- Kategorie:
- 100-150 km.20
- 150-200 km.5
- 70-100 km.55
- MK.13
- Pieszym szlakiem.45
- Ślad GPS.100
- VP.10
- WPKiW.184
Wpisy archiwalne w kategorii
Ślad GPS
Dystans całkowity: | 7196.36 km (w terenie 1313.04 km; 18.25%) |
Czas w ruchu: | 364:01 |
Średnia prędkość: | 19.77 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.40 km/h |
Suma podjazdów: | 39976 m |
Maks. tętno maksymalne: | 186 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 165 (84 %) |
Suma kalorii: | 219644 kcal |
Liczba aktywności: | 99 |
Średnio na aktywność: | 72.69 km i 3h 40m |
Więcej statystyk |
Pieszo-Rowerowo. Udało się! Szlak 25lecia Pttk + Trójkąt Trzech Cesarzy [Mysłowice, Jaworzno, Sosnowiec, Dąbrowa G.)
Niedziela, 22 sierpnia 2010 | dodano: 23.08.2010Kategoria Pieszym szlakiem, Ślad GPS, WPKiW, 100-150 km
O tym co się udało, na końcu wpisu.
Na Niedzielę zaplanowałem jazdę rowerem, po pieszym Szlaku Dwudziestopięciolecia PTTK, a dokładniej, odkrycie jego fragmentu pomiędzy Mysłowicami, Jaworznem, Sosnowcem oraz Dąbrową Górniczą.
Pierwszym celem jest dojazd pod Kąpielisko Słupna w Mysłowicach, gdyż do tego miejsca, poznałem szlak.
By nie jechać, jak zwykle przez Muchowiec i obok stawu Janina, szukam innego rozwiązania.
Wybieram jazdę przez WPKiW, ścieżkę rowerową wzdłuż rzeki Rawy i Trzy Stawy.
Aż dziwne, ale po raz pierwszy jestem w poniższym miejscu postojowym.
DK 86 przekraczam poniższą kładką...
Jadę wzdłuż A4ki, fajnym asfaltem, a samą autostradę pokonuję w trochę ekstremalny sposób, z rowerem pod ramieniem.
Po 29,5 km już na miejscu. Dysponuję prawdopodobnym przebiegiem szlaku w GPSie, ale rozpoczyna się zabawa w wyszukiwanie oznaczeń szlaku na drzewach i z wielką niewiadomą co do przejezdności i ciągłości szlaku.
Ja już tak mam, jeśli stracę fragment szlaku, to przy jego odnalezieniu, wracam by dotrzeć, jeśli się da, pod ostatnio znane miejsce na szlaku.
Docieram nad rzekę Przemszę. GPS sugeruję jazdę w prawo, jednak oznaczenia sugerują jazdę w drugą stronę. Jadę wąską, częściowo zarośniętą i nierówną ścieżką.
W pewnym momencie nadziewam się na gałąź i dostaję prosto w krtań. Na szczęście to nic poważnego.
Trochę przypadkowo docieram i zdobywam małe wzgórze. Niegdyś stała tu Wieża Bismarcka.
Widok na okolicę
Zjeżdżam w dół
Wracam na szlak, nad głową kilka wiaduktów kolejowych.
Łączą się tutaj rzeki Przemsza i Biała Przemsza. Miejsce historyczne, gdyż na rzece, po każdej jej stronie, graniczyły ze sobą trzy państwa, ówczesne Mocarstwa. Tzw Trójkąt Trzech Cesarzy. (Na zdjęciu poniżej, w tle stosowny pomnik)
Zgodnie ze szlakiem wracam nad Kąpielisko, czyli miejsce startu. Teraz wiem nad Przemszą miałem jechać jednak w prawo (GPS miał rację). Wracam tam.
Ścieżka wzdłuż rzeki, w tą stronę szersza, na trasie pomnik.
W końcu jestem w Jaworznie.
Gubię szlak, więc przedzieram się laskiem do tyłu. Jak się okazuje donikąd.
Czas na odpoczynek pod Elektrownią Jaworzno III. Mam zaledwie 50 km za sobą, odczuwam już zmęczenie. Mam już kilka śladów od przemierzonych, czasem pieszo zarośli.
Dalsza jazda częściowo zgodna z szlakami rowerowymi, których w okolicy nie brakuje.
Docieram pod Zalew Łęg w Jaworznie oraz jadę wzdłuż dwóch okolicznych stawów.
W Centrum wizyta w sklepie, męczący podjazd pod ul. Działkową, z kostki i dalej przez pola.
Największy podjazd i jestem na około 345 metrze.
Chwilami pieszy i jakiś rowerowy biegnie razem. Jest sporo podobnych miejsc, na szlakach rowerowych.
Teraz około 2 km przez pola.
Znowu gubię szlak. Nie mam siły już zawracać. Wiem że jadę w dobrym kierunku i natrafię na szlak przy wyrobisku.
Kolejnym ciekawym miejscem jest nietypowy tunel dla rowerzystów jeszcze w Jaworznie, na około 72 kilometrze.
Widok od tyłu.
Teraz wzdłuż rzeki Białej Przemszy.
W końcu droga, jestem w Sosnowcu. Na granicy miasta, przy tamie, ciekawy most.
Przedzieram się przez stację PKP Sosnowiec Maczki. Kładka nieczynna, więc po torach.
Kolejny fragment leśny i po dłuższej chwili kolejna przeszkoda, w postaci licznych torów pokonana.
Szlak dalej prowadzi przez Balaton.
A następnie przez Park Leśna w Kazimierzu Górniczym, ponoć jeden z piękniejszych parków? na Zagłębiu.
Moją uwagę zwracają Muchomorki.
Nareszcie docieram do Dąbrowy. Jadę przez Park Zielona. W okolicy na rzece Czarnej Przemszy nie ma drogi, na szczęście jest stosowna tymczasowa kładka dla pieszych.
Wypijam 3 litry wody i kubusia, jem dwa snikersy. Jak się okazuje i tak za mało.
A co się udało. Otóż właśnie dziś przemierzyłem ostatni brakujący fragment pieszego szlaku 25-lecia PTTK. Cały szlak ma 115 km, ale ja, by go w całości przejechać, potrzebowałem 7miu wycieczek i aż 515 km.
A oto trzy najbardziej znaczące wycieczki:
6.06.2009 odcinek WPKiW do Góry Św Doroty.
5.07.2009 szlak w okolicach Parku Zielona i Pogorii.
7.07.2009 odcinek od WPKiW, przez lasy W Rudzie Śląskiej i Katowicach.
Ł3:281,2 km. [2531,6]
Temperatura:27.0 HR max:173 ( 88%) HR avg:141 ( 72%) Kalorie: 4858 (kcal)
Na Niedzielę zaplanowałem jazdę rowerem, po pieszym Szlaku Dwudziestopięciolecia PTTK, a dokładniej, odkrycie jego fragmentu pomiędzy Mysłowicami, Jaworznem, Sosnowcem oraz Dąbrową Górniczą.
Pierwszym celem jest dojazd pod Kąpielisko Słupna w Mysłowicach, gdyż do tego miejsca, poznałem szlak.
By nie jechać, jak zwykle przez Muchowiec i obok stawu Janina, szukam innego rozwiązania.
Wybieram jazdę przez WPKiW, ścieżkę rowerową wzdłuż rzeki Rawy i Trzy Stawy.
Aż dziwne, ale po raz pierwszy jestem w poniższym miejscu postojowym.
DK 86 przekraczam poniższą kładką...
