- Kategorie:
- 100-150 km.20
- 150-200 km.5
- 70-100 km.55
- MK.13
- Pieszym szlakiem.45
- Ślad GPS.100
- VP.10
- WPKiW.184
Wpisy archiwalne w kategorii
Ślad GPS
Dystans całkowity: | 7196.36 km (w terenie 1313.04 km; 18.25%) |
Czas w ruchu: | 364:01 |
Średnia prędkość: | 19.77 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.40 km/h |
Suma podjazdów: | 39976 m |
Maks. tętno maksymalne: | 186 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 165 (84 %) |
Suma kalorii: | 219644 kcal |
Liczba aktywności: | 99 |
Średnio na aktywność: | 72.69 km i 3h 40m |
Więcej statystyk |
Jurajskie zamki i nie tylko. Przez Siewierz Myszków Żarki Czatachowa Mirów Zdów Zawiercie.
Sobota, 26 czerwca 2010 | dodano: 27.06.2010Kategoria 150-200 km, Ślad GPS
W połowie tygodnia odebrałem przednie koło. Na starej obręczy strach było już jeździć, a solidna ścianka boczna nowej obręczy, zachęciła mnie do poważniejszej wycieczki.
Początkowo planowałem wycieczkę w niedzielę, ale pogoda w sobotę także piękna. Wyjechałem więc późno, dopiero ok. 13tej.
Udałem się w moją drugą wycieczkę na Jurę. By nie obciążać pleców plecakiem, ograniczam się do sakwy pod ramę roweru. Mieści ona kilka narzędzi, bluzę, kamizelkę i nogawki, a z picia, biorę jedyne 0,7L wody.
Trasa w kierunku Góry Św. Doroty i nad Pogorię. Na 20 km postanowiłem przejechać ul.Pokoju na Sarnów, gdyż nigdy nie była mi ona po drodze.
Widok na Elektrownię Łagisza, z nowej dla mnie strony.
Nad Pogorią IV było przepięknie, błękitna woda, ale niestety jak się okazało, także silny wiatr, gdyz zmieniłem kierunek jazdy. Jak się potem okazało, musiałem zrobić, aż 38 km pod mocny wiatr.
Jadę na Myszków, by nie jechać jak ostatnio, wybieram główną drogę 793.
Już na 46 km, zatrzymuję się w sklepie, kupuję 1,5L wody, z czego połowę wypijam na miejscu.
Przed Myszkowem pruję ponad 30 km/h pod górę, po tym jak słyszę na plecach hamującą ciężarówkę.
A sam Myszków wita mnie sporym zjazdem, gdzie mam ponad 50 km/h.
Około 60 kilometra, pobocze drogi połatane jakimś żwirkiem, który strzela z pod kół i nie pomaga w jeździe.
Docieram w końcu do miejscowości Żwirki, w końcu mały ruch samochodowy.
Zaczynam wycieczkę właściwą, czyli 35cio km przygodę po Jurze.
7 km dalej (67 km trasy) m. Zawada dostrzegam zmianę krajobrazu i lasy.
Moim 1szym celem są pozostałości średniowiecznej strażnicy obronnej w Suliszowicach (71 km). [do dziś zachował się niewielki fragment muru]
Jadę dalej i zatrzymuję się na 78 km przy Bramie Twardowskiego.
Jedyne 2 km dalej znajdują się Źródła Zygmunta i Ewy. [początek rzeki Wiercicy]
Napiłem się wody, rewelacyjna w smaku.
Na 82 km pozostałości kolejnego zamku. Poniżej Jaskinia Ostrężnicka, u stóp ruin zamku Ostrężnik.
Jadę do kolejnej atrakcji [od teraz zgonie z czerwonym rowerowym, niebieskim pieszym], niestety ścieżki są piaszczyste. Czasami muszę prowadzić rower, jazda powyżej 10 km/h to także luksus. Poniżej najgorsze miejsce.
Po 2,5 km trochę lepiej, jednak wszystko wielkim wysiłkiem.
Na 87,5 km, zdobywam lekkie wzniesienie. Warto było, gdyż moim oczom ukazuje się zamek w Przewodziszowicach [w XV wieku należał do Mikołaja Kornicza - słynnego, nieuchwytnego rycerza rozbójnika]
Dalej plan zakładał dojechanie lasem, do miejscowości Moczydło, skąd miałem przekroczyć drogę 789, by zwiedzać kolejne atrakcje.
Na drodze, chwilami powtórka z rozrywki i często pieszo do przodu.
Gonił mnie czas, zachód słońca za jakąś 1h do 1,5 godziny, tymczasem mój ślad na GPSie zaczął podążać w złym kierunku. Jedna ścieżka niknie, na innej drzewa, ostatnia dobra biegnie w złym kierunku. Trochę spanikowałem, bo przede mną jeszcze sporo drogi. {zresztą ilość połamanych drzew [chyba jeszcze po zimie] widocznych na wycieczce, powalała}
Musiałem zawrócić i w ogóle podjąć decyzję czy opłaca się jechać dalej.
Po chwili jestem, obok Sanktuarium, a dalej drogą 789 i znowu podjazd.
Na 102 km jestem w m. Łutowiec.
Gdzie zwiedzam kolejne ruiny.
Na szczęście dalsze grunty, bez żadnego piasku.
Na 105 km największa atrakcja, Mirów.
Zwiedzam zamek bliżej. Poniżej fota z drugiej strony.
Zaledwie 1,5 km dalej zamek w Bobolicach.
Na 109 km Zdów. Dotarłem do zaplanowanego miejsca, z którego zaczynam powrót. Tylko asfaltami, więc komfortowo.
Ubieram swoją nową bluzę Rogelli Rimini, a słońce praktycznie już zaszło.
Tymczasem powrót wcale nie jest taki łatwy. Na początek niesamowity podjazd w kierunku m.Hucisko. Zachód którego nie było już widać, na szczycie wzniesienia [110,5 km trasy] ponownie widoczny, w całej swej okazałości.
Po lewej widzę jeszcze, przy prędkości 50 km/h, robiące niesamowite wrażenie Orle Gniazdo i chyba górę Zborów.
Jadę na Zawiercie. Na 118 km za Włodowicami, mała serpentyna.
Na 125 km kolejna wizyta w sklepie, a na 127 km jestem na drodze 796, skąd znam już drogę do domu. Ubieram ocieplane nogawki i kamizelkę.
Jest późno przydaje się Bocialarka.
Uwielbiam wracać ul. Relaksową w Dąbrowie G.
Po 24 km od Zawiercia jestem nad jeziorem Pogoria. (jest ok godz. 23ej)
Dobre asfalty zrobiły swoje, rower płynie, a ja nie czuję zmęczenia.
Jeszcze tylko na 152 km jakiś kot wleciał mi pod przednie koło. Postawiłem rower na przednim kole, ledwo udało mi się go nie rozjechać.
Na 9 km przed domem opadłem z sił [było mi trochę zimno w ręce, schłodziło się do 13tu stopni]. W domu po północy.
Wyszła moja najdłuższa wycieczka na rowerze oraz niesamowite 1587 m w pionie.
Ł3:179,2 km. [2138,6]
Temperatura: HR max:182 ( 93%) HR avg:147 ( 75%) Kalorie: 7398 (kcal)
Początkowo planowałem wycieczkę w niedzielę, ale pogoda w sobotę także piękna. Wyjechałem więc późno, dopiero ok. 13tej.
Udałem się w moją drugą wycieczkę na Jurę. By nie obciążać pleców plecakiem, ograniczam się do sakwy pod ramę roweru. Mieści ona kilka narzędzi, bluzę, kamizelkę i nogawki, a z picia, biorę jedyne 0,7L wody.
