szmatką zębatki w rowerze, co znacznie poprawia jazdę.
Poniżej kościół w Sułoszowej.
Pogoda jest coraz lepsza.
Pieskowa Skała
Niestety w okolicy, nadal prawie na każdym kroku, widać skutki olbrzymich śniegów, tegorocznej zimy. Drzewa są pościnane na jednej wysokości, jak zapałki.
Przed Ojcowem
I Skała. Zazwyczaj ten drewniany kościół umykał mojej uwadze.
Za Skałą z górki i prędkości rzędu 40km.
Na 97ym kilometrze przy krajowej 7ce, znowu łapię gumę :(
Znacznie się ociepliło i przebieram się w lżejsze ciuchy.
Ostatecznie docieram do Proszowic. Miałem nadzieje, że zaatakuję kolejnego dnia Puszczę Niepołomicką, od strony Nowego Brzeska, jednak pogoda była nieubłagana.
Na pocieszenie zwiedziłem autem Kraków, tzn Opactwo Benedyktynów i okoliczny rezerwat z punktem widokowym Ostra Góra. Zacne tereny na rower.
P.S. Oczywiście pierwszy raz na nowym kole! Kręci się solidnie. Dopiero teraz dostrzegłem, jak stare koło spowalniało jazdę.
Ł3:515,9 km. [1286,2]
Dane wycieczki:
118.50 km (5.50 km teren), czas: 05:01 h, avg:23.62 km/h,
prędkość maks: 49.50 km/hTemperatura:15.0 HR max:175 ( 89%) HR avg:149 ( 76%) Kalorie: 4851 (kcal)
Dookoła Jeziora Porajskiego
Niedziela, 25 kwietnia 2010 | dodano: 25.04.2010Kategoria Ślad GPS, 100-150 km
Opis uległ usunięciu. Poniżej skrócony opis wycieczki.
Udałem się najpierw nad jezioro w Rogoźniku, by za drogą 913, poznać nowy fragment leśny.
Wyjechałem na drogę przed Twardowicami, i zrobiłem poniższą fotkę.
W Zawadzie widok na lasy, w które zaraz wjadę.
By zniknąć w zielonym raju, muszę jeszcze pokonać przyjemną i znaną sobie, drogę wzdłuż S Jedynki.
I jestem w lesie.
Drzewostan się zmienia, pojawiają się szyszki.
Po czym jadę, przez trochę bardziej odludną część lasu.
By dojechać do miejscowości Wilnowo.
Jadę teraz przez Cynków.
Droga pod wiatr i bardzo niebezpieczny przejazd przez krajową Jedynkę.
Po dłuższym czasie, jestem już nad zbiornikiem w Poraju.
Jestem pod wrażeniem koloru wody i rozmiarem jeziora.
Postanawiam je objechać zgodnie z zielonym szlakiem pieszym.
Jestem na tamie po drugiej stronie.
Na następnym skraju zbiornika, znajduje się mała wysepka.
Poniżej kolejny skraj jeziora, i wały.
Ponieważ jest tam dość piaszczyście, jadę większym łukiem.
By dojechać nad mostek, czy molo, przecinające jezioro.
Powrót przez malownicze miejscowości. Najpierw Miłość, potem Koziegłówki.
Takich asfaltów, w mieście nie ma.
Wracam przez Woźniki, dominuje już kolor złoty.
Temperatura:13.0 HR max:163 ( 83%) HR avg:140 ( 71%) Kalorie: 4000 (kcal)
Udałem się najpierw nad jezioro w Rogoźniku, by za drogą 913, poznać nowy fragment leśny.
Wyjechałem na drogę przed Twardowicami, i zrobiłem poniższą fotkę.
W Zawadzie widok na lasy, w które zaraz wjadę.
By zniknąć w zielonym raju, muszę jeszcze pokonać przyjemną i znaną sobie, drogę wzdłuż S Jedynki.
I jestem w lesie.
Drzewostan się zmienia, pojawiają się szyszki.
Po czym jadę, przez trochę bardziej odludną część lasu.
By dojechać do miejscowości Wilnowo.
Jadę teraz przez Cynków.
Droga pod wiatr i bardzo niebezpieczny przejazd przez krajową Jedynkę.
Po dłuższym czasie, jestem już nad zbiornikiem w Poraju.
Jestem pod wrażeniem koloru wody i rozmiarem jeziora.
Postanawiam je objechać zgodnie z zielonym szlakiem pieszym.
Jestem na tamie po drugiej stronie.
Na następnym skraju zbiornika, znajduje się mała wysepka.
Poniżej kolejny skraj jeziora, i wały.
Ponieważ jest tam dość piaszczyście, jadę większym łukiem.
By dojechać nad mostek, czy molo, przecinające jezioro.
Powrót przez malownicze miejscowości. Najpierw Miłość, potem Koziegłówki.
Takich asfaltów, w mieście nie ma.
Wracam przez Woźniki, dominuje już kolor złoty.
Dane wycieczki:
129.00 km (36.80 km teren), czas: 05:53 h, avg:21.93 km/h,
prędkość maks: 47.20 km/hTemperatura:13.0 HR max:163 ( 83%) HR avg:140 ( 71%) Kalorie: 4000 (kcal)
Na Święta: Jasna Góra. Z Bytomia do Częstochowy.
Niedziela, 4 kwietnia 2010 | dodano: 04.04.2010Kategoria 100-150 km, Ślad GPS
Wyruszam po uroczystym śniadaniu. Jest ok 9 stopni, prognozy zapowiadają słoneczny i ciepły dzień (ok 15 stopni).
Nie chcę jechać główną drogą, od strony Świerklańca, i jeziora Chechło-Nakło, uważam, że było by, to pójście na łatwiznę. Do Częstochowy zamierzam dojechać całkowicie bocznymi drogami.
Zaczynam zatem od strony Brzezin, przez Wojkowice, kierunek Sączów. Normalnie trwają tam prace przy budowie autostrady, na szczęście dziś, jezdnie są niemal całkiem puste.
Szybko jestem obok lotniska i kieruję się na Strąków.