Jadę wzdłuż A4ki, fajnym asfaltem, a samą autostradę pokonuję w trochę ekstremalny sposób, z rowerem pod ramieniem.
Po 29,5 km już na miejscu. Dysponuję prawdopodobnym przebiegiem szlaku w GPSie, ale rozpoczyna się zabawa w wyszukiwanie oznaczeń szlaku na drzewach i z wielką niewiadomą co do przejezdności i ciągłości szlaku.
Ja już tak mam, jeśli stracę fragment szlaku, to przy jego odnalezieniu, wracam by dotrzeć, jeśli się da, pod ostatnio znane miejsce na szlaku.
Docieram nad rzekę Przemszę. GPS sugeruję jazdę w prawo, jednak oznaczenia sugerują jazdę w drugą stronę. Jadę wąską, częściowo zarośniętą i nierówną ścieżką.
W pewnym momencie nadziewam się na gałąź i dostaję prosto w krtań. Na szczęście to nic poważnego.
Trochę przypadkowo docieram i zdobywam małe wzgórze. Niegdyś stała tu Wieża Bismarcka.
Widok na okolicę
Zjeżdżam w dół
Wracam na szlak, nad głową kilka wiaduktów kolejowych.
Łączą się tutaj rzeki Przemsza i Biała Przemsza. Miejsce historyczne, gdyż na rzece, po każdej jej stronie, graniczyły ze sobą trzy państwa, ówczesne Mocarstwa. Tzw Trójkąt Trzech Cesarzy. (Na zdjęciu poniżej, w tle stosowny pomnik)
Zgodnie ze szlakiem wracam nad Kąpielisko, czyli miejsce startu. Teraz wiem nad Przemszą miałem jechać jednak w prawo (GPS miał rację). Wracam tam.
Ścieżka wzdłuż rzeki, w tą stronę szersza, na trasie pomnik.
W końcu jestem w Jaworznie.
Gubię szlak, więc przedzieram się laskiem do tyłu. Jak się okazuje donikąd.
Czas na odpoczynek pod Elektrownią Jaworzno III. Mam zaledwie 50 km za sobą, odczuwam już zmęczenie. Mam już kilka śladów od przemierzonych, czasem pieszo zarośli.
Dalsza jazda częściowo zgodna z szlakami rowerowymi, których w okolicy nie brakuje.
Docieram pod Zalew Łęg w Jaworznie oraz jadę wzdłuż dwóch okolicznych stawów.
W Centrum wizyta w sklepie, męczący podjazd pod ul. Działkową, z kostki i dalej przez pola.
Największy podjazd i jestem na około 345 metrze.
Chwilami pieszy i jakiś rowerowy biegnie razem. Jest sporo podobnych miejsc, na szlakach rowerowych.
Teraz około 2 km przez pola.
Znowu gubię szlak. Nie mam siły już zawracać. Wiem że jadę w dobrym kierunku i natrafię na szlak przy wyrobisku.
Kolejnym ciekawym miejscem jest nietypowy tunel dla rowerzystów jeszcze w Jaworznie, na około 72 kilometrze.
Widok od tyłu.
Teraz wzdłuż rzeki Białej Przemszy.
W końcu droga, jestem w Sosnowcu. Na granicy miasta, przy tamie, ciekawy most.
Przedzieram się przez stację PKP Sosnowiec Maczki. Kładka nieczynna, więc po torach.
Kolejny fragment leśny i po dłuższej chwili kolejna przeszkoda, w postaci licznych torów pokonana.
Szlak dalej prowadzi przez Balaton.
A następnie przez Park Leśna w Kazimierzu Górniczym, ponoć jeden z piękniejszych parków? na Zagłębiu.
Moją uwagę zwracają Muchomorki.
Nareszcie docieram do Dąbrowy. Jadę przez Park Zielona. W okolicy na rzece Czarnej Przemszy nie ma drogi, na szczęście jest stosowna tymczasowa kładka dla pieszych.
Wypijam 3 litry wody i kubusia, jem dwa snikersy. Jak się okazuje i tak za mało.
A co się udało. Otóż właśnie dziś przemierzyłem ostatni brakujący fragment pieszego szlaku 25-lecia PTTK. Cały szlak ma 115 km, ale ja, by go w całości przejechać, potrzebowałem 7miu wycieczek i aż 515 km.
A oto trzy najbardziej znaczące wycieczki:
6.06.2009 odcinek WPKiW do Góry Św Doroty.
5.07.2009 szlak w okolicach Parku Zielona i Pogorii.
7.07.2009 odcinek od WPKiW, przez lasy W Rudzie Śląskiej i Katowicach.
Ł3:281,2 km. [2531,6]
Dane wycieczki:
121.00 km (43.10 km teren), czas: 07:24 h, avg:16.35 km/h,
prędkość maks: 50.10 km/hTemperatura:27.0 HR max:173 ( 88%) HR avg:141 ( 72%) Kalorie: 4858 (kcal)
Czerwony Rowerowy Szlak Kościuszkowski. Racławice-Janowiczki, Słomniki.
Weekend w Małopolsce. Upalny dzień. Czekam do późnego popołudnia, by wyruszyć w normalnej temperaturze. Ruszam przy 32 stopniach w cieniu.
Cel na dziś: dojazd ponad 5 km do Przesławic, pętla około 91,5 km Rowerowym Szlakiem Kościuszkowskim i powrót z Przesławic do Proszowic. Razem ponad 100 km.
W miarę dokładny przebieg szlaku, można zobaczyć Tutaj. Ja dodatkowo dokładny ślad szlaku widzę na swoim GPSie.
Przed wsią Rzedowice, dostrzegam potwierdzenie, iż faktycznie jadę czerwonym szlakiem rowerowym. W praktyce oznaczenie występuje co kilkaset metrów, lub kilka kilometrów przy większych skrzyżowaniach.
I charakterystyczne dla tej okolicy widoki.
Są żniwa, więc na trasie widzę mnóstwo kombajnów.
Jest kilka wzniesień, asfalt różnej jakości. Docieram do Racławic, a właściwie do wsi Janowiczki. Jestem w miejscu, gdzie rozegrała się, bitwa Pod Racławicami.
Obecnie znajduje się tutaj m.in. Kopiec Kościuszki [nie zwiedzam go, gdyż go znam] oraz pomnik B. Głowackiego, chłopskiego bohatera bitwy.
Gdzieś w Racławicach, od niedawna znajduje się 9cio metrowa wieża, z której przy dobrej pogodzie widać Tatry. Wyszły jednak chmury, rezygnuję z jej szukania.
Wrażenie robią na mnie dwie tablice - mogiły walczących.
A zwłaszcza, duże samotne drzewo.
Rowerowo także jest tutaj przyjemnie. Wąska asfaltowa droga, i dwa ostre łuki, przy około 45ciu km.
Trochę dalej fragment leśny. Także ciekawy gdyż pagórkowaty.
Ogólnie mijam sporo kapliczek, kilka ciekawych kościołów.
Jest także fajna, prawie 2 km, droga przez pola.
Zwiedzam szlak, do Słomnik dojeżdżam przyjemnie, od strony Dworca PKP i na Rynek.
Teraz na wieś Niedźwiedź. Mam 51 km na liczniku. Wpadam na podmokłą polanę przy rzece Szreniawa. Postanawiam niestety odpuścić dalszą jazdę, gdyż zaraz będzie ciemno, a przede mną, dwa nieznane mi fragmenty leśne.
Wracam 19 km drogą 775. Zabrakło mi czasu na 30 km szlaku. Straciłem m.in podjazd pod największe wzniesienie okolicy, czyli pod Koniuszę.