Trasa w kierunku Góry Św. Doroty i nad Pogorię. Na 20 km postanowiłem przejechać ul.Pokoju na Sarnów, gdyż nigdy nie była mi ona po drodze.
Widok na Elektrownię Łagisza, z nowej dla mnie strony.
Nad Pogorią IV było przepięknie, błękitna woda, ale niestety jak się okazało, także silny wiatr, gdyz zmieniłem kierunek jazdy. Jak się potem okazało, musiałem zrobić, aż 38 km pod mocny wiatr.
Jadę na Myszków, by nie jechać jak ostatnio, wybieram główną drogę 793.
Już na 46 km, zatrzymuję się w sklepie, kupuję 1,5L wody, z czego połowę wypijam na miejscu.
Przed Myszkowem pruję ponad 30 km/h pod górę, po tym jak słyszę na plecach hamującą ciężarówkę.
A sam Myszków wita mnie sporym zjazdem, gdzie mam ponad 50 km/h.
Około 60 kilometra, pobocze drogi połatane jakimś żwirkiem, który strzela z pod kół i nie pomaga w jeździe.
Docieram w końcu do miejscowości Żwirki, w końcu mały ruch samochodowy.
Zaczynam wycieczkę właściwą, czyli 35cio km przygodę po Jurze.
7 km dalej (67 km trasy) m. Zawada dostrzegam zmianę krajobrazu i lasy.
Moim 1szym celem są pozostałości średniowiecznej strażnicy obronnej w Suliszowicach (71 km). [do dziś zachował się niewielki fragment muru]
Jadę dalej i zatrzymuję się na 78 km przy Bramie Twardowskiego.
Jedyne 2 km dalej znajdują się Źródła Zygmunta i Ewy. [początek rzeki Wiercicy]
Napiłem się wody, rewelacyjna w smaku.
Na 82 km pozostałości kolejnego zamku. Poniżej Jaskinia Ostrężnicka, u stóp ruin zamku Ostrężnik.
Jadę do kolejnej atrakcji [od teraz zgonie z czerwonym rowerowym, niebieskim pieszym], niestety ścieżki są piaszczyste. Czasami muszę prowadzić rower, jazda powyżej 10 km/h to także luksus. Poniżej najgorsze miejsce.
Po 2,5 km trochę lepiej, jednak wszystko wielkim wysiłkiem.
Na 87,5 km, zdobywam lekkie wzniesienie. Warto było, gdyż moim oczom ukazuje się zamek w Przewodziszowicach [w XV wieku należał do Mikołaja Kornicza - słynnego, nieuchwytnego rycerza rozbójnika]
Dalej plan zakładał dojechanie lasem, do miejscowości Moczydło, skąd miałem przekroczyć drogę 789, by zwiedzać kolejne atrakcje.
Na drodze, chwilami powtórka z rozrywki i często pieszo do przodu.
Gonił mnie czas, zachód słońca za jakąś 1h do 1,5 godziny, tymczasem mój ślad na GPSie zaczął podążać w złym kierunku. Jedna ścieżka niknie, na innej drzewa, ostatnia dobra biegnie w złym kierunku. Trochę spanikowałem, bo przede mną jeszcze sporo drogi. {zresztą ilość połamanych drzew [chyba jeszcze po zimie] widocznych na wycieczce, powalała}
Musiałem zawrócić i w ogóle podjąć decyzję czy opłaca się jechać dalej.
Po chwili jestem, obok Sanktuarium, a dalej drogą 789 i znowu podjazd.
Na 102 km jestem w m. Łutowiec.
Gdzie zwiedzam kolejne ruiny.
Na szczęście dalsze grunty, bez żadnego piasku.
Na 105 km największa atrakcja, Mirów.
Zwiedzam zamek bliżej. Poniżej fota z drugiej strony.
Zaledwie 1,5 km dalej zamek w Bobolicach.
Na 109 km Zdów. Dotarłem do zaplanowanego miejsca, z którego zaczynam powrót. Tylko asfaltami, więc komfortowo.
Ubieram swoją nową bluzę Rogelli Rimini, a słońce praktycznie już zaszło.
Tymczasem powrót wcale nie jest taki łatwy. Na początek niesamowity podjazd w kierunku m.Hucisko. Zachód którego nie było już widać, na szczycie wzniesienia [110,5 km trasy] ponownie widoczny, w całej swej okazałości.
Po lewej widzę jeszcze, przy prędkości 50 km/h, robiące niesamowite wrażenie Orle Gniazdo i chyba górę Zborów.
Jadę na Zawiercie. Na 118 km za Włodowicami, mała serpentyna.
Na 125 km kolejna wizyta w sklepie, a na 127 km jestem na drodze 796, skąd znam już drogę do domu. Ubieram ocieplane nogawki i kamizelkę.
Jest późno przydaje się Bocialarka.
Uwielbiam wracać ul. Relaksową w Dąbrowie G.
Po 24 km od Zawiercia jestem nad jeziorem Pogoria. (jest ok godz. 23ej)
Dobre asfalty zrobiły swoje, rower płynie, a ja nie czuję zmęczenia.
Jeszcze tylko na 152 km jakiś kot wleciał mi pod przednie koło. Postawiłem rower na przednim kole, ledwo udało mi się go nie rozjechać.
Na 9 km przed domem opadłem z sił [było mi trochę zimno w ręce, schłodziło się do 13tu stopni]. W domu po północy.
Wyszła moja najdłuższa wycieczka na rowerze oraz niesamowite 1587 m w pionie.
Ł3:179,2 km. [2138,6]
Dane wycieczki:
180.10 km (23.00 km teren), czas: 08:40 h, avg:20.78 km/h,
prędkość maks: 52.90 km/hTemperatura: HR max:182 ( 93%) HR avg:147 ( 75%) Kalorie: 7398 (kcal)
Na Jurę, Lipówka zdobyta (Woźniki Poraj Olsztyn Myszków Siewierz)
Niedziela, 6 czerwca 2010 | dodano: 07.06.2010Kategoria 150-200 km, Ślad GPS
Opracowywałem z GPSem drogę na 160km, tak wiele na rowerze jeszcze nie jechałem. Trasa biegnie szlakami rowerowymi, częściowo lasami, czy trudnymi i czy przejezdnymi? zobaczymy. Nie biorę plecaka, ograniczam się do sakwy na ramę roweru. Jadę też w bezrękawniku, będzie fajnie.
Jest ciepło, po chwili zauważam, że jak dla mnie nawet za ciepło.
Po 17 km mam dobrą średnią 27km/h, przejechane ze średnim tętnem aż 74% max bpm.
Przez 10km, jadę po znanym sobie, lesie na Woźniki. Po bokach stoi woda, mam wrażenie, że ścieżka coś bardziej dziurawa niż zwykle.
Na 31 km mijam rowerową rodzinkę, z niepełnosprawnym rowerzystą, który jechał na rowerze napędzanym ręcznie. Podziwiam, wyglądało, że musiał się sporo natrudzić po tym lesie.
Na 35 km w Woźnikach, w sklepie z pieczywem, kwiatami i alkoholem kupuję lody. Naprawdę jest ciepło, a może parno.
Dalej drogą 789 na Koziegłowy, za fotoradarem lekkie koleiny. Na 41,5 km przecinam 1kę, gdzie baba niemal nie wymusza lewoskrętu.
Następnie niebieskim rowerowym, ul.Plebańską i chyba dość nowym asfaltem od Pustkowia Gężyńskiego.
Na 48,5 km rowerowy odbija w lewo, ja jadę w prawo, krótszą, główną drogą na Poraj.