W Zendku widziałem starszego faceta, który przyjechał quadem na mszę.
Po 33ech km asfaltu, jadę przez 2km, poznaną niedawno dziurawą drogą leśną. Zieleń i zapach wynagradzają wyboje.
W Cynkowie chcę zrobić pierwszą fotkę, pstrykam i ... nic.
Brak karty pamięci w aparacie, a specjalnie podładowywałem baterię. Myślę sobie: szkoda, że nie będzie żadnej fotki, i nagle uświadamiam sobie: przecież mam jeszcze kiepski aparat w komórce.
Do Woźnik rower płynie, po pustej drodze. Mijam dostrzegalnię pożarową, na którą można wyjść (po wcześniejszym uzgodnieniu terminu) i podziwiać widoki.
Do dostrzegalni dojechałem kiedyś, lasami od jeziora Chechło-Nakło.
Zatrzymuję się jeszcze przy pomniku i opuszczam Woźniki, ustanawiając za nimi, maksymalną prędkość wycieczki.
Nie jadę bezpośrednio przez Czarny Las, a odbijam w bok w kierunku wiatraków.
Szosa nieopodal Rundnika Małego, to była poezja. Do Nierady, z kolei, tylko środek jezdni był przejezdny.
W Sobuczynie odbijam w lewo, by do Częstochowy wjechać z boku, z dala od głównych ulic.
Niestety tym samym, nie zrobiłem, jak wszyscy bikestatowicze, fotki w miejscu, przy tablicy miasta.
Przykład Katane i Vanhelsing.
Za to, po krótkim fragmencie po piasku, powitały mnie konie.
Jeszcze tylko kawałek gruntu, mijamy Stradomkę i tory kolejowe, i już widać Sanktuarium.
Po 73ech km, z bardzo dobrą średnią (chyba 26km/h) i czasem docieram do celu.
Jako że oczywiście znam sanktuarium, udaję się do Parku 3-go Maja, na krótki odpoczynek oraz nieopodal, pod Grób Nieznanego Żołnierza.
Nie mogło tutaj zabraknąć, także armatę ufundowanej przez Pocztę Polską.
Wracam bocznymi uliczkami, do drogi 907. Miałem nadzieję, że główną drogą wrócę szybko i przyjemnie. Po chwili, zaczynam przeklinać wiatr. Jak się miało okazać, cała droga powrotna była pod wiatr, wiejący wg prognozy numerycznej do 7iu m/s.
Można było jechać jedyne 13-19 km/h, a w dodatku powrót generalnie pod górę.
Zwłaszcza w kość dał mi 35cio kilometrowy odcinek, drogą 908, aż do Miasteczka Ślaskiego.
W okolicach Kamienicy, zrobiono 360 metrów drogi rowerowej i postawiono znak zakazu, jazdy główna drogą.
Zjechałem z drogi 908, by przejechać przez miasteczko Psary, ale ciągle wstrzymywały mnie podmuchy.
W Kaletach na łuku drogi tylne koło wpadło mi w dziurę i po chwili czekała mnie wymiana dętki.
Wymuszona przerwa, chyba dobrze mi zrobiła. Lepszy asfalt i większe ciśnienie w kole także pomogły; stopniowo odzyskiwałem siły.
Od Tarnowskich Gór na 16 km przed domem byłem, jak nowo narodzony. Jedynie łapała mnie notorycznie sygnalizacja świetlna.
Ł1:141,8 km. [1310,6]
Temperatura:14.0 HR max:172 ( 88%) HR avg:149 ( 76%) Kalorie: 5565 (kcal)
Nie chcę jechać główną drogą, od strony Świerklańca, i jeziora Chechło-Nakło, uważam, że było by, to pójście na łatwiznę. Do Częstochowy zamierzam dojechać całkowicie bocznymi drogami.
Zaczynam zatem od strony Brzezin, przez Wojkowice, kierunek Sączów. Normalnie trwają tam prace przy budowie autostrady, na szczęście dziś, jezdnie są niemal całkiem puste.
Szybko jestem obok lotniska i kieruję się na Strąków.
W Zendku widziałem starszego faceta, który przyjechał quadem na mszę.
Po 33ech km asfaltu, jadę przez 2km, poznaną niedawno dziurawą drogą leśną. Zieleń i zapach wynagradzają wyboje.
W Cynkowie chcę zrobić pierwszą fotkę, pstrykam i ... nic.
Brak karty pamięci w aparacie, a specjalnie podładowywałem baterię. Myślę sobie: szkoda, że nie będzie żadnej fotki, i nagle uświadamiam sobie: przecież mam jeszcze kiepski aparat w komórce.
Do Woźnik rower płynie, po pustej drodze. Mijam dostrzegalnię pożarową, na którą można wyjść (po wcześniejszym uzgodnieniu terminu) i podziwiać widoki.
Do dostrzegalni dojechałem kiedyś, lasami od jeziora Chechło-Nakło.
Zatrzymuję się jeszcze przy pomniku i opuszczam Woźniki, ustanawiając za nimi, maksymalną prędkość wycieczki.
Nie jadę bezpośrednio przez Czarny Las, a odbijam w bok w kierunku wiatraków.
Szosa nieopodal Rundnika Małego, to była poezja. Do Nierady, z kolei, tylko środek jezdni był przejezdny.
W Sobuczynie odbijam w lewo, by do Częstochowy wjechać z boku, z dala od głównych ulic.
Niestety tym samym, nie zrobiłem, jak wszyscy bikestatowicze, fotki w miejscu, przy tablicy miasta.
Przykład Katane i Vanhelsing.
Za to, po krótkim fragmencie po piasku, powitały mnie konie.
Jeszcze tylko kawałek gruntu, mijamy Stradomkę i tory kolejowe, i już widać Sanktuarium.
Po 73ech km, z bardzo dobrą średnią (chyba 26km/h) i czasem docieram do celu.
Jako że oczywiście znam sanktuarium, udaję się do Parku 3-go Maja, na krótki odpoczynek oraz nieopodal, pod Grób Nieznanego Żołnierza.