W Niedzielę planowałem powrót rowerkiem do domu, czyli 130 km. Gdybym zwiedził brakujący fragment, zrobiłbym jakieś 165 km. Niestety pogoda w tym dniu była bezlitosna. Cały dzień był burzowy i wracam autem.
Ł3:126 km. [2376,4]
Temperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
Cel na dziś: dojazd ponad 5 km do Przesławic, pętla około 91,5 km Rowerowym Szlakiem Kościuszkowskim i powrót z Przesławic do Proszowic. Razem ponad 100 km.
W miarę dokładny przebieg szlaku, można zobaczyć Tutaj. Ja dodatkowo dokładny ślad szlaku widzę na swoim GPSie.
Przed wsią Rzedowice, dostrzegam potwierdzenie, iż faktycznie jadę czerwonym szlakiem rowerowym. W praktyce oznaczenie występuje co kilkaset metrów, lub kilka kilometrów przy większych skrzyżowaniach.
I charakterystyczne dla tej okolicy widoki.
Są żniwa, więc na trasie widzę mnóstwo kombajnów.
Jest kilka wzniesień, asfalt różnej jakości. Docieram do Racławic, a właściwie do wsi Janowiczki. Jestem w miejscu, gdzie rozegrała się, bitwa Pod Racławicami.
Obecnie znajduje się tutaj m.in. Kopiec Kościuszki [nie zwiedzam go, gdyż go znam] oraz pomnik B. Głowackiego, chłopskiego bohatera bitwy.
Gdzieś w Racławicach, od niedawna znajduje się 9cio metrowa wieża, z której przy dobrej pogodzie widać Tatry. Wyszły jednak chmury, rezygnuję z jej szukania.
Wrażenie robią na mnie dwie tablice - mogiły walczących.
A zwłaszcza, duże samotne drzewo.
Rowerowo także jest tutaj przyjemnie. Wąska asfaltowa droga, i dwa ostre łuki, przy około 45ciu km.
Trochę dalej fragment leśny. Także ciekawy gdyż pagórkowaty.
Ogólnie mijam sporo kapliczek, kilka ciekawych kościołów.
Jest także fajna, prawie 2 km, droga przez pola.
Zwiedzam szlak, do Słomnik dojeżdżam przyjemnie, od strony Dworca PKP i na Rynek.
Teraz na wieś Niedźwiedź. Mam 51 km na liczniku. Wpadam na podmokłą polanę przy rzece Szreniawa. Postanawiam niestety odpuścić dalszą jazdę, gdyż zaraz będzie ciemno, a przede mną, dwa nieznane mi fragmenty leśne.
Wracam 19 km drogą 775. Zabrakło mi czasu na 30 km szlaku. Straciłem m.in podjazd pod największe wzniesienie okolicy, czyli pod Koniuszę.
W Niedzielę planowałem powrót rowerkiem do domu, czyli 130 km. Gdybym zwiedził brakujący fragment, zrobiłbym jakieś 165 km. Niestety pogoda w tym dniu była bezlitosna. Cały dzień był burzowy i wracam autem.
Ł3:126 km. [2376,4]
Dane wycieczki:
70.10 km (6.20 km teren), czas: 03:08 h, avg:22.37 km/h,
prędkość maks: 54.40 km/hTemperatura:30.0 HR max: (%) HR avg: (%) Kalorie: (kcal)
W leśnym raju między Tarnowskimi Górami, Mikołeską, Kaletami, a Miasteczkiem Śl.
Niedziela, 1 sierpnia 2010 | dodano: 01.08.2010Kategoria Ślad GPS
Do tej pory najwięcej terenu w czasie jednej letniej wycieczki, zaliczyłem poznając szlaki piesze: Żwakowski do Tychów, żółty w Bytomiu, oraz podczas wycieczki do Kokotka.
Dziś chcę poznać, kolejny fragment królestwa lasów, rozpoczynających się, już za Tarnowskimi Górami. Nie jadę konkretną trasą, ale ma być sporo terenu.
Przez Bytom przejeżdżam trochę inaczej niż zwykle, potem DK11, i po 17km, jest las.
Na mojej mapie w GPSie, w tym miejscu, dukty leśne nie są jeszcze odkryte. Tym większa frajda dla mnie.
Dostrzegam, że zbliżam się do Kolejowej Stacji Towarowej w Tarnowskich Górach.
Postanawiam tam dojechać, odkrywam dobrą ulice asfaltową, i podążam wzdłuż stacji.
Stację z drugiej strony już widziałem, gdy zwiedzałem szlak świerklaniecki.
Powracam do lasu. Napotykam kolejną atrakcję, wieżę wodną.
Dukty leśne są wyśmienite. Nie ma mowy o żadnym piasku. Rower płynie. Tylko co niekiedy mijam wyższe paprocie. Poniżej ambona za brzozami.
Jadę dalej, a mój ślad tworzy na mapie skrzyżowania. Mijam zielony szlak pieszy, który także już zwiedzałem.
Postanawiam dojechać nad Jez. Głębokie [lub staw Głęboki Dół], które jest schowane w środku lasu. W ogóle las jest tu poprzecinany setkami strumyczków, nie ma jednak mowy, o żadnym błocie czy wodnych niespodziankach.
Troszkę kłopotu jest z przekroczeniem wody granicznej, ale generalnie podążam w dobrym kierunku.
Widoki jakby coraz lepsze, terenu coraz więcej.
Docieram nad jezioro.
I widok z drugiej strony.
Muszę wybrać kierunek jazdy. Jadę na Mikołeska.
Spotykam parę na rowerze pytająca o drogę. W krótkiej rozmowie dowiaduję się o
fajnej mapie powiatu tarnogórskiego.
A teraz na Kalety.
Te dukty są wyśmienite, czy można chcieć czegoś więcej?
Mijam rodzinny peleton. Aż 12 rowerów + pies.
Czas jechać na Miasteczko Śl. Już nie robię wielu zdjęć. Zastanawiam się czy dojadę lasem do Huty Cynku. Ostatecznie wybierając jedynie najlepsze dukty, powracam nieoczekiwanie nad Jezioro Głębokie. Jadę do centrum Miasteczka.
W drodze nad Chechło.
A to już jezioro Chechło-Nakło.
Dalej lasem do Nakła i na Radzionków. Na jednej polnej drodze dwa spore psy zastępują mi drogę. Mała próba sił, ostatecznie uciekają.
Dalej przez urocze zakątki Radzionkowa. Mostem nad koleją i moją ulubioną ulicą.
Zrobiłem, aż 54 km w terenie. Taką ilość, czuć trochę już w nogach.
Ł1:160 km. [2043.5]
Temperatura:24.0 HR max:171 ( 87%) HR avg:137 ( 70%) Kalorie: 3826 (kcal)
Dziś chcę poznać, kolejny fragment królestwa lasów, rozpoczynających się, już za Tarnowskimi Górami. Nie jadę konkretną trasą, ale ma być sporo terenu.
Przez Bytom przejeżdżam trochę inaczej niż zwykle, potem DK11, i po 17km, jest las.
Na mojej mapie w GPSie, w tym miejscu, dukty leśne nie są jeszcze odkryte. Tym większa frajda dla mnie.
Dostrzegam, że zbliżam się do Kolejowej Stacji Towarowej w Tarnowskich Górach.
Postanawiam tam dojechać, odkrywam dobrą ulice asfaltową, i podążam wzdłuż stacji.
Stację z drugiej strony już widziałem, gdy zwiedzałem szlak świerklaniecki.
Powracam do lasu. Napotykam kolejną atrakcję, wieżę wodną.