Na 53,5 km nad Wartą, przechodzę w GPSie na mapę Topo i jem snikersa.
Dalej szlakiem żółtym i od 56 km piaszczystym duktem leśnym. Mój rower w piasku się zakopuje, gdyby nie boczna ścieżka, po lewej, byłaby masakra.
Od 59 km, przez ponad 6km, jadę pomarańczowym szlakiem Przełomu Warty, droga szutrowa, lekko kamienista, rower zamiast 12 km/h, od razu jedzie szybciej - około 20 km/h.
Dalej jest droga asfaltowa, szlak zielony.
Widać już pierwsze atrakcje. Poniżej widok na górę Białko.
Na 65 km, gdy jestem pod górą, postanawiam zdobyć pierwszą swoją skałkę rowerem. Mianowicie bardziej łatwą Lipówkę (fotka poniżej)
A oto widok z niej, gdzieś w tamtych lasach byłem.
Nakręciłem także filmik, z widokiem na okoliczny zamek w Olsztynie.
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;youtube
Na 67,3 km jestem na Rynku w Olsztynie. Kupuję wodę, i rożka.
Nie zwiedzam zamku, jadę od razu na czerwony jurajski szlak rowerowy, który wiedzie w okolicy.
Znowu piasek, ale da się jechać trochę bokiem. Po chwili taki widok.
Na szczęście, jakiś rowerzysta wychodzi z krzaków, więc jest przejście, po kilkudziesięciu metrach jest już normalnie. Inny rowerzysta jadący w drugim kierunku chciał zawracać, ale widząc mnie także postanowił obejść zwalone drzewka.
Czerwony dalej przez kilometr wiedzie asfaltem, bardzo podoba mi się takie urozmaicanie drogi.
Od 71,5 km znowu las, i info, że już tylko 166 km do Krakowa, jurajskim czerwonym szlakiem.
Asfalty są różnej jakości, od 75,5 km odbijam na szlak zielony rowerowy. Poniżej podjazd pod Biskupice.
Za tą miejscowością, wybieram niebieski rowerowy i obserwuje paralotniarzy.
Asfalt do Zaburza jest mocno połatany i męczący, dalej znowu zielonym rowerowym.
Jem mięsko zabrane z domu. A poniżej widok prawdopodobnie na Sk. Głuchowskiego.
Od Przybynowa na chwilę na grunty, szlakiem czerwonym.
Od 90 km, w końcu porządna droga, szlak zielony.
2 km dalej odbijam w bok.
Jadę wzdłuż torów kolejowych.
Jestem już zmęczony, jadę przez Myszków, na 101,5 km kolejna wizyta w sklepie.
Dalej podjazd pod Pińczyce, a za nimi fatalne 2 km, miał być asfalt, a było gruzowisko.
Wstyd się przyznać, właśnie tam, na 113 km, zostawiła mnie w tyle miejscowa nastolatka.
Wracam do mapy UMPpcPL w GPSie.
Zaliczam także swój pierwszy poważny korek. Omijam, aż 1 km korek do drogi 78.
Na 120 km jestem pod zamkiem w Siewierzu, uf znana okolica. Na błoniach przy zamku, odbywały się prawdopodobnie 48 Dni Ziemi Siewierskiej. Zrobiłem filmik.
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;youtube
Na 127 km ubieram rękawki i nogawki w Trzebiesławicach, a na 130 km jestem już nad Pogorią IV, czyli jak w domu. Ale zaczyna kropić.
Odżyły siły, tempo wzrasta, bo i asfalt prosty, ale jednak te 5,5 km wzdłuż jeziora trochę się dłuży.
Na 141 km ostatnia wizyta w sklepie w Psarach. Niby niedziela, ale nie miałem problemu z zamkniętymi sklepami.
W domu przed godz 23cią.
Ł3:483 km. [1959,4]
Temperatura:21.0 HR max:167 ( 85%) HR avg:135 ( 69%) Kalorie: (kcal)
Jest ciepło, po chwili zauważam, że jak dla mnie nawet za ciepło.
Po 17 km mam dobrą średnią 27km/h, przejechane ze średnim tętnem aż 74% max bpm.
Przez 10km, jadę po znanym sobie, lesie na Woźniki. Po bokach stoi woda, mam wrażenie, że ścieżka coś bardziej dziurawa niż zwykle.
Na 31 km mijam rowerową rodzinkę, z niepełnosprawnym rowerzystą, który jechał na rowerze napędzanym ręcznie. Podziwiam, wyglądało, że musiał się sporo natrudzić po tym lesie.
Na 35 km w Woźnikach, w sklepie z pieczywem, kwiatami i alkoholem kupuję lody. Naprawdę jest ciepło, a może parno.
Dalej drogą 789 na Koziegłowy, za fotoradarem lekkie koleiny. Na 41,5 km przecinam 1kę, gdzie baba niemal nie wymusza lewoskrętu.
Następnie niebieskim rowerowym, ul.Plebańską i chyba dość nowym asfaltem od Pustkowia Gężyńskiego.
Na 48,5 km rowerowy odbija w lewo, ja jadę w prawo, krótszą, główną drogą na Poraj.
Na 53,5 km nad Wartą, przechodzę w GPSie na mapę Topo i jem snikersa.
Dalej szlakiem żółtym i od 56 km piaszczystym duktem leśnym. Mój rower w piasku się zakopuje, gdyby nie boczna ścieżka, po lewej, byłaby masakra.
Od 59 km, przez ponad 6km, jadę pomarańczowym szlakiem Przełomu Warty, droga szutrowa, lekko kamienista, rower zamiast 12 km/h, od razu jedzie szybciej - około 20 km/h.
Dalej jest droga asfaltowa, szlak zielony.
Widać już pierwsze atrakcje. Poniżej widok na górę Białko.
Na 65 km, gdy jestem pod górą, postanawiam zdobyć pierwszą swoją skałkę rowerem. Mianowicie bardziej łatwą Lipówkę (fotka poniżej)
A oto widok z niej, gdzieś w tamtych lasach byłem.
Nakręciłem także filmik, z widokiem na okoliczny zamek w Olsztynie.
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;youtube
Na 67,3 km jestem na Rynku w Olsztynie. Kupuję wodę, i rożka.
Nie zwiedzam zamku, jadę od razu na czerwony jurajski szlak rowerowy, który wiedzie w okolicy.
Znowu piasek, ale da się jechać trochę bokiem. Po chwili taki widok.
Na szczęście, jakiś rowerzysta wychodzi z krzaków, więc jest przejście, po kilkudziesięciu metrach jest już normalnie. Inny rowerzysta jadący w drugim kierunku chciał zawracać, ale widząc mnie także postanowił obejść zwalone drzewka.
Czerwony dalej przez kilometr wiedzie asfaltem, bardzo podoba mi się takie urozmaicanie drogi.
Od 71,5 km znowu las, i info, że już tylko 166 km do Krakowa, jurajskim czerwonym szlakiem.
Asfalty są różnej jakości, od 75,5 km odbijam na szlak zielony rowerowy. Poniżej podjazd pod Biskupice.
Za tą miejscowością, wybieram niebieski rowerowy i obserwuje paralotniarzy.
Asfalt do Zaburza jest mocno połatany i męczący, dalej znowu zielonym rowerowym.
Jem mięsko zabrane z domu. A poniżej widok prawdopodobnie na Sk. Głuchowskiego.
Od Przybynowa na chwilę na grunty, szlakiem czerwonym.
Od 90 km, w końcu porządna droga, szlak zielony.
2 km dalej odbijam w bok.
Jadę wzdłuż torów kolejowych.
Jestem już zmęczony, jadę przez Myszków, na 101,5 km kolejna wizyta w sklepie.