Nie mogło tutaj zabraknąć, także armatę ufundowanej przez Pocztę Polską.
Wracam bocznymi uliczkami, do drogi 907. Miałem nadzieję, że główną drogą wrócę szybko i przyjemnie. Po chwili, zaczynam przeklinać wiatr. Jak się miało okazać, cała droga powrotna była pod wiatr, wiejący wg prognozy numerycznej do 7iu m/s.
Można było jechać jedyne 13-19 km/h, a w dodatku powrót generalnie pod górę.
Zwłaszcza w kość dał mi 35cio kilometrowy odcinek, drogą 908, aż do Miasteczka Ślaskiego.
W okolicach Kamienicy, zrobiono 360 metrów drogi rowerowej i postawiono znak zakazu, jazdy główna drogą.
Zjechałem z drogi 908, by przejechać przez miasteczko Psary, ale ciągle wstrzymywały mnie podmuchy.
W Kaletach na łuku drogi tylne koło wpadło mi w dziurę i po chwili czekała mnie wymiana dętki.
Wymuszona przerwa, chyba dobrze mi zrobiła. Lepszy asfalt i większe ciśnienie w kole także pomogły; stopniowo odzyskiwałem siły.
Od Tarnowskich Gór na 16 km przed domem byłem, jak nowo narodzony. Jedynie łapała mnie notorycznie sygnalizacja świetlna.
Ł1:141,8 km. [1310,6]
Dane wycieczki:
138.60 km (8.50 km teren), czas: 05:50 h, avg:23.76 km/h,
prędkość maks: 61.70 km/hTemperatura:14.0 HR max:172 ( 88%) HR avg:149 ( 76%) Kalorie: 5565 (kcal)
Grupowa setka, przez Toszek, Poniszowice, Pławniowice
Sobota, 20 marca 2010 | dodano: 21.03.2010Kategoria 100-150 km, Ślad GPS
Pomysł zrodził się, w okolicach, wczorajszej bytomskiej Masy.
Bohaterowie: codeisred, Asica, Kosma100, djk71, Mlynarz i ja.
Miejsce zbiórki: zabrzańska Helenka.
Po 10ej jestem na miejscu, czeka na mnie już codeisred, po chwili, są już wszyscy.
Pierwszym przystankiem był, prawdopodobnie, najstarszy drewniany kościół na Górnym Śląsku, bo aż z 1494 roku. Jego panoramę można obejrzeć Tutaj. Znajduje się on na szlaku architektury drewnianej.
Zapewne więcej zdjęć, będzie można obejrzeć u współuczestników wycieczki. Wspaniali, pogodni ludzie.
Jedziemy w kierunku Toszka, na zamek.
Kolejnym przepięknym kościółkiem, był ten zbudowany w XV wieku, w Poniszowicach.
Jest on także przepiękny w środku. Kliknij Tutaj.
W okolicach Chechła, co prawda niewielki, ale deszcz, pokrzyżował nam plany. Ja np nie miałem co włożyć na rękawki, co nie wróżyło najlepiej, po niespełna połowie zakładanego dystansu.
Mieliśmy dojechać co najmniej do Ujazdu, jednak się nie udało.
Odbiliśmy w kierunku Pławniowic, gdzie zwiedziliśmy piękny pałacyk. Kliknij Tutaj.
Rozdzieliliśmy się w Rokitnicy, a ja z codeisred, pojechałem na Bytom.
Aha zapomniałem, że było dziś dość wietrznie; zwłaszcza od Toszka, gdzie niby miało być z górki, a było pod wiatr.
Wyszła, moja trzecia setka w marcu, tak na pożegnanie kalendarzowej Zimy.
Dzięki wszystkim za jazdę.
Ł3:145,9 km. [455,9]
Temperatura:14.0 HR max:168 ( 86%) HR avg:138 ( 70%) Kalorie: 4038 (kcal)
Bohaterowie: codeisred, Asica, Kosma100, djk71, Mlynarz i ja.
Miejsce zbiórki: zabrzańska Helenka.
Po 10ej jestem na miejscu, czeka na mnie już codeisred, po chwili, są już wszyscy.
Pierwszym przystankiem był, prawdopodobnie, najstarszy drewniany kościół na Górnym Śląsku, bo aż z 1494 roku. Jego panoramę można obejrzeć Tutaj. Znajduje się on na szlaku architektury drewnianej.
Zapewne więcej zdjęć, będzie można obejrzeć u współuczestników wycieczki. Wspaniali, pogodni ludzie.
Jedziemy w kierunku Toszka, na zamek.
Kolejnym przepięknym kościółkiem, był ten zbudowany w XV wieku, w Poniszowicach.
Przy drewnianym kościele z XV wieku w Poniszowicach© fredziomf
Jest on także przepiękny w środku. Kliknij Tutaj.
W okolicach Chechła, co prawda niewielki, ale deszcz, pokrzyżował nam plany. Ja np nie miałem co włożyć na rękawki, co nie wróżyło najlepiej, po niespełna połowie zakładanego dystansu.
Mieliśmy dojechać co najmniej do Ujazdu, jednak się nie udało.
Odbiliśmy w kierunku Pławniowic, gdzie zwiedziliśmy piękny pałacyk. Kliknij Tutaj.
Nasze rowerki przy pałacu w Pławniowicach© fredziomf
Rozdzieliliśmy się w Rokitnicy, a ja z codeisred, pojechałem na Bytom.
Aha zapomniałem, że było dziś dość wietrznie; zwłaszcza od Toszka, gdzie niby miało być z górki, a było pod wiatr.
Wyszła, moja trzecia setka w marcu, tak na pożegnanie kalendarzowej Zimy.
Dzięki wszystkim za jazdę.
Ł3:145,9 km. [455,9]
Dane wycieczki:
106.90 km (0.20 km teren), czas: 05:21 h, avg:19.98 km/h,
prędkość maks: 45.80 km/hTemperatura:14.0 HR max:168 ( 86%) HR avg:138 ( 70%) Kalorie: 4038 (kcal)
Sławków + Czarny Szlak Rowerowy
Czwartek, 18 marca 2010 | dodano: 18.03.2010Kategoria 100-150 km, Ślad GPS
Zakochałem się w tym czarnym szlaku! Napiszę na razie tylko, mnóstwo terenu. Mnóstwo jak nie błota, to wody, pokonywanych głębokich kałuż, walki na śniegu czy miejsc gdzie rower zakopywał się w miejscu.