Dukty leśne są wyśmienite. Nie ma mowy o żadnym piasku. Rower płynie. Tylko co niekiedy mijam wyższe paprocie. Poniżej ambona za brzozami.
Jadę dalej, a mój ślad tworzy na mapie skrzyżowania. Mijam zielony szlak pieszy, który także już zwiedzałem.
Postanawiam dojechać nad Jez. Głębokie [lub staw Głęboki Dół], które jest schowane w środku lasu. W ogóle las jest tu poprzecinany setkami strumyczków, nie ma jednak mowy, o żadnym błocie czy wodnych niespodziankach.
Troszkę kłopotu jest z przekroczeniem wody granicznej, ale generalnie podążam w dobrym kierunku.
Widoki jakby coraz lepsze, terenu coraz więcej.
Docieram nad jezioro.
I widok z drugiej strony.
Muszę wybrać kierunek jazdy. Jadę na Mikołeska.
Spotykam parę na rowerze pytająca o drogę. W krótkiej rozmowie dowiaduję się o
fajnej mapie powiatu tarnogórskiego.
A teraz na Kalety.
Te dukty są wyśmienite, czy można chcieć czegoś więcej?
Mijam rodzinny peleton. Aż 12 rowerów + pies.
Czas jechać na Miasteczko Śl. Już nie robię wielu zdjęć. Zastanawiam się czy dojadę lasem do Huty Cynku. Ostatecznie wybierając jedynie najlepsze dukty, powracam nieoczekiwanie nad Jezioro Głębokie. Jadę do centrum Miasteczka.
W drodze nad Chechło.
A to już jezioro Chechło-Nakło.
Dalej lasem do Nakła i na Radzionków. Na jednej polnej drodze dwa spore psy zastępują mi drogę. Mała próba sił, ostatecznie uciekają.
Dalej przez urocze zakątki Radzionkowa. Mostem nad koleją i moją ulubioną ulicą.
Zrobiłem, aż 54 km w terenie. Taką ilość, czuć trochę już w nogach.
Ł1:160 km. [2043.5]
Dane wycieczki:
91.00 km (54.00 km teren), czas: 04:43 h, avg:19.29 km/h,
prędkość maks: 46.00 km/hTemperatura:24.0 HR max:171 ( 87%) HR avg:137 ( 70%) Kalorie: 3826 (kcal)
Po lesie + kamieniołom + grill
Głodny terenu wyruszam do lasu. Oby tylko nie było za mokro, po ostatnich opadach. Jadę gdzie mnie poniesie, najpierw przez Świerklaniec, potem na lasy w okolicy jez. Chechła.
W pewnym momencie odbijam w kierunku drogi 912. Jadę znanym sobie szerokim duktem leśnym, równolegle do 912ki, a następnie odbijam w kierunku Brynicy.
Nowa dla mnie ścieżka, robi się ciekawie pagórkowata. Odkrywam w lesie wiadukt. Prawdopodobnie dołem szła tędy kiedyś, kolej w kierunku Pyrzowic.
Dalej lasem miałem jechać na Woźniki, ale spodobała mi się napotkana ścieżka. Sprawdzam dokąd prowadzi.
Jestem już blisko znanej sobie czerwonej ścieżki rowerowej.
Trzymam się jednak dobrej drogi żwirowej. Odkrywam słupy energetyczne.
Na GPSie dostrzegam kamieniołom, postanawiam jechać w jego kierunku. Gdy już jestem prawie u celu, ścieżka leśna odbija w bok, jadę w kierunku i docieram, z drugiej strony, do odkrytego dziś leśnego wiaduktu, który jest położony na małym wzniesieniu.
Teraz na kamieniołom.
Trochę się chmurzy, postanawiam powoli wracać.
Wracam, czerwonym rowerowym nad Chechło. Już w Bytomiu, jadę na grilla. Po wszystkim jeszcze rundka przez miasto i do domu.
Jestem trochę brudny, ale potrzebowałem tego włóczenia się po lesie.
Ł1:69 km. [1952.5]
Temperatura:19.0 HR max:175 ( 89%) HR avg:141 ( 72%) Kalorie: 3080 (kcal)
W pewnym momencie odbijam w kierunku drogi 912. Jadę znanym sobie szerokim duktem leśnym, równolegle do 912ki, a następnie odbijam w kierunku Brynicy.
Nowa dla mnie ścieżka, robi się ciekawie pagórkowata. Odkrywam w lesie wiadukt. Prawdopodobnie dołem szła tędy kiedyś, kolej w kierunku Pyrzowic.
Dalej lasem miałem jechać na Woźniki, ale spodobała mi się napotkana ścieżka. Sprawdzam dokąd prowadzi.
Jestem już blisko znanej sobie czerwonej ścieżki rowerowej.
Trzymam się jednak dobrej drogi żwirowej. Odkrywam słupy energetyczne.
Na GPSie dostrzegam kamieniołom, postanawiam jechać w jego kierunku. Gdy już jestem prawie u celu, ścieżka leśna odbija w bok, jadę w kierunku i docieram, z drugiej strony, do odkrytego dziś leśnego wiaduktu, który jest położony na małym wzniesieniu.
Teraz na kamieniołom.
Trochę się chmurzy, postanawiam powoli wracać.
Wracam, czerwonym rowerowym nad Chechło. Już w Bytomiu, jadę na grilla. Po wszystkim jeszcze rundka przez miasto i do domu.
Jestem trochę brudny, ale potrzebowałem tego włóczenia się po lesie.
Ł1:69 km. [1952.5]
Dane wycieczki:
69.00 km (28.40 km teren), czas: 03:17 h, avg:21.02 km/h,
prędkość maks: 45.50 km/hTemperatura:19.0 HR max:175 ( 89%) HR avg:141 ( 72%) Kalorie: 3080 (kcal)
Polno leśna traska: okolice Świerlańca i jez. Chechło-Nakło w doborowym towrzystwie
Wtorek, 27 lipca 2010 | dodano: 28.07.2010Kategoria Ślad GPS
Wycieczka umówiona po ostatniej piątkowej Masie. Na dwa dni przed wyjazdem, wygląda na to, że pogoda może pokrzyżować leśny wypad, nikt jednak nie myśli o rezygnacji, tym bardziej, że jest to jedyny możliwy termin.
Przed samą jazdą przeglądam numeryczną, jest 17 stopni i powinno padać, zakładam błotniki.
Na Rynku w Bytomiu czekają już na mnie Jacek i Robert, goszczący na Śląsku.
Ruszamy w mżawce, kierunek Piekary Śląskie.
Zatrzymujemy się w okolicy Kopca, gdzie robimy poniższe zdjęcie.
Chcę zaskoczyć, znającego okolicę Jacka, ciekawym skrótem i odbijamy na 2 km odcinek przez pola i "lasek", zgodnie z pieszym szlakiem czerwonym.
Są tam sporo większe chaszcze niż ostatnio, mam wątpliwości czy to był dobry pomysł, gdyż ledwo da się jechać; ale patrzę za siebie, chłopaki jeszcze jadą, więc kontynuuję.
Jesteśmy w Kozłowej Górze, a Robert złapał gumę. Dalsza droga, przez lasy, ale już przyjemne dukty.
Lasek piekarski i wałami do parku w Świerklańcu. Kolejna sesja foto i dalej, między drzewami, nad jez. Chechło. Cały czas lekko pada, jednak na tyle słabo, że tego nie odczuwam.
W planach urokliwe okolice Miasteczka Śląskiego, jednak postanawiamy skrócić wycieczkę.
Jedziemy lasem, zgodnie z czarnym szlakiem pieszym do Nakła.