Dalej podjazd pod Pińczyce, a za nimi fatalne 2 km, miał być asfalt, a było gruzowisko.
Wstyd się przyznać, właśnie tam, na 113 km, zostawiła mnie w tyle miejscowa nastolatka.
Wracam do mapy UMPpcPL w GPSie.
Zaliczam także swój pierwszy poważny korek. Omijam, aż 1 km korek do drogi 78.
Na 120 km jestem pod zamkiem w Siewierzu, uf znana okolica. Na błoniach przy zamku, odbywały się prawdopodobnie 48 Dni Ziemi Siewierskiej. Zrobiłem filmik.
<lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;lt;youtube
Na 127 km ubieram rękawki i nogawki w Trzebiesławicach, a na 130 km jestem już nad Pogorią IV, czyli jak w domu. Ale zaczyna kropić.
Odżyły siły, tempo wzrasta, bo i asfalt prosty, ale jednak te 5,5 km wzdłuż jeziora trochę się dłuży.
Na 141 km ostatnia wizyta w sklepie w Psarach. Niby niedziela, ale nie miałem problemu z zamkniętymi sklepami.
W domu przed godz 23cią.
Ł3:483 km. [1959,4]
Dane wycieczki:
162.00 km (26.50 km teren), czas: 07:32 h, avg:21.50 km/h,
prędkość maks: 49.00 km/hTemperatura:21.0 HR max:167 ( 85%) HR avg:135 ( 69%) Kalorie: (kcal)
Nocna rundka, odwrotnie niż zwykle i z błyskami.
Przed 23cią w czwartek wyruszam na nocną przejażdżkę. Wg prognoz, teoretycznie powinno padać, zobaczymy jak będzie.
Ruszam w odwrotnym kierunku niż zwykle, najpierw na Piekary. Po kilku km wiercę się pupą po siedzeniu. Może miałem zbyt długą przerwę?
Po 7ym km (na Lipce) wymijam kogoś na rowerze poziomym, może to był art75?
Od 8go km mżawi, ale zaraz przestaje. Na 10tym, gdy wjechałem na całkowicie nieoświetlony odcinek drogi, ujrzałem przez chwilę wszystko na niebiesko. Błysło się tak mocno, że aż podskoczyłem na siodełku.
Do Świerklańca, błysło się już z 4 razy. No trudno, nie zmieniam planów, i przecinam ciemny las za Nowym Chechłem.
W Tarnowskich Górach, postój na wodę i fotkę.
Na 24 km znowu mżawi i km dalej pokonuję największy podjazd dziś.
Wracam na Bytom, i jadę dalej na Chorzów.
Na światłach przy AKSie czekam dobre 4 zmiany, światła mnie nie widzą, więc i ja przestaję na nie patrzeć.
Robię pętle po parku, bocialarka oświetla niesamowicie. Zauważam także, że nie ma już szlabanów zagradzających przejazd.
Powrót, ok 7km pod masakryczny wiatr. Na Arki Bożka, zaraz przed domem zaczyna poważniej padać.
W domu jestem w Piątek o 1:20.
Ł3:250,5 km. [1726,9]
Temperatura:16.0 HR max:176 ( 90%) HR avg:151 ( 77%) Kalorie: 2399 (kcal)
Ruszam w odwrotnym kierunku niż zwykle, najpierw na Piekary. Po kilku km wiercę się pupą po siedzeniu. Może miałem zbyt długą przerwę?
Po 7ym km (na Lipce) wymijam kogoś na rowerze poziomym, może to był art75?
Od 8go km mżawi, ale zaraz przestaje. Na 10tym, gdy wjechałem na całkowicie nieoświetlony odcinek drogi, ujrzałem przez chwilę wszystko na niebiesko. Błysło się tak mocno, że aż podskoczyłem na siodełku.
Do Świerklańca, błysło się już z 4 razy. No trudno, nie zmieniam planów, i przecinam ciemny las za Nowym Chechłem.
W Tarnowskich Górach, postój na wodę i fotkę.
Dworzec Kolejowy w Tarnowskich Górach nocą© fredziomf
Na 24 km znowu mżawi i km dalej pokonuję największy podjazd dziś.
Wracam na Bytom, i jadę dalej na Chorzów.
Chorzów. Poczta Polska i Urząd Miasta nocą© fredziomf
Na światłach przy AKSie czekam dobre 4 zmiany, światła mnie nie widzą, więc i ja przestaję na nie patrzeć.
Robię pętle po parku, bocialarka oświetla niesamowicie. Zauważam także, że nie ma już szlabanów zagradzających przejazd.
Stadion Śląski - Narodowy© fredziomf
Powrót, ok 7km pod masakryczny wiatr. Na Arki Bożka, zaraz przed domem zaczyna poważniej padać.
W domu jestem w Piątek o 1:20.
Ł3:250,5 km. [1726,9]
Dane wycieczki:
56.50 km (0.00 km teren), czas: 02:22 h, avg:23.87 km/h,
prędkość maks: 47.80 km/hTemperatura:16.0 HR max:176 ( 90%) HR avg:151 ( 77%) Kalorie: 2399 (kcal)
Pieszym zielonym, miał byc Ogrodzieniec. Siewierz, Łazy. Komary atakują.
Sobota, 29 maja 2010 | dodano: 30.05.2010Kategoria Pieszym szlakiem, Ślad GPS, 100-150 km
Temp start 17, powrót 13.5 stopni.
Na sobotę sporo typów: Pszczyna, Lubliniec, Podzamcze; czy nawet dalsze Goczałkowice lub Rybnik. Ostatecznie, nie chciałem jechać za daleko w nie znaną okolicę, gdyż bałem się nieprzejezdnych lasów i lokalnych podtopień.
Tak czy inaczej postanowiłem dziś, poznać kolejny fragment, pieszego zielonego Szlaku Tysiąclecia.
Ten szlak poznaję wyjątkowo długo, gdyż nie sposób go przejechać za jednym podejściem. By poznać do tej pory, około 70 km szlaku, musiałem wykręcić, razem z powrotami do domu, jakieś 405 km i odbyć 7 wycieczek, niektóre fragmenty pokonując pieszo.
Postanawiam jechać przez Bobrowniki. Możemy zobaczyć jak prezentuje się, nazwijmy to, kościół nowoczesny, w porównaniu z kościołem z XVII wieku.
Bobrowniki ze względu na męczącą górkę, często omijałem, dalsza droga stąd, na Rogoźnik, także bywa ruchliwa. Dalej obok budowanej autostrady A1. Uf, na szczęście ciężarówek nie ma wiele, a ja dostrzegam już pierwsze efekty budowy.
Dalej kolejny podjazd, jestem zaskoczony jak szybko jestem w Twardowicach.
Po 18tu km jestem w miejscu, gdzie przerwałem w tamtym roku, zwiedzanie Szlaku Tysiąclecia. Rozpoczynamy przygodę. W tle dostrzegam, coś interesuję, odbijam w bok by sprawdzić, co tam jest.
Dalej 600 metrów pieszej wędrówki w górę. Trawa ponad piasty, a ja po 200 metrach czuję nogi :)
Ale na szczycie, widać już zalew Przeczycko-Siewierski i drogę S1.
Po drodze na szlaku odkrywam, stawy hodowlane karpia, oraz pole biwakowe wzdłuż zbiornika.
Na 35 km źle wskakuje mi bieg i zrywam spinkę, na szczęście mam zapasową. Na 37 km kolejny problem. Jestem przy drodze S1, muszę przejechać poboczem jakieś 650 metrów, by na zawrotce, przejść na druga stronę drogi. Tymczasem jest tam remont i nie ma nawet pobocza. Spaceruję ten kawałek, pomiędzy rozkopanym na 2 metry pasem a ruchliwą drogą :(
Szlak na chwile się urywa, a w okolicy budowana jest obwodnica Siewierza. Robię mały przyjemny objazd i kontynuuję zwiedzanie szlaku.