Ogrom walki, dodam, że metrów w pionie wyszło więcej, jak przy zdobywaniu Góry Św. Anny.
Ciepło 8 stopni na starcie, zacząłem tradycyjną trasą - kierunek Dąbrowa Górnicza. Od Piekar, aż do Bobrownik, strasznie brudna droga, gdyż budowana jest tam autostrada A1.
W Wojkowicach jechałem za śmieciarką, którą po chwili wyprzedzałem. Pan stojący na lewym jej tyle, dał mi znak o wolnej jezdni z przeciwka.
Dalej, równolegle do drogi 94. Tutaj temperatura skoczyła do chyba ponad 10ciu stopni, było mi trochę za ciepło.
Mijam 2 charakterystyczne miejsca, które od zawsze widziałem po drugiej stronie ekranu wyciszającego. Hipermarket...
i taśmociąg huty Szkła?
Moim pierwszym celem jest Sławków, zaraz przed tą miejscowością, kończy się droga, za stacją benzynową. Miałem w planie przejechać ponad 1,2km, ścieżką wzdłuż drogi 94; jechało się tam jednak bardzo trudno.
Po 400 metrach przegrałem i w tym miejscu wybrałem drogę 94. Nie ukrywam, w tym momencie byłem zaniepokojony, jak będą wyglądać ścieżki rowerowe.
W końcu dotarłem do pierwszego celu, już w województwie małopolskim.
Ruiny Zamku Biskupów Krakowskich w Sławkowie.
Na 45ym kilometrze musiałem podkręcić zębatki z korby, zdążyły się poluzować śruby :(
Dalej przyjemny asfalt i pięknie zapowiadające się widoki. Było widać zarys jakich wyższych gór.
W końcu, po 47iu km dotarłem tam gdzie wszystko się zaczęło.
Ja przyjechałem z górki od Sławkowa.
Miejscowość Okradzionów. Biała tabliczka w tle, informuje o początku, czarnej ścieżki rowerowej [Bukowy Świat].
Najpierw jedziemy drogą asfaltową.
By po chwili, drogą polną...
przejechać pod torami kolejowymi.
Pierwsza kałuża. Po chwili, i nie takie pokonywałem. Wszystko zbierały ochraniacze wodoodporne.
Dalej przyjemność, wzdłuż torów kolejowych.
Po około 3ech km off-roadu, można jechać dalej prosto wzdłuż torów, lub odbić na drogę asfaltową, w prawo. A robię to drugie, dając szansę rowerkowi, by się trochę oczyścił.
Po 4ech km kończy się droga asfaltowa...
i jedziemy prawie zgodnie z czerwonym szlakiem pieszym.
Przekraczamy na mostku Białą Przemszę.
Szlak rowerowy pozytywnie zaskakuje. Na całej trasie jest bardzo dobrze oznakowany białymi słupkami, stojącymi niemal, przy każdym następnym skrzyżowaniu, na szlaku.
Wrażenia są cudowne, trochę asfaltu, trochę szutru, trochę drogi polnej, trochę przez las i znowu asfalt czy znowu wzdłuż torów. Droga Nie ma prawa nam się znudzić.
Na 58ym km (11tu km szlaku), powracam szlakiem do Okradzionowa, tworząc małą pętlę.
Gdzie jest super mapa...
i prześliczne rondko.
Jadę ponownie wzdłuż torów.
przez Oklahomę :)
I znowu wzdłuż torów.
Może pozornie wygląda to dobrze...
Ale właśnie na takiej drodze się zakopuję, przez kałuże i po śniegu było znacznie łatwiej.
Jest i sarenka
oraz niezbity dowód wiosny - bazie.
Na 66ym km (19ytm szlaku) ścieżka odbija przez pole...
by przejechać pod torami, tym razem na ich lewą stronę.
Dojeżdżamy do drogi 796, i w kierunku ul. Hallerczyków. Przejechać tutaj to była katastrofa.
Docieramy do bardzo ciekawego wzniesienia. Z jednej strony widok na Hutę Katowice, z drugiej na Elektrociepłownię w Będzinie, obok widok na jezioro Pogorię IV; a na samym wzniesieniu kapliczka i wystająca z ziemi, chyba, strzelnica jakiegoś schronu.
Cały czas szlakiem, drogą asfaltową, docieram właściwie nad Pogorię IV, ale decyduję odbić się w bok, by zrobić drugą, jeszcze większą pętlę od pierwszej...
przez Trzebiesławice.
Przyświeciło troszkę słonka, prawda że pięknie.
Szlak biegnie obok Trzebiesławskiej Góry (374m)
oraz Góry Bocianek.
Znalazłem tam coś tajemniczego. Może to coś Meteo?
Było tam sporo śniegu, jechało lub szło się tam jakieś 3-6km/h. Mój ślad.
Było jednak pięknie.
Był też zachód słońca, oraz zjazd po kamieniach, korzeniach i nierównościach przykrytych śniegiem.
Czasem trzeba było ominąć pieszo, kilka przewalonych drzew.
Ostatecznie wróciłem do wzniesienia z kapliczką. Rower nie miał lekko.
Potem asfaltem, by się trochę oczyścić, rzut oka na Pogorię IV.
I po 105iu km byłem już na asfaltowej ścieżce rowerowej (szlak czerwony), nad tym jeziorem.
Przejechałem praktycznie cały czarny szlak. Biegnie on co prawda, jeszcze, kilka kilometrów, w kierunku Pogorii II; jednak byłem tam wcześniej, a przy dzisiejszej pogodzie raczej nie dałoby się tam przejechać.
Powrót znaną sobie drogą, mógłbym z zamkniętymi oczami jechać. Trochę się męczyłem od Sarnowa, bo pod górkę, ale powolutku dojechałem do domciu.
Rower po wszystkim.