W pobliżu Pałacu Donnersmarcków, chwila odpoczynku i fotki.
Chcemy przejechać przez tory kolejowe i przeważnie zamknięty przejazd, otwierany na głośno wypowiedziane zaklęcie: "Proszę otworzyć". To na prawdę działa, a z bliżej nieokreślonym głosem, przeważnie odpowiadającym "Już otwieram", można nawet porozmawiać.
Tuż obok mijamy piece wapienne, czyli wapienniki. Dokładnie jak to działało, można poczytać na wikipedii.
Dalej, chłopaków wywlokłem w pole.
Jedziemy manewrując między Radzionkowem, a Bobrownikami, dzielnicą Tarnowskich Gór. Były już dzisiaj, korzenie, mokra trawa i piasek, tutaj jedziemy po kamieniach.Śmiejemy się, co byłoby dziś lepsze: czy być potrącanym na drodze przez Tira, czy w takim terenie stracić dwa zęby.
Dostrzegamy także dwie sarny.
Dojeżdżamy do DK11 miedzy Tarnowskimi Górami, a Bytomiem. Nie ma już żartów, opady się nasiliły. Chwile potem idą w ruch wszystkie ubrania na deszcz. Powrót na Centrum Bytomia w fontannie spod kół, a pewnie już przemoknięty Robert, dodatkowo pokonuje kilkanaście km, aż do Katowic. Jest 14,5 stopni i odtąd pada ciągle, już półtora dnia.
Ł2:197,4 km. [1761,4]
Temperatura:16.0 HR max:178 ( 91%) HR avg:146 ( 74%) Kalorie: 2051 (kcal)
Przed samą jazdą przeglądam numeryczną, jest 17 stopni i powinno padać, zakładam błotniki.
Na Rynku w Bytomiu czekają już na mnie Jacek i Robert, goszczący na Śląsku.
Ruszamy w mżawce, kierunek Piekary Śląskie.
Zatrzymujemy się w okolicy Kopca, gdzie robimy poniższe zdjęcie.
Integracja BS #2 (Dynio, Robin, Fredziomf - Kopiec Wyzwolenia)© fredziomf
Chcę zaskoczyć, znającego okolicę Jacka, ciekawym skrótem i odbijamy na 2 km odcinek przez pola i "lasek", zgodnie z pieszym szlakiem czerwonym.
Są tam sporo większe chaszcze niż ostatnio, mam wątpliwości czy to był dobry pomysł, gdyż ledwo da się jechać; ale patrzę za siebie, chłopaki jeszcze jadą, więc kontynuuję.
Jesteśmy w Kozłowej Górze, a Robert złapał gumę. Dalsza droga, przez lasy, ale już przyjemne dukty.
Lasek piekarski i wałami do parku w Świerklańcu. Kolejna sesja foto i dalej, między drzewami, nad jez. Chechło. Cały czas lekko pada, jednak na tyle słabo, że tego nie odczuwam.
Integracja BS #3 (Dynio & Fredziomf - jez. Chechło-Nakło)© fredziomf
W planach urokliwe okolice Miasteczka Śląskiego, jednak postanawiamy skrócić wycieczkę.
Jedziemy lasem, zgodnie z czarnym szlakiem pieszym do Nakła.
W pobliżu Pałacu Donnersmarcków, chwila odpoczynku i fotki.
Integracja BS #1 (Robin & Fredziomf)© fredziomf
Integracja BS # 4© fredziomf
Chcemy przejechać przez tory kolejowe i przeważnie zamknięty przejazd, otwierany na głośno wypowiedziane zaklęcie: "Proszę otworzyć". To na prawdę działa, a z bliżej nieokreślonym głosem, przeważnie odpowiadającym "Już otwieram", można nawet porozmawiać.
Tuż obok mijamy piece wapienne, czyli wapienniki. Dokładnie jak to działało, można poczytać na wikipedii.
Dalej, chłopaków wywlokłem w pole.
Jedziemy manewrując między Radzionkowem, a Bobrownikami, dzielnicą Tarnowskich Gór. Były już dzisiaj, korzenie, mokra trawa i piasek, tutaj jedziemy po kamieniach.Śmiejemy się, co byłoby dziś lepsze: czy być potrącanym na drodze przez Tira, czy w takim terenie stracić dwa zęby.
Dostrzegamy także dwie sarny.
Dojeżdżamy do DK11 miedzy Tarnowskimi Górami, a Bytomiem. Nie ma już żartów, opady się nasiliły. Chwile potem idą w ruch wszystkie ubrania na deszcz. Powrót na Centrum Bytomia w fontannie spod kół, a pewnie już przemoknięty Robert, dodatkowo pokonuje kilkanaście km, aż do Katowic. Jest 14,5 stopni i odtąd pada ciągle, już półtora dnia.
Ł2:197,4 km. [1761,4]
Dane wycieczki:
45.00 km (16.00 km teren), czas: 02:23 h, avg:18.88 km/h,
prędkość maks: 46.50 km/hTemperatura:16.0 HR max:178 ( 91%) HR avg:146 ( 74%) Kalorie: 2051 (kcal)
Zobaczyć Tradytor. Schrony bojowe w okolicach Dąbrówki Wielkiej
Niedziela, 25 lipca 2010 | dodano: 25.07.2010Kategoria Ślad GPS
Najlepszy dowód na to, że ciekawa wycieczka nie musi być daleka. Chłodno, 17 stopni, wiszą ciemne chmury, wyruszam teraz, by zdążyć przed prawdopodobnym wieczornym deszczem.
Ciekawe czy przeciętna osoba wie, co to jest Tradytor? Ja w pierwszym momencie nie wiedziałem, aż nie zerknąłem do wikipedi. Nie jestem mocny w fortyfikacjach, ale skoro za oknem mam Obszar Warowny Śląsk, warto czasem odwiedzić, kilka jeszcze niewidzianych, przez siebie schronów. A na Mapie OWŚ widać, że jest w czym wybierać.
Jadę przez Żabie Doły, by po 5ciu km, być na miejscu.
Zaraz przy głównej drodze, znajdują się Tradytor artyleryjski i Przykoszarowy schron bojowy.
Przemierzając pola, zbliżam się do kolejnych pozycji obronnych.
Chcę zobaczyć koniecznie ten schron pozoracyjny. Jestem na miejscu lub tuż obok, tylko czemu go nie ma / nie widać?
Kilka kroków w bok i jak się okazało, prawie na nim stałem.
Na kolejnym mniejszym obiekcie, odnajduję dziwny współczesny tekst.
W samej Dąbrówce Wlk. za wolność ojczyzny.
Ł2:152,4 km. [1716,4]
Temperatura:17.5 HR max:151 ( 77%) HR avg:131 ( 67%) Kalorie: 617 (kcal)
Ciekawe czy przeciętna osoba wie, co to jest Tradytor? Ja w pierwszym momencie nie wiedziałem, aż nie zerknąłem do wikipedi. Nie jestem mocny w fortyfikacjach, ale skoro za oknem mam Obszar Warowny Śląsk, warto czasem odwiedzić, kilka jeszcze niewidzianych, przez siebie schronów. A na Mapie OWŚ widać, że jest w czym wybierać.
Jadę przez Żabie Doły, by po 5ciu km, być na miejscu.
Zaraz przy głównej drodze, znajdują się Tradytor artyleryjski i Przykoszarowy schron bojowy.
Przemierzając pola, zbliżam się do kolejnych pozycji obronnych.
Chcę zobaczyć koniecznie ten schron pozoracyjny. Jestem na miejscu lub tuż obok, tylko czemu go nie ma / nie widać?