Szybko docieram do rynku w Siewierzu.
Bramy kościoła Św. Macieja.
Zaraz obok jest Zamek w Siewierzu. Jako, że jest otwarty postanawiam tam zajrzeć. Wstęp wolny, rower pilnuje Pani sprzedająca pocztówki na zamku. Ja zwiedzam wieżę widokową i ciemne lochy.
Zaczyna się leśny etap wycieczki. Dukty trochę mokre. Z czasem niestety piaszczyste. Mam na tyle oponę typowo asfaltową, niestety jazda jest męcząca. Mogę jechać maksymalnie 9-13 km/h, na najlżejszym przełożeniu. Wzdłuż całej drogi, niedawno odbywała się ścinka, unosi się piękny zapach drewna.
Na 52 km jest to, o co się martwiłem. Przejazd utrudnia rozlewisko wodne. Zawracam. Nie widać niestety żadnej możliwości objazdu, a inna ścieżka także prowadzi mnie do nikąd.
Komary dziś, to była masakra.
Powoli dochodzi do mnie, że będę się musiał pogodzić, iż nie dojadę dziś do Podzamcza. W międzyczasie zerkam na GPSa.
Jadę pod koszary i w miejsce opuszczonej bazy rakietowej. Spodziewałem się czegoś więcej :)
Na 68 km przerwa, na 2 jogurty i jabłko. Kieruję się na Łazy. Szlak biegnie kładką nad torami, ku mojemu zaskoczeniu, na kładkę można wjechać, więc nie muszę pokonywać schodków.
Jest późno, czas wracać. Spodobała mi się droga wzdłuż torów, która przypomina mi ul. Kolejową w Tarnowskich Górach.
Na 75km ubieram rękawki i nogawki oraz robię poniższy filmik.
Jadę sobie beztrosko przed siebie i dopiero w Zawierciu dochodzi do mnie, że zamiast wracać pojechałem w złym kierunku. Analizuję mapę, najlepiej będzie wracać drogą 796 na Dąbrowę G.
Na szosie rower jest w swoim żywiole, jadę ciągle ponad 30 km/h, a nie męczę się 10ką po lesie.
Na 103 km jestem już nad Pogorią IV, wcinam kolejne jabłko.
W domu jestem o 22:30.
Ł3:194 km. [1670,4]
Temperatura:17.0 HR max:174 ( 89%) HR avg:141 ( 72%) Kalorie: 5707 (kcal)
Na sobotę sporo typów: Pszczyna, Lubliniec, Podzamcze; czy nawet dalsze Goczałkowice lub Rybnik. Ostatecznie, nie chciałem jechać za daleko w nie znaną okolicę, gdyż bałem się nieprzejezdnych lasów i lokalnych podtopień.
Tak czy inaczej postanowiłem dziś, poznać kolejny fragment, pieszego zielonego Szlaku Tysiąclecia.
Ten szlak poznaję wyjątkowo długo, gdyż nie sposób go przejechać za jednym podejściem. By poznać do tej pory, około 70 km szlaku, musiałem wykręcić, razem z powrotami do domu, jakieś 405 km i odbyć 7 wycieczek, niektóre fragmenty pokonując pieszo.
Postanawiam jechać przez Bobrowniki. Możemy zobaczyć jak prezentuje się, nazwijmy to, kościół nowoczesny, w porównaniu z kościołem z XVII wieku.
Bobrowniki ze względu na męczącą górkę, często omijałem, dalsza droga stąd, na Rogoźnik, także bywa ruchliwa. Dalej obok budowanej autostrady A1. Uf, na szczęście ciężarówek nie ma wiele, a ja dostrzegam już pierwsze efekty budowy.
Dalej kolejny podjazd, jestem zaskoczony jak szybko jestem w Twardowicach.
Po 18tu km jestem w miejscu, gdzie przerwałem w tamtym roku, zwiedzanie Szlaku Tysiąclecia. Rozpoczynamy przygodę. W tle dostrzegam, coś interesuję, odbijam w bok by sprawdzić, co tam jest.
Dalej 600 metrów pieszej wędrówki w górę. Trawa ponad piasty, a ja po 200 metrach czuję nogi :)
Ale na szczycie, widać już zalew Przeczycko-Siewierski i drogę S1.
Po drodze na szlaku odkrywam, stawy hodowlane karpia, oraz pole biwakowe wzdłuż zbiornika.
Na 35 km źle wskakuje mi bieg i zrywam spinkę, na szczęście mam zapasową. Na 37 km kolejny problem. Jestem przy drodze S1, muszę przejechać poboczem jakieś 650 metrów, by na zawrotce, przejść na druga stronę drogi. Tymczasem jest tam remont i nie ma nawet pobocza. Spaceruję ten kawałek, pomiędzy rozkopanym na 2 metry pasem a ruchliwą drogą :(
Szlak na chwile się urywa, a w okolicy budowana jest obwodnica Siewierza. Robię mały przyjemny objazd i kontynuuję zwiedzanie szlaku.
Szybko docieram do rynku w Siewierzu.
Bramy kościoła Św. Macieja.
Zaraz obok jest Zamek w Siewierzu. Jako, że jest otwarty postanawiam tam zajrzeć. Wstęp wolny, rower pilnuje Pani sprzedająca pocztówki na zamku. Ja zwiedzam wieżę widokową i ciemne lochy.
Zaczyna się leśny etap wycieczki. Dukty trochę mokre. Z czasem niestety piaszczyste. Mam na tyle oponę typowo asfaltową, niestety jazda jest męcząca. Mogę jechać maksymalnie 9-13 km/h, na najlżejszym przełożeniu. Wzdłuż całej drogi, niedawno odbywała się ścinka, unosi się piękny zapach drewna.
Na 52 km jest to, o co się martwiłem. Przejazd utrudnia rozlewisko wodne. Zawracam. Nie widać niestety żadnej możliwości objazdu, a inna ścieżka także prowadzi mnie do nikąd.
Komary dziś, to była masakra.
Powoli dochodzi do mnie, że będę się musiał pogodzić, iż nie dojadę dziś do Podzamcza. W międzyczasie zerkam na GPSa.
Jadę pod koszary i w miejsce opuszczonej bazy rakietowej. Spodziewałem się czegoś więcej :)
Na 68 km przerwa, na 2 jogurty i jabłko. Kieruję się na Łazy. Szlak biegnie kładką nad torami, ku mojemu zaskoczeniu, na kładkę można wjechać, więc nie muszę pokonywać schodków.
Jest późno, czas wracać. Spodobała mi się droga wzdłuż torów, która przypomina mi ul. Kolejową w Tarnowskich Górach.
Na 75km ubieram rękawki i nogawki oraz robię poniższy filmik.
Na szosie rower jest w swoim żywiole, jadę ciągle ponad 30 km/h, a nie męczę się 10ką po lesie.
Na 103 km jestem już nad Pogorią IV, wcinam kolejne jabłko.
W domu jestem o 22:30.
Ł3:194 km. [1670,4]
Dane wycieczki:
135.70 km (33.20 km teren), czas: 06:53 h, avg:19.71 km/h,
prędkość maks: 46.40 km/hTemperatura:17.0 HR max:174 ( 89%) HR avg:141 ( 72%) Kalorie: 5707 (kcal)
5 Jezior Górnośląskich
Niedziela, 23 maja 2010 | dodano: 23.05.2010Kategoria Ślad GPS, 100-150 km
Temp start 19, powrót 14 stopni.