Ł2:317,3 km. [921]
Temperatura:8.0 HR max:178 ( 91%) HR avg:155 ( 79%) Kalorie: 5368 (kcal)
Ogrom walki, dodam, że metrów w pionie wyszło więcej, jak przy zdobywaniu Góry Św. Anny.
Ciepło 8 stopni na starcie, zacząłem tradycyjną trasą - kierunek Dąbrowa Górnicza. Od Piekar, aż do Bobrownik, strasznie brudna droga, gdyż budowana jest tam autostrada A1.
W Wojkowicach jechałem za śmieciarką, którą po chwili wyprzedzałem. Pan stojący na lewym jej tyle, dał mi znak o wolnej jezdni z przeciwka.
Dalej, równolegle do drogi 94. Tutaj temperatura skoczyła do chyba ponad 10ciu stopni, było mi trochę za ciepło.
Mijam 2 charakterystyczne miejsca, które od zawsze widziałem po drugiej stronie ekranu wyciszającego. Hipermarket...
i taśmociąg huty Szkła?
Moim pierwszym celem jest Sławków, zaraz przed tą miejscowością, kończy się droga, za stacją benzynową. Miałem w planie przejechać ponad 1,2km, ścieżką wzdłuż drogi 94; jechało się tam jednak bardzo trudno.
Po 400 metrach przegrałem i w tym miejscu wybrałem drogę 94. Nie ukrywam, w tym momencie byłem zaniepokojony, jak będą wyglądać ścieżki rowerowe.
W końcu dotarłem do pierwszego celu, już w województwie małopolskim.
Ruiny Zamku Biskupów Krakowskich w Sławkowie.
Na 45ym kilometrze musiałem podkręcić zębatki z korby, zdążyły się poluzować śruby :(
Dalej przyjemny asfalt i pięknie zapowiadające się widoki. Było widać zarys jakich wyższych gór.
W końcu, po 47iu km dotarłem tam gdzie wszystko się zaczęło.
Ja przyjechałem z górki od Sławkowa.
Miejscowość Okradzionów. Biała tabliczka w tle, informuje o początku, czarnej ścieżki rowerowej [Bukowy Świat].
Najpierw jedziemy drogą asfaltową.
By po chwili, drogą polną...
przejechać pod torami kolejowymi.
Pierwsza kałuża. Po chwili, i nie takie pokonywałem. Wszystko zbierały ochraniacze wodoodporne.
Dalej przyjemność, wzdłuż torów kolejowych.
Po około 3ech km off-roadu, można jechać dalej prosto wzdłuż torów, lub odbić na drogę asfaltową, w prawo. A robię to drugie, dając szansę rowerkowi, by się trochę oczyścił.
Po 4ech km kończy się droga asfaltowa...
i jedziemy prawie zgodnie z czerwonym szlakiem pieszym.
Przekraczamy na mostku Białą Przemszę.
Szlak rowerowy pozytywnie zaskakuje. Na całej trasie jest bardzo dobrze oznakowany białymi słupkami, stojącymi niemal, przy każdym następnym skrzyżowaniu, na szlaku.
Wrażenia są cudowne, trochę asfaltu, trochę szutru, trochę drogi polnej, trochę przez las i znowu asfalt czy znowu wzdłuż torów. Droga Nie ma prawa nam się znudzić.
Na 58ym km (11tu km szlaku), powracam szlakiem do Okradzionowa, tworząc małą pętlę.
Gdzie jest super mapa...
i prześliczne rondko.
Jadę ponownie wzdłuż torów.
przez Oklahomę :)
I znowu wzdłuż torów.
Może pozornie wygląda to dobrze...
Ale właśnie na takiej drodze się zakopuję, przez kałuże i po śniegu było znacznie łatwiej.
Jest i sarenka
oraz niezbity dowód wiosny - bazie.
Na 66ym km (19ytm szlaku) ścieżka odbija przez pole...
by przejechać pod torami, tym razem na ich lewą stronę.
Dojeżdżamy do drogi 796, i w kierunku ul. Hallerczyków. Przejechać tutaj to była katastrofa.
Docieramy do bardzo ciekawego wzniesienia. Z jednej strony widok na Hutę Katowice, z drugiej na Elektrociepłownię w Będzinie, obok widok na jezioro Pogorię IV; a na samym wzniesieniu kapliczka i wystająca z ziemi, chyba, strzelnica jakiegoś schronu.
Cały czas szlakiem, drogą asfaltową, docieram właściwie nad Pogorię IV, ale decyduję odbić się w bok, by zrobić drugą, jeszcze większą pętlę od pierwszej...
przez Trzebiesławice.
Przyświeciło troszkę słonka, prawda że pięknie.
Szlak biegnie obok Trzebiesławskiej Góry (374m)
oraz Góry Bocianek.
Znalazłem tam coś tajemniczego. Może to coś Meteo?
Było tam sporo śniegu, jechało lub szło się tam jakieś 3-6km/h. Mój ślad.
Było jednak pięknie.
Był też zachód słońca, oraz zjazd po kamieniach, korzeniach i nierównościach przykrytych śniegiem.
Czasem trzeba było ominąć pieszo, kilka przewalonych drzew.
Ostatecznie wróciłem do wzniesienia z kapliczką. Rower nie miał lekko.
Potem asfaltem, by się trochę oczyścić, rzut oka na Pogorię IV.
I po 105iu km byłem już na asfaltowej ścieżce rowerowej (szlak czerwony), nad tym jeziorem.
Przejechałem praktycznie cały czarny szlak. Biegnie on co prawda, jeszcze, kilka kilometrów, w kierunku Pogorii II; jednak byłem tam wcześniej, a przy dzisiejszej pogodzie raczej nie dałoby się tam przejechać.
Powrót znaną sobie drogą, mógłbym z zamkniętymi oczami jechać. Trochę się męczyłem od Sarnowa, bo pod górkę, ale powolutku dojechałem do domciu.
Rower po wszystkim.