Kilka kroków w bok i jak się okazało, prawie na nim stałem.
Na kolejnym mniejszym obiekcie, odnajduję dziwny współczesny tekst.
W samej Dąbrówce Wlk. za wolność ojczyzny.
Ł2:152,4 km. [1716,4]
Dane wycieczki:
14.40 km (2.70 km teren), czas: 00:46 h, avg:18.78 km/h,
prędkość maks: 43.70 km/hTemperatura:17.5 HR max:151 ( 77%) HR avg:131 ( 67%) Kalorie: 617 (kcal)
XIII Bytomska Masa przegoniła burzę + Stolarzowice + Tarnowskie Góry
Kolejny upalny dzień. Od godz 15:30, ciemne chmury nad miastem. Wiele wskazuje na załamanie pogody. Zabieram kurtkę na deszcz, bo nie wiadomo czego się spodziewać.
Temperatura 27,5 stopni, wyruszam o 17:40 i po kilku minutach jestem na Rynku. Na miejscu wita nas lepsza pogoda z rześkim powietrzem. Ale i Organizator, który zjawia się na bicyklu, takim prawdziwym wynalezionym około 1870 roku. Bicykl z dużym przednim kołem robi furorę, a Roman wkrótce poprowadzi i przejedzie nim cały masowy przejazd.
Mnóstwo znajomych twarzy, liczna ekipa BS. Pierwszy raz na żywo spotykam, gościa specjalnego robina z Krakowa, który obecnie zwiedza Śląsk, a także Bikestatowiczów m.in. DARIUSZ79, Roadrunner1984, pogodynek. Kolejny raz mocna ekipa gliwickiej masy.
Przejazd masy dziś, to około 15,7 km.
Wspaniała atmosfera. Niestety w pewnym momencie kapcia łapie Roadrunner1984, z którym rozważałem wypad po masie. Jeszcze raz straszy deszczem, ale to tylko mżawka na koniec przejazdu.
Po Masie jadę z Goofy601 w kierunku jego domu, a pochłonięty w dyskusji, dojeżdżam aż do Stolarzowic. Sam udaję się jeszcze na Stroszek i do Tarnowskich Gór, by coś zjeść.
Do domu wracam idealnie. Zaczyna padać, gdy otwieram drzwi. Są już tylko 23 stopnie.
Ł2:138 km. [1702]
Temperatura:26.0 HR max:173 ( 88%) HR avg:125 ( 64%) Kalorie: (kcal)
Temperatura 27,5 stopni, wyruszam o 17:40 i po kilku minutach jestem na Rynku. Na miejscu wita nas lepsza pogoda z rześkim powietrzem. Ale i Organizator, który zjawia się na bicyklu, takim prawdziwym wynalezionym około 1870 roku. Bicykl z dużym przednim kołem robi furorę, a Roman wkrótce poprowadzi i przejedzie nim cały masowy przejazd.
Mnóstwo znajomych twarzy, liczna ekipa BS. Pierwszy raz na żywo spotykam, gościa specjalnego robina z Krakowa, który obecnie zwiedza Śląsk, a także Bikestatowiczów m.in. DARIUSZ79, Roadrunner1984, pogodynek. Kolejny raz mocna ekipa gliwickiej masy.
Przejazd masy dziś, to około 15,7 km.
Wspaniała atmosfera. Niestety w pewnym momencie kapcia łapie Roadrunner1984, z którym rozważałem wypad po masie. Jeszcze raz straszy deszczem, ale to tylko mżawka na koniec przejazdu.
Po Masie jadę z Goofy601 w kierunku jego domu, a pochłonięty w dyskusji, dojeżdżam aż do Stolarzowic. Sam udaję się jeszcze na Stroszek i do Tarnowskich Gór, by coś zjeść.
Do domu wracam idealnie. Zaczyna padać, gdy otwieram drzwi. Są już tylko 23 stopnie.
Ł2:138 km. [1702]
Dane wycieczki:
54.70 km (1.00 km teren), czas: 03:01 h, avg:18.13 km/h,
prędkość maks: 49.60 km/hTemperatura:26.0 HR max:173 ( 88%) HR avg:125 ( 64%) Kalorie: (kcal)
Przyjemna pętla. Puszcza Niepołomicka.
Wyruszam o godzinie 5:59, mam zamiar zwiedzić Puszczę. Wycieczka planowana na około 80 km i powrót przed południem.
Początkowo 14 stopni. Jadę dobrym asfaltem na Nowe Brzesko, w nogawkach i bluzie, pod słońce [przydają się okulary przeciwsłoneczne]
Wiekszy podjazd w Szpitarach...
I błyskawicznie jestem przy moście na Wiśle. Ruch wahadłowy, sterowany sygnalizacją. Ponad 600 metrowy most pokonuję środeczkiem, mając za sobą kilka aut i rozwijam do 40 km/h.
Odbijam na Groble, asfalt lepszy niż zakładałem. Widać już połacie lasów, to jeszcze nie puszcza, ale widzę już, że będzie fajnie.
Po 23 km jestem w Mikluszowicach i jest Puszcza Niepołomicka. Jest 7:00 i wjeżdżam na Żubrostradę.
Ścieżki asfaltowe, wspaniała budząca się zieleń i śpiewy ptaszków.
A w planie, aż 34 km po Puszczy.
W pewnym momencie na Żubrostradzie, info o ścince drzew, dobrze się składa, bo i tak planowałem odbić w bok. Chciałem zobaczyć hodowlę żubra, jednak na 300 metrów przed nią, widzę tablicę "ostoja zwierzyny - wstęp wzbroniony". Po chwilowym namyśle, jednak sobie odpuszczam, jadę dalej.
Kolejną atrakcją miała być baza wojskowa, w środku puszczy. Jednak jak to wojsko, postawiło groźnie brzmiącą poniższą tablicę. I także sobie odpuszczam, odgłosy ścinki coraz głośniejsze.
Kolejną atrakcją, miała być jazda po Puszczy, po znaczonych ścieżkach rowerowych. Nawrót przed bazą trochę mi przeszkodził, jednak robię mały objazd i wracam do Puszczy od innej strony. Jadę przez Szarów, gdzie znowu jestem na czerwonym rowerowym.
Dopiero tutaj, czyli od 50go km, mam pod kołami pierwszy fragment drogi gruntowej.
Jestem bliżej Niepołomic, jest tutaj bardzo fajnie.
Po szlaku, czerwonym, odbijam na zielony.
Robię małą pętelkę...
A lekkie pagórki potęgują doznania.
Na 58,5 km opuszczam Puszczę Niepołomicką. Czas zwiedzić Niepołomice. Poniżej Sukiennice.
I robiący wrażenie wielkością, rycerz.
Ostatnią atrakcją jest Kopiec Grunwaldzki.
Udała mi się także droga powrotna, gdyż skutecznie ominąłem główne drogi. Zawędrowałem prawie na przedmieścia Krakowa. Jedynie na ul. Drożyskiej praktykowałem ruch lewostronny, z uwagi na rozkopaną w połowie jezdnię.
Poniżej już okolice Tropiszowa.
Od teraz udaję się na Posądzę, gdyż tak jest najlepszy asfalt. Odbijam jeszcze tylko w bok, by ominąć drogę 776. Trochę wzniesień na koniec i jestem w domu. Całe szczęście, bo jest już przed 12tą, i jest upalnie [27 stopni w cieniu]. Poniżej kościół w Proszowicach.