Jeszcze wczoraj byłem przekonany, że w dniu dzisiejszym będą burze. Dopiero dziś w porze obiadowej doszło do mnie, że stracę ładny słoneczny dzień. Tak więc szybkie mycie roweru, czyszczenie napędu, i po godzinie po smarowaniu łańcucha, wyruszam, z konieczności w drogę, bo już 16ta.
Czytając wczoraj w nocy na blogu katane, o zamkniętej drodze, na tamie Zbiornika Kozłowa Góra, pomyślałem muszę to zobaczyć; a dokładniej postanowiłem dziś sprawdzić, jak wyglądają wszystkie pobliskie jeziora, w liczbie 5.
Udałem się najpierw nad jez. Chechło-Nakło. Wybrałem najkrótszy dojazd, czyli DK11 i obwodnicę Tarnowskich Gór. DK78 przeważnie omijałem szerokim łukiem, ze względu na koleiny i spory ruch, jednak dziś, po nałożeniu niedawno nowej nawierzchni, na potrzebnym mi fragmencie, było OK.
Nad jeziorem życie toczyło się normalnie. Co prawda to jeszcze nie te tłumy, ale było sporo osób.
Duktami leśnymi udaję się na Świerklaniec, poza kałużami nie obserwuję większych zniszczeń.
Drugim Jeziorkiem jest Zbiornik Kozłowa Góra. Nawet była żaglówka na zbiorniku :)
Nie widziałem zarwanej drogi na tamie, gdyż policja nie wpuszczała na tamę, ku zdziwieniu i protestom części osób. Co ciekawe nie można było wejść w kierunku do Wymysłowa, ale mieszkańcy ów miejscowości, od drugiej strony i tak bezkarnie poruszali się po tamie.
No nic jadę w kierunku 3go jeziora w Rogoźniku. Zatrzymuję się na granicy Piekar i Dobieszowic, i z bunkru [którego można zwiedzać] robię fotkę, na rzekę Brynicę, która jeszcze jest szeroko rozlana.
W okolicy Rogoźnika ucierpiał trochę las, szybko udaję się w kierunku następnego jeziora.
W miejscowości Góra Siewierska, dostrzegam, iż zamknięta została droga. No nic robię spory objazd, ale mam wyrzuty, że nie zrobiłem fotki, wracam wiec na zamkniętą drogę, ale od drugiej strony. Robię poniższe zdjęcie i dowiaduję się, że zamiast 7mio km objazdu, wyrwę w drodze, można było objechać przez gospodarstwo domowe jednego z mieszkańców :)
Czas jechać nad Zbiornik Przeczycko-Siewierski, na 57 km docieram na miejsce, zwiedzam tamę i obserwuję Czarną Przemszę, wypływającą ze zbiornika.
W moim rowerowym menu pozosto jeszcze 5te ostatnie jezioro, Pogoria IV. Jadę asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż jeziorka i ubieram rękawki i nogawki. Zatrzymuję się także, przy mostku, patrząc na wpływającą rzekę.
Teraz wystarczyło wrócić do domu. Jestem już przyzwyczajony, że do domu od Pogori IV, muszę cisnąć pod górę, przez Sarnów. Na 80tym km składam jeszcze wizytę w sklepie, 0.7L wody to mało jak na tego typu wycieczkę.
Ogólnie wyszła kolejna setka w tym sezonie!
Niestety na 1km przed domem, zaczął mi przeskakiwać łańcuch. Co prawda było trochę zimy, ale trochę ręce opadają, by po 4250km napęd się buntował i to, gdy dogadzam mu trzema łańcuchami.
Ł1:101,5 km. [1673,5]
Temperatura:19.0 HR max:174 ( 89%) HR avg:149 ( 76%) Kalorie: 4281 (kcal)
Jeszcze wczoraj byłem przekonany, że w dniu dzisiejszym będą burze. Dopiero dziś w porze obiadowej doszło do mnie, że stracę ładny słoneczny dzień. Tak więc szybkie mycie roweru, czyszczenie napędu, i po godzinie po smarowaniu łańcucha, wyruszam, z konieczności w drogę, bo już 16ta.
Czytając wczoraj w nocy na blogu katane, o zamkniętej drodze, na tamie Zbiornika Kozłowa Góra, pomyślałem muszę to zobaczyć; a dokładniej postanowiłem dziś sprawdzić, jak wyglądają wszystkie pobliskie jeziora, w liczbie 5.
Udałem się najpierw nad jez. Chechło-Nakło. Wybrałem najkrótszy dojazd, czyli DK11 i obwodnicę Tarnowskich Gór. DK78 przeważnie omijałem szerokim łukiem, ze względu na koleiny i spory ruch, jednak dziś, po nałożeniu niedawno nowej nawierzchni, na potrzebnym mi fragmencie, było OK.
Nad jeziorem życie toczyło się normalnie. Co prawda to jeszcze nie te tłumy, ale było sporo osób.
Duktami leśnymi udaję się na Świerklaniec, poza kałużami nie obserwuję większych zniszczeń.
Drugim Jeziorkiem jest Zbiornik Kozłowa Góra. Nawet była żaglówka na zbiorniku :)
Nie widziałem zarwanej drogi na tamie, gdyż policja nie wpuszczała na tamę, ku zdziwieniu i protestom części osób. Co ciekawe nie można było wejść w kierunku do Wymysłowa, ale mieszkańcy ów miejscowości, od drugiej strony i tak bezkarnie poruszali się po tamie.
No nic jadę w kierunku 3go jeziora w Rogoźniku. Zatrzymuję się na granicy Piekar i Dobieszowic, i z bunkru [którego można zwiedzać] robię fotkę, na rzekę Brynicę, która jeszcze jest szeroko rozlana.
W okolicy Rogoźnika ucierpiał trochę las, szybko udaję się w kierunku następnego jeziora.
W miejscowości Góra Siewierska, dostrzegam, iż zamknięta została droga. No nic robię spory objazd, ale mam wyrzuty, że nie zrobiłem fotki, wracam wiec na zamkniętą drogę, ale od drugiej strony. Robię poniższe zdjęcie i dowiaduję się, że zamiast 7mio km objazdu, wyrwę w drodze, można było objechać przez gospodarstwo domowe jednego z mieszkańców :)
Czas jechać nad Zbiornik Przeczycko-Siewierski, na 57 km docieram na miejsce, zwiedzam tamę i obserwuję Czarną Przemszę, wypływającą ze zbiornika.
W moim rowerowym menu pozosto jeszcze 5te ostatnie jezioro, Pogoria IV. Jadę asfaltową ścieżką rowerową wzdłuż jeziorka i ubieram rękawki i nogawki. Zatrzymuję się także, przy mostku, patrząc na wpływającą rzekę.
Teraz wystarczyło wrócić do domu. Jestem już przyzwyczajony, że do domu od Pogori IV, muszę cisnąć pod górę, przez Sarnów. Na 80tym km składam jeszcze wizytę w sklepie, 0.7L wody to mało jak na tego typu wycieczkę.
Ogólnie wyszła kolejna setka w tym sezonie!
Niestety na 1km przed domem, zaczął mi przeskakiwać łańcuch. Co prawda było trochę zimy, ale trochę ręce opadają, by po 4250km napęd się buntował i to, gdy dogadzam mu trzema łańcuchami.
Ł1:101,5 km. [1673,5]
Dane wycieczki:
101.50 km (14.70 km teren), czas: 04:33 h, avg:22.31 km/h,
prędkość maks: 56.10 km/hTemperatura:19.0 HR max:174 ( 89%) HR avg:149 ( 76%) Kalorie: 4281 (kcal)
Okrężnie do WPKiW, terenowo po parku.