Ł2:317,3 km. [921]
Dane wycieczki:
136.40 km (30.00 km teren), czas: 07:20 h, avg:18.60 km/h,
prędkość maks: 42.50 km/hTemperatura:8.0 HR max:178 ( 91%) HR avg:155 ( 79%) Kalorie: 5368 (kcal)
Góra zdobyta
Wtorek, 9 marca 2010 | dodano: 10.03.2010Kategoria 100-150 km, Ślad GPS
Cadence avg:73
Temp start -4, powrót -6 stopni.
Poniedziałkowy wpis zagadkę, rozwiązało wprawne oko doświadczonej bikerki. Musiałem potrzymać w niepewności, wyczekując na pogodny (bezśnieżny) dzień.
Miałem kilka pomysłów jak jechać, wybrałem wariant asfaltowy, chcąc, by powrót biegł inną drogą. Chciałem ominąć także główną drogę, przez Pyskowice.
Najpierw wyruszyłem znaną sobie drogą w kierunku Zabrza i Gliwic. Już w Szombierkach, było ciekawie by pofocić, ale skupiłem się na jeździe.
Do Gliwic, jechało się dobrze, potem musiałem przecisnąć się przez Centrum miasta, co także wyszło lepiej niż zakładałem. Miałem w kilku miejscach wyrzuty, że nie jadę drogą dla rowerów (po chodniku).
Trochę obawiałem się, jak zniosę długą jazdę (i to, mój Personal Best) na minusowej temperaturze, ale z początku było na tyle ciepło, że maska na twarz i dodatkowe rękawiczki czekały na swój moment, w sakwie.
Do Kleszczowa trochę wiało, co jest normalne na otwartej przestrzeni, a dalej było praktycznie pusto. Autka jechały raz na kilka minut, za to mijały prawie stówką/h.
W okolicach Rudna czy Rudzińca, były 2 piękne stare kościółki. Przykład.
Przed Wydzierowem, zauważyłem, że jadę zgodnie z żółtym szlakiem rowerowym.
Kolejnym wydarzeniem, było przekroczenie granicy województwa. Szybko można byłoby się zorientować, dwujęzyczne nazwy miejscowości i autka z rejestracją "OKej".
Złapałem także w komórce, miejscowe Radio Park i tak towarzyszyło mi przez większość drogi. [mówili coś o 2ej parkowej wycieczce rowerowej]
Na mostku, obok Kanału Gliwickiego, odbiłem w lewo, wbrew żółtemu szlakowi rowerowemu (którym będę, w większości, wracał).
Wybrałem fragment drogi 426, i ku mojemu zdziwieniu, było tam prawie pusto. Jedynie pod koniec pracowali tam drogowcy i były przełomy w jezdni.
Przed Lichynią, pojechałem trochę asfaltowym chodnikiem, bo tak ładnie nakazywały znaki. Ale drogą było szybciej więc wróciłem na nią.
Podjazd pod Górę Św. Anny nie zrobił na mnie wrażenia, nie żebym się nie zmęczył, ale spodziewałem się, że będzie trudniej.
Zjadłem Liona [na tle zakładów w Zdzieszowicach], a czas także miałem dobry.
Droga powrotna, przez malownicze miejscowości.
Najpierw dobrym asfaltem, przecinamy kilka razy autostradę A4, i znowu kilka kościółków wartych zwiedzenia.
I znowu wzdłuż żółtego szlaku rowerowego, z którego w tym miejscu odbijam na Ujazd.
Jeszcze fotka w Zimnej Wódce (nazwa od krynicznych i chłodnych wód, jakie toczył niegdyś płynący tu strumień. W przeszłości używano nazwy Zimna Woda).
Tutaj chyba każdy biker z okolicy, kiedyś pstrykał. Ubrałem drugie rękawiczki, straciłem sporo czasu na te fotki.
Heh, może ktoś wpadnie z opolskiego na Masę :)
W Starym Ujeździe pozdrowiłem się z jakimś szosowcem, bardzo sympatycznie.
Zanim dojechałem do Pławniowic, jechałem przez śliczny las, a w samej miejscowości bardzo popularny pałac.
Odbiłem na Bycinę (gdzie ubrałem maskę na twarz), by wjechać nad Dzierżno Małe...
i w nowo poznany skrót, obok torów kolejowych.
Powoli czułem się zmęczony, droga lekko pod górę i już ciemno.
Bocialarce potrzeba było przemienić aku, łańcuch/napęd też chyba był już zasyfiony, bo na najmniejszej zębatce, miałem komunikaty o niskiej kadencji.
Przez Grzybowice [przez ponad 3km], przejechałem ruchliwą drogą 78, potrzeba koncentracji i trochę odżyłem.
Jeszcze tylko znany sobie fragment drogą 94 (już bez stresu), ale w Miechowicach jechałem już na autopilocie, byłem padnięty. Czas na zimnie i ciepły posiłek tylko przed jazdą, zrobiły swoje. Ale na kilka km przed domem miałem chęci jeszcze jechać.
Następnym razem, gdy się zdecyduję na jazdę w tamtej okolicy, wybiorę wariant terenowy, przez Rachowice i z powrotem z Góry Św. Anny, drogami gruntowymi w kierunku Czarnocina.
Ł2:149 km. [752,7]
Temperatura:-5.0 HR max:172 ( 88%) HR avg:142 ( 72%) Kalorie: 5989 (kcal)
Temp start -4, powrót -6 stopni.
Poniedziałkowy wpis zagadkę, rozwiązało wprawne oko doświadczonej bikerki. Musiałem potrzymać w niepewności, wyczekując na pogodny (bezśnieżny) dzień.
Miałem kilka pomysłów jak jechać, wybrałem wariant asfaltowy, chcąc, by powrót biegł inną drogą. Chciałem ominąć także główną drogę, przez Pyskowice.
Najpierw wyruszyłem znaną sobie drogą w kierunku Zabrza i Gliwic. Już w Szombierkach, było ciekawie by pofocić, ale skupiłem się na jeździe.
Do Gliwic, jechało się dobrze, potem musiałem przecisnąć się przez Centrum miasta, co także wyszło lepiej niż zakładałem. Miałem w kilku miejscach wyrzuty, że nie jadę drogą dla rowerów (po chodniku).