Ł1:210 km. [1883,6]
Temperatura:25.0 HR max:171 ( 87%) HR avg:135 ( 69%) Kalorie: 3816 (kcal)
Początkowo 14 stopni. Jadę dobrym asfaltem na Nowe Brzesko, w nogawkach i bluzie, pod słońce [przydają się okulary przeciwsłoneczne]
Wiekszy podjazd w Szpitarach...
I błyskawicznie jestem przy moście na Wiśle. Ruch wahadłowy, sterowany sygnalizacją. Ponad 600 metrowy most pokonuję środeczkiem, mając za sobą kilka aut i rozwijam do 40 km/h.
Odbijam na Groble, asfalt lepszy niż zakładałem. Widać już połacie lasów, to jeszcze nie puszcza, ale widzę już, że będzie fajnie.
Po 23 km jestem w Mikluszowicach i jest Puszcza Niepołomicka. Jest 7:00 i wjeżdżam na Żubrostradę.
Ścieżki asfaltowe, wspaniała budząca się zieleń i śpiewy ptaszków.
A w planie, aż 34 km po Puszczy.
W pewnym momencie na Żubrostradzie, info o ścince drzew, dobrze się składa, bo i tak planowałem odbić w bok. Chciałem zobaczyć hodowlę żubra, jednak na 300 metrów przed nią, widzę tablicę "ostoja zwierzyny - wstęp wzbroniony". Po chwilowym namyśle, jednak sobie odpuszczam, jadę dalej.
Kolejną atrakcją miała być baza wojskowa, w środku puszczy. Jednak jak to wojsko, postawiło groźnie brzmiącą poniższą tablicę. I także sobie odpuszczam, odgłosy ścinki coraz głośniejsze.
Kolejną atrakcją, miała być jazda po Puszczy, po znaczonych ścieżkach rowerowych. Nawrót przed bazą trochę mi przeszkodził, jednak robię mały objazd i wracam do Puszczy od innej strony. Jadę przez Szarów, gdzie znowu jestem na czerwonym rowerowym.
Dopiero tutaj, czyli od 50go km, mam pod kołami pierwszy fragment drogi gruntowej.
Jestem bliżej Niepołomic, jest tutaj bardzo fajnie.
Po szlaku, czerwonym, odbijam na zielony.
Robię małą pętelkę...
A lekkie pagórki potęgują doznania.
Na 58,5 km opuszczam Puszczę Niepołomicką. Czas zwiedzić Niepołomice. Poniżej Sukiennice.
I robiący wrażenie wielkością, rycerz.
Ostatnią atrakcją jest Kopiec Grunwaldzki.
Udała mi się także droga powrotna, gdyż skutecznie ominąłem główne drogi. Zawędrowałem prawie na przedmieścia Krakowa. Jedynie na ul. Drożyskiej praktykowałem ruch lewostronny, z uwagi na rozkopaną w połowie jezdnię.
Poniżej już okolice Tropiszowa.
Od teraz udaję się na Posądzę, gdyż tak jest najlepszy asfalt. Odbijam jeszcze tylko w bok, by ominąć drogę 776. Trochę wzniesień na koniec i jestem w domu. Całe szczęście, bo jest już przed 12tą, i jest upalnie [27 stopni w cieniu]. Poniżej kościół w Proszowicach.
Ł1:210 km. [1883,6]
Dane wycieczki:
92.90 km (14.50 km teren), czas: 04:05 h, avg:22.75 km/h,
prędkość maks: 47.70 km/hTemperatura:25.0 HR max:171 ( 87%) HR avg:135 ( 69%) Kalorie: 3816 (kcal)
Do rodzinki przez Bukowno i Pieskową Skałę.
Piątek, 9 lipca 2010 | dodano: 13.07.2010Kategoria Ślad GPS, 100-150 km
W czwartek wieczorem, postanowiłem, odwiedzam jutro rodzinkę. Szybkie przygotowania, czyszczenie napędu, kompletowanie ubrań itp. W efekcie dłuższy sen i poranny wyjazd się opóźnił. Wyruszam po 10ej. Czeka mnie jazda w największym słońcu i z wypełnionym plecakiem.
Jadę przez Wojkowice, i dalej prosto do Zamku w Będzinie. Najtrudniejsze odcinki [jak rondo], pokonuję szerokim, dobrym chodnikiem.
Od Dąbrowy jadę, jak ostatnio.
Dopiero za Sławkowem, jadę na Bukowno. Odkrywam przez to, nowy dojazd, aż do Olkusza.
Po bokach mijam piękne lasy, jest także Pustynia Starczynowska.
W Bukownie zatrzymuję się, przy tablicy pamiątkowej, dla Żołnierza Polskiego, od mieszkańców tej miejscowości.
Na 55 km jestem na przedmieściach Olkusza. Jestem zafascynowany, bo za mną prawie 10 km przez pachnący las, po świetnym asfalcie, i nawet nie tak ruchliwym.
Dalsza droga identyczna jak Na Majówce, czyli jazda drogą 773. Na trasie kilka podjazdów. Poniżej ten w okolicach Kosmolowa.
Docieram w końcu do Pieskowej Skały.
Gdzie znajduje się popularny zamek.
Ciepło, i byle do Skały, gdyż za tą miejscowością będzie lżej, bo nareszcie z górki.
Poniżej fotka w Iwanowicach, gdzie topił się asfalt. Odpoczywam w cieniu, bo kilkugodzinne przebywanie na słońcu, to nie żarty.
Do celu, już niedaleko. Trzeba było, jedynie okazać dowód osobisty :)
Co ciekawe rowerem unikałem głównych dróg, a i tak wyszło jedyne 7 km więcej, niż autem.
Ł1:117,2 km. [1790,7]
Temperatura:30.0 HR max:182 ( 93%) HR avg:158 ( 81%) Kalorie: 4950 (kcal)
Jadę przez Wojkowice, i dalej prosto do Zamku w Będzinie. Najtrudniejsze odcinki [jak rondo], pokonuję szerokim, dobrym chodnikiem.
Od Dąbrowy jadę, jak ostatnio.
Dopiero za Sławkowem, jadę na Bukowno. Odkrywam przez to, nowy dojazd, aż do Olkusza.
Po bokach mijam piękne lasy, jest także Pustynia Starczynowska.
W Bukownie zatrzymuję się, przy tablicy pamiątkowej, dla Żołnierza Polskiego, od mieszkańców tej miejscowości.
Na 55 km jestem na przedmieściach Olkusza. Jestem zafascynowany, bo za mną prawie 10 km przez pachnący las, po świetnym asfalcie, i nawet nie tak ruchliwym.
Dalsza droga identyczna jak Na Majówce, czyli jazda drogą 773. Na trasie kilka podjazdów. Poniżej ten w okolicach Kosmolowa.
Docieram w końcu do Pieskowej Skały.
Gdzie znajduje się popularny zamek.
Ciepło, i byle do Skały, gdyż za tą miejscowością będzie lżej, bo nareszcie z górki.
Poniżej fotka w Iwanowicach, gdzie topił się asfalt. Odpoczywam w cieniu, bo kilkugodzinne przebywanie na słońcu, to nie żarty.
Do celu, już niedaleko. Trzeba było, jedynie okazać dowód osobisty :)
Co ciekawe rowerem unikałem głównych dróg, a i tak wyszło jedyne 7 km więcej, niż autem.
Ł1:117,2 km. [1790,7]
Dane wycieczki:
117.20 km (2.60 km teren), czas: 04:50 h, avg:24.25 km/h,
prędkość maks: 51.40 km/hTemperatura:30.0 HR max:182 ( 93%) HR avg:158 ( 81%) Kalorie: 4950 (kcal)
Jura po raz 3ci: Chechło, Golczowice, Krzywopłoty, Smoleń, Podzamcze
Niedziela, 4 lipca 2010 | dodano: 05.07.2010Kategoria 150-200 km, Ślad GPS
Po wcześniejszym obiedzie, wychodzę na rower. W moim rowerowym menu, na dziś, rozważam atak na 199 km. Temperatura 24 stopnie.