W końcu ciepło, jakieś 19-21 stopni. Z numerycznej wychodziło deszczowe popołudnie, tak więc na rower wybrałem się wcześniej.
Chciałem pojechać do parku chorzowskiego, przez Żabie Doły. Musiałbym kilkanaście metrów przejechać pod wodą, ale nie chcąc moczyć butów, pojechałem prosto; i wbiłem się na chwilę, na główną drogę.
Mój objazd przez Maciejkowice nie wypalił. Jechała przede mną Nauka Jazdy, instruktor kazał zawrócić kursantce, co dało mi do myślenia, że i ja nie powinienem się pakować do wody :)
Wykonałem za to amatorski filmik, który dedykuję rowerowemu pływakowi, czyli easternowi. (Chyba spodobała by mu się taka miejscówka)
No nic pojechałem przez Siemianowice. Jechałem szybciutko w tempie aut [średnia ponad 26/km/h], ale podjazd na głównej drodze dał mi w kość [tętno skoczyło mi do 183bpm], więc odbiłem w ulice Jadwigi i Jagiełły, by odsapnąć, jadąc trochę wolniej.
Gdy dojechałem do WPKiW, pojeździłem w nim bardzo terenowo. Byłem w kilku miejscach dopiero pierwszy raz, a byłem zdania że park znam dosyć dobrze.
Zdecydowanie najgorszy był przejazd błotną polanką pod górę. Mieliłem na najlżejszym przełożeniu, a i tak stałem w miejscu.
Cieszy także poprawa sytuacji w parku, worki z piaskiem [przy rozlewisku] były dziś usuwane.
Świeciło słońce, ale z prognozy wynikało, że lada moment będzie padać. Postanowiłem jednak wracać, tradycyjnie przez Żabie Doły. 19go maja alarmowałem o wypompowywaniu wody z Doliny Górnika, jednak to co dziś zobaczyłem, mnie przeraziło.
Jak widać Żabie Doły są nieprzejezdne, a 3 dni temu jeszcze było OK. Na szczęście ogromnego dołu nie zrobiła natura, a prawdopodobnie straż. Prawdopodobnie mają powstać rury, odprowadzające nadmiar wody.
W końcu prognozy pogody zaczęły się sprawdzać, za plecami słońce, a przede mną czarne chmury. Wróciłem do domu nasypem kolejowym, po trochę większych kamykach i bardzo wysoko nad torami kolejowymi.{zalecam tędy objazd w okolicy Żabich Dołów}
Niestety 2 domy z czerwonym dachem, które zawsze oglądałem z daleka, są podtopione.
Do domu zdążyłem wrócić, w chwili, gdy rozlegały się silne grzmoty.
Ł3:60,6 km. [1476,5]
Temperatura:19.9 HR max:183 ( 93%) HR avg:148 ( 75%) Kalorie: 2058 (kcal)
Chciałem pojechać do parku chorzowskiego, przez Żabie Doły. Musiałbym kilkanaście metrów przejechać pod wodą, ale nie chcąc moczyć butów, pojechałem prosto; i wbiłem się na chwilę, na główną drogę.
Mój objazd przez Maciejkowice nie wypalił. Jechała przede mną Nauka Jazdy, instruktor kazał zawrócić kursantce, co dało mi do myślenia, że i ja nie powinienem się pakować do wody :)
Wykonałem za to amatorski filmik, który dedykuję rowerowemu pływakowi, czyli easternowi. (Chyba spodobała by mu się taka miejscówka)
Gdy dojechałem do WPKiW, pojeździłem w nim bardzo terenowo. Byłem w kilku miejscach dopiero pierwszy raz, a byłem zdania że park znam dosyć dobrze.
Zdecydowanie najgorszy był przejazd błotną polanką pod górę. Mieliłem na najlżejszym przełożeniu, a i tak stałem w miejscu.
Cieszy także poprawa sytuacji w parku, worki z piaskiem [przy rozlewisku] były dziś usuwane.
Świeciło słońce, ale z prognozy wynikało, że lada moment będzie padać. Postanowiłem jednak wracać, tradycyjnie przez Żabie Doły. 19go maja alarmowałem o wypompowywaniu wody z Doliny Górnika, jednak to co dziś zobaczyłem, mnie przeraziło.
Jak widać Żabie Doły są nieprzejezdne, a 3 dni temu jeszcze było OK. Na szczęście ogromnego dołu nie zrobiła natura, a prawdopodobnie straż. Prawdopodobnie mają powstać rury, odprowadzające nadmiar wody.
W końcu prognozy pogody zaczęły się sprawdzać, za plecami słońce, a przede mną czarne chmury. Wróciłem do domu nasypem kolejowym, po trochę większych kamykach i bardzo wysoko nad torami kolejowymi.{zalecam tędy objazd w okolicy Żabich Dołów}
Niestety 2 domy z czerwonym dachem, które zawsze oglądałem z daleka, są podtopione.
Do domu zdążyłem wrócić, w chwili, gdy rozlegały się silne grzmoty.
Ł3:60,6 km. [1476,5]
Dane wycieczki:
44.70 km (9.00 km teren), czas: 02:16 h, avg:19.72 km/h,
prędkość maks: 44.10 km/hTemperatura:19.9 HR max:183 ( 93%) HR avg:148 ( 75%) Kalorie: 2058 (kcal)
XI Bytomska Masa Krytyczna
Jeszcze po 16tej w Bytomiu była niezła burza, a po 17ej przygotowywałem rower do względnego porządku. Tak więc przyjechałem w ostatniej chwili.
Masa pierwszy raz gościła w dzielnicy Szombierki, i w czasie przejazdu na szczęście nie padało.
Sporo nowych twarzy i liczna ekipa z Gliwic.
Dawno nie byłem na rowerku, także miałem smaki na dalszą jazdę po wszystkim. Ale byłem też głodny, więc wróciłem do domu.
Ł3:15.9 [1431,8]
Temperatura:16.0 HR max:173 ( 88%) HR avg:120 ( 61%) Kalorie: 990 (kcal)
Masa pierwszy raz gościła w dzielnicy Szombierki, i w czasie przejazdu na szczęście nie padało.
Sporo nowych twarzy i liczna ekipa z Gliwic.
Dawno nie byłem na rowerku, także miałem smaki na dalszą jazdę po wszystkim. Ale byłem też głodny, więc wróciłem do domu.
Ł3:15.9 [1431,8]
Dane wycieczki:
15.90 km (0.50 km teren), czas: 01:16 h, avg:12.55 km/h,
prędkość maks: 28.90 km/hTemperatura:16.0 HR max:173 ( 88%) HR avg:120 ( 61%) Kalorie: 990 (kcal)
9 dni przed Silesia Cup MTB 2010, wizja lokalna w WPKiW.
Od soboty wieczór, nieprzerwane opady. Dziś był moment, gdy na chwilę dało spokój. Ponieważ 30go maja odbywają się, w chorzowskim Parku zawody Silesia Cup MTB 2010, postanowiłem sprawdzić, jak dziś wygląda, przypuszczalna trasa tej imprezy.
Tradycyjnie chciałem dojechać do Parku, przez Żabie Doły. Było tam ponad 20cm wody, także buty znikały w wodzie.
Zaraz dalej przy Dolinie Górnika, straż miała rozłożony namiot i wypompowywała wodę z ów Doliny. Na Kościuszki w Chorzowie, widziałem z kolei, zalane ogródki działkowe.
Po 7,5 kilometrach byłem w WPKiW, i dzięki śladowi GPS, chciałem powoli przejechać trasę wyścigu.