Trochę obawiałem się, jak zniosę długą jazdę (i to, mój Personal Best) na minusowej temperaturze, ale z początku było na tyle ciepło, że maska na twarz i dodatkowe rękawiczki czekały na swój moment, w sakwie.
Do Kleszczowa trochę wiało, co jest normalne na otwartej przestrzeni, a dalej było praktycznie pusto. Autka jechały raz na kilka minut, za to mijały prawie stówką/h.
W okolicach Rudna czy Rudzińca, były 2 piękne stare kościółki. Przykład.
Przed Wydzierowem, zauważyłem, że jadę zgodnie z żółtym szlakiem rowerowym.
Kolejnym wydarzeniem, było przekroczenie granicy województwa. Szybko można byłoby się zorientować, dwujęzyczne nazwy miejscowości i autka z rejestracją "OKej".
Złapałem także w komórce, miejscowe Radio Park i tak towarzyszyło mi przez większość drogi. [mówili coś o 2ej parkowej wycieczce rowerowej]
Na mostku, obok Kanału Gliwickiego, odbiłem w lewo, wbrew żółtemu szlakowi rowerowemu (którym będę, w większości, wracał).
Wybrałem fragment drogi 426, i ku mojemu zdziwieniu, było tam prawie pusto. Jedynie pod koniec pracowali tam drogowcy i były przełomy w jezdni.
Przed Lichynią, pojechałem trochę asfaltowym chodnikiem, bo tak ładnie nakazywały znaki. Ale drogą było szybciej więc wróciłem na nią.
Podjazd pod Górę Św. Anny nie zrobił na mnie wrażenia, nie żebym się nie zmęczył, ale spodziewałem się, że będzie trudniej.
Zjadłem Liona [na tle zakładów w Zdzieszowicach], a czas także miałem dobry.
Droga powrotna, przez malownicze miejscowości.
Najpierw dobrym asfaltem, przecinamy kilka razy autostradę A4, i znowu kilka kościółków wartych zwiedzenia.
I znowu wzdłuż żółtego szlaku rowerowego, z którego w tym miejscu odbijam na Ujazd.
Jeszcze fotka w Zimnej Wódce (nazwa od krynicznych i chłodnych wód, jakie toczył niegdyś płynący tu strumień. W przeszłości używano nazwy Zimna Woda).
Tutaj chyba każdy biker z okolicy, kiedyś pstrykał. Ubrałem drugie rękawiczki, straciłem sporo czasu na te fotki.
Heh, może ktoś wpadnie z opolskiego na Masę :)
W Starym Ujeździe pozdrowiłem się z jakimś szosowcem, bardzo sympatycznie.
Zanim dojechałem do Pławniowic, jechałem przez śliczny las, a w samej miejscowości bardzo popularny pałac.
Odbiłem na Bycinę (gdzie ubrałem maskę na twarz), by wjechać nad Dzierżno Małe...
i w nowo poznany skrót, obok torów kolejowych.
Powoli czułem się zmęczony, droga lekko pod górę i już ciemno.
Bocialarce potrzeba było przemienić aku, łańcuch/napęd też chyba był już zasyfiony, bo na najmniejszej zębatce, miałem komunikaty o niskiej kadencji.
Przez Grzybowice [przez ponad 3km], przejechałem ruchliwą drogą 78, potrzeba koncentracji i trochę odżyłem.
Jeszcze tylko znany sobie fragment drogą 94 (już bez stresu), ale w Miechowicach jechałem już na autopilocie, byłem padnięty. Czas na zimnie i ciepły posiłek tylko przed jazdą, zrobiły swoje. Ale na kilka km przed domem miałem chęci jeszcze jechać.
Następnym razem, gdy się zdecyduję na jazdę w tamtej okolicy, wybiorę wariant terenowy, przez Rachowice i z powrotem z Góry Św. Anny, drogami gruntowymi w kierunku Czarnocina.
Ł2:149 km. [752,7]
Dane wycieczki:
149.00 km (8.50 km teren), czas: 06:50 h, avg:21.80 km/h,
prędkość maks: 56.10 km/hTemperatura:-5.0 HR max:172 ( 88%) HR avg:142 ( 72%) Kalorie: 5989 (kcal)
Pyskowice, Pławniowice, Gliwice
Niedziela, 26 kwietnia 2009 | dodano: 26.04.2009Kategoria Ślad GPS, 100-150 km
Time:9:35
Cadence avg:65
Bytom (Dąbrowa Miejska, Podleśna, Suchogórska), Ptakowice, Wilkowice, Księży Las, Łubie, Pyskowice (Wyzwolenia, Wyszyńskiego, Powstańców Śląskich, Sikorskiego, Piaskowa), Drogą gruntową wzdłuż Kanału Gliwickiego, wzdłuż Jez. Dzierżono Duże, Rzeczyce, Taciszów, Pławniowice (Pałac, jez. Pławniowice).
Powrót przez Taciszów, przecinając A4, Kleszczów wzdłuż A4, Gliwice (Kozielska, Wyczółkowskiego przez 4kę, Staromiejska, Główna, Nałkowskiej, Strzelców Bytomskich, Nad Lakami, Toszecka 901, Ziemiecicka), Przezchlebie, Ziemięcice, Boniowice przez 94, Kamieniec, Zbrosławice, Ptakowice, i Bytom, tą samą drogą do domu przez Strzelców Bytomskich.
Chwilami masakrycznie wiało np przed Pyskowicami, i wzdłuż A4 w Kleszczowie.
Temperatura:20.0 HR max:174 ( 89%) HR avg:146 ( 74%) Kalorie: 4564 (kcal)
Cadence avg:65
Bytom (Dąbrowa Miejska, Podleśna, Suchogórska), Ptakowice, Wilkowice, Księży Las, Łubie, Pyskowice (Wyzwolenia, Wyszyńskiego, Powstańców Śląskich, Sikorskiego, Piaskowa), Drogą gruntową wzdłuż Kanału Gliwickiego, wzdłuż Jez. Dzierżono Duże, Rzeczyce, Taciszów, Pławniowice (Pałac, jez. Pławniowice).