Jeszcze w Bytomiu na 2,5 kilometrze zrywam łańcuch. Oczywiście mam zapasową spinkę, jednak świadczy to jedynie o złym stanie napędu. Łańcuch kreci głośno, zębatki także zjechane. Używam go od zimy, nieco ponad pół roku.
No trudno, jadę dalej. Poznałem już okolice Olsztyna oraz okolice Mirowa. Dziś czas, na odkrycie kolejnego fragmentu Jury.
Jadę nad jezioro Pogorię IV. Dla odmiany przez Będzin i ul. Dębową na Preczów.
Na 35 km kupuję loda. Patyczek nie był szczęśliwy, gdyż nie pisało Wygrałeś.
Na 40 km, za plecami, superowo widać Elektrownię i Górę Doroty, dwa charakterystyczne punkty, obok których dziś jechałem.
Od 50 km, zaczyna się piękna okolica. Jestem już w Oklahomie, znanej mi z wycieczki, po czarnym szlaku rowerowym. Dobra szosa, po bokach lasy.
Na 60tym km jestem w Chechle, naprawdę blisko Pustyni Błędowskiej. Niestety z drogi nie widać, ani grama piasku.
Droga prowadzi wzdłuż pustyni, ale nie było mi dane jej dziś zobaczyć.
10 km dalej, docieram do m. Golczowice. Robię sobie dłuższą przerwę i przeglądam Bikestats w komórce.
Po odpoczynku rozpoczynam wycieczkę właściwą, gdyż wjeżdżam tutaj, na czerwony Jurajski Rowerowy Szlak Orlich Gniazd, łączący Częstochowę z Krakowem.
Na plus, zaskakuje mnie stan asfaltów. Od 73 km, pierwszy fragment leśny.
Na 75 km, docieram pod zamek w Bydlinie.
Jurajski rowerowy, bardzo mi się podoba. Nie ma żadnego piasku, z którym męczyłem się, na ostatniej wycieczce na Jurze, w okolicach Czatachowej.
Poniżej tablica, ku czci i chwały poległym bohaterom Oddziały Hardego AK, od społeczności gminy Klucze.
Jurajski rowerowy, dobre asfalty, przez las i bez aut.
Pnę się pod górę po bardziej odludnym i zarośniętym lesie. Jest także pierwszy problem, przewalone drzewa. Na szczęście chwilę później jest już wszystko OK.
Teraz szybki zjazd po kamykach, słodkie szaleństwo. Skutkuje ono przebitą dętką na 83 km.
Zaraz dalej kilka skałek i ławeczki dla rowerzystów, zwiedzających szlak Jurajski.
Poniżej miejscowość Smoleń i widok na ledwo widoczny zamek na wzniesieniu.
Jadę dalej, ciągle dobre asfalty i kilka większych podjazdów.
Częste zmiany nawierzchni i krajobrazu, uatrakcyjniają jazdę.
W tle widać już ruiny Zamku w Ogrodzieńcu.
Docieram w końcu do Podzamcza [98 km trasy] i przyglądam się z bliska.
Paradoksalnie słucham radia, i leci audycja o Jurze, gdzie dowiaduje się o różnych legendach i ciekawych miejscach.
W planach był jeszcze Okiennik Wielki oraz m. Morsko, jednak na 101 km postanawiam wracać, by nie być w domu znowu nocą.
Powrót przyjemny, znaną drogą od Zawiercia. A poniżej zachód, prawie pod domem.
Ł2:167 km. [1564]
Temperatura: HR max:176 ( 90%) HR avg:148 ( 75%) Kalorie: 6836 (kcal)
Jeszcze w Bytomiu na 2,5 kilometrze zrywam łańcuch. Oczywiście mam zapasową spinkę, jednak świadczy to jedynie o złym stanie napędu. Łańcuch kreci głośno, zębatki także zjechane. Używam go od zimy, nieco ponad pół roku.
No trudno, jadę dalej. Poznałem już okolice Olsztyna oraz okolice Mirowa. Dziś czas, na odkrycie kolejnego fragmentu Jury.
Jadę nad jezioro Pogorię IV. Dla odmiany przez Będzin i ul. Dębową na Preczów.
Na 35 km kupuję loda. Patyczek nie był szczęśliwy, gdyż nie pisało Wygrałeś.
Na 40 km, za plecami, superowo widać Elektrownię i Górę Doroty, dwa charakterystyczne punkty, obok których dziś jechałem.
Od 50 km, zaczyna się piękna okolica. Jestem już w Oklahomie, znanej mi z wycieczki, po czarnym szlaku rowerowym. Dobra szosa, po bokach lasy.
Na 60tym km jestem w Chechle, naprawdę blisko Pustyni Błędowskiej. Niestety z drogi nie widać, ani grama piasku.
Droga prowadzi wzdłuż pustyni, ale nie było mi dane jej dziś zobaczyć.
10 km dalej, docieram do m. Golczowice. Robię sobie dłuższą przerwę i przeglądam Bikestats w komórce.
Po odpoczynku rozpoczynam wycieczkę właściwą, gdyż wjeżdżam tutaj, na czerwony Jurajski Rowerowy Szlak Orlich Gniazd, łączący Częstochowę z Krakowem.
Na plus, zaskakuje mnie stan asfaltów. Od 73 km, pierwszy fragment leśny.
Na 75 km, docieram pod zamek w Bydlinie.
Jurajski rowerowy, bardzo mi się podoba. Nie ma żadnego piasku, z którym męczyłem się, na ostatniej wycieczce na Jurze, w okolicach Czatachowej.
Poniżej tablica, ku czci i chwały poległym bohaterom Oddziały Hardego AK, od społeczności gminy Klucze.
Jurajski rowerowy, dobre asfalty, przez las i bez aut.
Pnę się pod górę po bardziej odludnym i zarośniętym lesie. Jest także pierwszy problem, przewalone drzewa. Na szczęście chwilę później jest już wszystko OK.
Teraz szybki zjazd po kamykach, słodkie szaleństwo. Skutkuje ono przebitą dętką na 83 km.
Zaraz dalej kilka skałek i ławeczki dla rowerzystów, zwiedzających szlak Jurajski.
Poniżej miejscowość Smoleń i widok na ledwo widoczny zamek na wzniesieniu.
Jadę dalej, ciągle dobre asfalty i kilka większych podjazdów.
Częste zmiany nawierzchni i krajobrazu, uatrakcyjniają jazdę.
W tle widać już ruiny Zamku w Ogrodzieńcu.
Docieram w końcu do Podzamcza [98 km trasy] i przyglądam się z bliska.
Paradoksalnie słucham radia, i leci audycja o Jurze, gdzie dowiaduje się o różnych legendach i ciekawych miejscach.
W planach był jeszcze Okiennik Wielki oraz m. Morsko, jednak na 101 km postanawiam wracać, by nie być w domu znowu nocą.
Powrót przyjemny, znaną drogą od Zawiercia. A poniżej zachód, prawie pod domem.
Ł2:167 km. [1564]
Dane wycieczki:
162.00 km (15.50 km teren), czas: 07:23 h, avg:21.94 km/h,
prędkość maks: 54.10 km/hTemperatura: HR max:176 ( 90%) HR avg:148 ( 75%) Kalorie: 6836 (kcal)