Powrót przez Taciszów, przecinając A4, Kleszczów wzdłuż A4, Gliwice (Kozielska, Wyczółkowskiego przez 4kę, Staromiejska, Główna, Nałkowskiej, Strzelców Bytomskich, Nad Lakami, Toszecka 901, Ziemiecicka), Przezchlebie, Ziemięcice, Boniowice przez 94, Kamieniec, Zbrosławice, Ptakowice, i Bytom, tą samą drogą do domu przez Strzelców Bytomskich.
Chwilami masakrycznie wiało np przed Pyskowicami, i wzdłuż A4 w Kleszczowie.
Dane wycieczki:
112.15 km (6.00 km teren), czas: 05:22 h, avg:20.90 km/h,
prędkość maks: 47.30 km/hTemperatura:20.0 HR max:174 ( 89%) HR avg:146 ( 74%) Kalorie: 4564 (kcal)
Bobrowniki, Myszkowice, Nowa Wieś, Lubne, Przeczyce, Siewierz (Zamek), jez. Pogoria, Będzin, Wojkowice
Niedziela, 19 kwietnia 2009 | dodano: 19.04.2009Kategoria Ślad GPS, 100-150 km
Time:8:03
Cadence avg:66
2 cele przejażdżki: Zamek w Siewierzu i objechanie jeziora Pogoria IV, III.
Rozpocząłem od strony "Żabich Dołów", ul.Kotucha, ul.Bednorza i do Bobrownik (1Maja, Sienkiewicza), następnie kierunek Siemiona, podjazd w Myszkowicach, przed Pyrzowicami, odbiłem na Nową Wieś, potem na Lubne. Przecinając drogę 78 byłem w Przeczycach, (Hektary, Podwarpie) już niedaleko do Ruin Zamku.
Następnie przez Dąbrowę Górniczą (ulice Ujejska, Konstytucji).
Przeciąłem następnie drogę E75 (a może to już S1) skręcając za nią, w drogę gruntową, okrążyłem Pogorię IV(dalej asfaltową ścieżką rowerową).
Za Pogorią III dalej ul. Olszową, Robotniczą, obok Elektrowni Łagisza, dalej Mickiewicza, Słowackiego, po czym dojechałem do Wojkowic, z których tradycyjną drogą do domu.
Wpadłem jeszcze na Michałkowice by zamknąć 100kę.
Gdy wyjeżdżałem było jakieś 7stopni, po powrocie już 18.
Temperatura:15.0 HR max:170 ( 87%) HR avg:149 ( 76%) Kalorie: 4135 (kcal)
Cadence avg:66
2 cele przejażdżki: Zamek w Siewierzu i objechanie jeziora Pogoria IV, III.
Rozpocząłem od strony "Żabich Dołów", ul.Kotucha, ul.Bednorza i do Bobrownik (1Maja, Sienkiewicza), następnie kierunek Siemiona, podjazd w Myszkowicach, przed Pyrzowicami, odbiłem na Nową Wieś, potem na Lubne. Przecinając drogę 78 byłem w Przeczycach, (Hektary, Podwarpie) już niedaleko do Ruin Zamku.
Następnie przez Dąbrowę Górniczą (ulice Ujejska, Konstytucji).
Przeciąłem następnie drogę E75 (a może to już S1) skręcając za nią, w drogę gruntową, okrążyłem Pogorię IV(dalej asfaltową ścieżką rowerową).
Za Pogorią III dalej ul. Olszową, Robotniczą, obok Elektrowni Łagisza, dalej Mickiewicza, Słowackiego, po czym dojechałem do Wojkowic, z których tradycyjną drogą do domu.
Wpadłem jeszcze na Michałkowice by zamknąć 100kę.
Gdy wyjeżdżałem było jakieś 7stopni, po powrocie już 18.
Dane wycieczki:
101.58 km (6.00 km teren), czas: 04:36 h, avg:22.08 km/h,
prędkość maks: 46.10 km/hTemperatura:15.0 HR max:170 ( 87%) HR avg:149 ( 76%) Kalorie: 4135 (kcal)
Ożarowice, Pyrzowice, Zendek, Przeczyce dookoła zalewu
Czwartek, 2 października 2008 | dodano: 27.04.2009Kategoria 100-150 km
Time:8:37
Cadence avg:65
Cadence max:95
Porwisty wiatr.
Najpierw po lasku Piekarskim, przejechałem z każdej strony.
Potem Wymysłów, Dobieszowice, Siemiona, Sączów, Ożarowice, Pyrzowice.
Dookoła Pyrzowic, kierunek Zendek.
Tam przystanek sklepik.
Potem Mierzęcice i Przeczyce, dookoła zalewu.
Temperatura: HR max:178 ( 91%) HR avg:146 ( 74%) Kalorie: 5022 (kcal)
Cadence avg:65
Cadence max:95
Porwisty wiatr.
Najpierw po lasku Piekarskim, przejechałem z każdej strony.
Potem Wymysłów, Dobieszowice, Siemiona, Sączów, Ożarowice, Pyrzowice.
Dookoła Pyrzowic, kierunek Zendek.
Tam przystanek sklepik.
Potem Mierzęcice i Przeczyce, dookoła zalewu.
Dane wycieczki:
122.00 km (9.50 km teren), czas: 05:44 h, avg:21.28 km/h,
prędkość maks: 52.30 km/hTemperatura: HR max:178 ( 91%) HR avg:146 ( 74%) Kalorie: 5022 (kcal)
Park WPKiW
Sobota, 27 września 2008 | dodano: 26.04.2009Kategoria WPKiW, 100-150 km
Time:12:08
Cadence avg:70
Cadence max:96
Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg:150 ( 76%) Kalorie: 3669 (kcal)
Cadence avg:70
Cadence max:96
Dane wycieczki:
100.00 km (1.80 km teren), czas: 04:02 h, avg:24.79 km/h,
prędkość maks: 46.80 km/hTemperatura:18.0 HR max: (%) HR avg:150 ( 76%) Kalorie: 3669 (kcal)