Park po opadach jest w nie najlepszej kondycji. Na znacznej ilości ścieżek [także na planowanej trasie imprezy], są taśmy, zabraniające poruszania się po nich.
Kawałek dalej, na znacznym obszarze [także na trasie wyścigu] rozlało się, chyba, jeziorko Wesołego Miasteczka.
Woda sięga alei Żyrafy, gdzie jest do 20cm wody.
Sprawdziłem także, jak rower radzi sobie na odcinkach nie asfaltowych. A radzi sobie słabo, przedni hamulec nie hamuje na błotnych odcinkach, napęd także nie działa idealnie, nawet opony mam raczej na asfalt.
Ponieważ z czasem zrobiło się już ciemno, było mokro, drzewa niepewne, a pod kołami można było napotkać gałęzie i konary...
dlatego na około 8ym km trasy, odpuściłem jej dalsze zwiedzanie.
Ogólnie trasa wytyczona bardzo fajnie, jest sporo czasu, by wszystko przygotować. Zobaczymy jakie będę warunki 30 maja :)
Ł1:141,6 km [1572]
Temperatura:8.9 HR max:169 ( 86%) HR avg:143 ( 73%) Kalorie: 1180 (kcal)
Tradycyjnie chciałem dojechać do Parku, przez Żabie Doły. Było tam ponad 20cm wody, także buty znikały w wodzie.
Zaraz dalej przy Dolinie Górnika, straż miała rozłożony namiot i wypompowywała wodę z ów Doliny. Na Kościuszki w Chorzowie, widziałem z kolei, zalane ogródki działkowe.
Po 7,5 kilometrach byłem w WPKiW, i dzięki śladowi GPS, chciałem powoli przejechać trasę wyścigu.
Park po opadach jest w nie najlepszej kondycji. Na znacznej ilości ścieżek [także na planowanej trasie imprezy], są taśmy, zabraniające poruszania się po nich.
Kawałek dalej, na znacznym obszarze [także na trasie wyścigu] rozlało się, chyba, jeziorko Wesołego Miasteczka.
Woda sięga alei Żyrafy, gdzie jest do 20cm wody.
Sprawdziłem także, jak rower radzi sobie na odcinkach nie asfaltowych. A radzi sobie słabo, przedni hamulec nie hamuje na błotnych odcinkach, napęd także nie działa idealnie, nawet opony mam raczej na asfalt.
Ponieważ z czasem zrobiło się już ciemno, było mokro, drzewa niepewne, a pod kołami można było napotkać gałęzie i konary...
dlatego na około 8ym km trasy, odpuściłem jej dalsze zwiedzanie.
Ogólnie trasa wytyczona bardzo fajnie, jest sporo czasu, by wszystko przygotować. Zobaczymy jakie będę warunki 30 maja :)
Ł1:141,6 km [1572]
Dane wycieczki:
26.00 km (7.00 km teren), czas: 01:22 h, avg:19.02 km/h,
prędkość maks: 45.00 km/hTemperatura:8.9 HR max:169 ( 86%) HR avg:143 ( 73%) Kalorie: 1180 (kcal)
Cisza przed burzą. Leśno asfaltowa pętla, przez DP61.
Temp start 12, powrót 10 stopni.
Wbrew wcześniejszym prognozom, sobota wyszła w miarę pogodnie. Niby nie zimno, bo kilkanaście stopni, ale nie chciało mi się. Od rana skutecznie zniechęcał zimny wiatr, zresztą nie miałem pomysłu gdzie miałbym jechać. Potem, Formuła 1, którą nie zawsze oglądam; jednak dziś były kwalifikacje w Monte Carlo, gdzie zawsze jest ciekawie.
Ostatecznie przed wieczorem patrzę na numeryczną i postanawiać wykorzystać ostatni moment na jazdę.
Dla niewtajemniczonych, porwisty wiatr i olbrzymie opady, co najmniej przez kilka dni.
Jadę najpierw przez WPKiW, gdzie dziś odbywała się 120 wiosenna wystawa kwiatów i ogrodów. Potem chodnikiem wzdłuż ul. Bocheńskiego i w las za A4ką.
Okoliczny las poznałem zwiedzając zielony szlak pieszy, jednak dopiero dziś, poznaję całą drogę pożarową nr 61. Trochę wymagające ścieżki [często kamieniste i pagórkowate], ale dające wiele frajdy. Następnie z ul. Gościnnej, w drogę wzdłuż torów kolejowych. Fajnie się jechało [dobre tereny do jazdy], jednak przeraża ilość śmieci, wersalek itp jakie ludzie w okolicy powyrzucali.
Następnie mostkiem, przez Kłodnicę i ścieżkę przyrodniczą. Z kolei na ul. Panewnickiej wypatrzyłem, na oko 20 zakonnic.
Kieruję się (obok Kliniki) na kolejny fragment leśny [okolicę poznałem zwiedzając rowerem niemal wszystkie szlaki piesze, rok temu; od tamtej pory mam wrażenie, że znacznie poprawiono oznakowanie szlaków rowerowych]. Jadę czarnym rowerowym, a potem nad Lotnisko Muchowiec. Jechało tam 2ch rowerzystów, jeden na kolarce, drugi rowerem górskim, bardzo miło, nieformalnie, się z nimi pościgałem, aż pod stawy. Potem nad najmniejszym stawem "Trzech Stawów", gdzie było błotko, a ze stawu uszła woda :)
Powrót przez Centrum Katowic i obok Silesia City Center.
Da się odczuć wzmagający się wiatr. Robię jeszcze 2 pętle w WPKiW i powrót do domu, przed 21wszą.
Ł1:115,6 km. [1546]
Temperatura:11.0 HR max:175 ( 89%) HR avg:146 ( 74%) Kalorie: 2959 (kcal)
Wbrew wcześniejszym prognozom, sobota wyszła w miarę pogodnie. Niby nie zimno, bo kilkanaście stopni, ale nie chciało mi się. Od rana skutecznie zniechęcał zimny wiatr, zresztą nie miałem pomysłu gdzie miałbym jechać. Potem, Formuła 1, którą nie zawsze oglądam; jednak dziś były kwalifikacje w Monte Carlo, gdzie zawsze jest ciekawie.
Ostatecznie przed wieczorem patrzę na numeryczną i postanawiać wykorzystać ostatni moment na jazdę.
Dla niewtajemniczonych, porwisty wiatr i olbrzymie opady, co najmniej przez kilka dni.
Jadę najpierw przez WPKiW, gdzie dziś odbywała się 120 wiosenna wystawa kwiatów i ogrodów. Potem chodnikiem wzdłuż ul. Bocheńskiego i w las za A4ką.
Okoliczny las poznałem zwiedzając zielony szlak pieszy, jednak dopiero dziś, poznaję całą drogę pożarową nr 61. Trochę wymagające ścieżki [często kamieniste i pagórkowate], ale dające wiele frajdy. Następnie z ul. Gościnnej, w drogę wzdłuż torów kolejowych. Fajnie się jechało [dobre tereny do jazdy], jednak przeraża ilość śmieci, wersalek itp jakie ludzie w okolicy powyrzucali.
Następnie mostkiem, przez Kłodnicę i ścieżkę przyrodniczą. Z kolei na ul. Panewnickiej wypatrzyłem, na oko 20 zakonnic.
Kieruję się (obok Kliniki) na kolejny fragment leśny [okolicę poznałem zwiedzając rowerem niemal wszystkie szlaki piesze, rok temu; od tamtej pory mam wrażenie, że znacznie poprawiono oznakowanie szlaków rowerowych]. Jadę czarnym rowerowym, a potem nad Lotnisko Muchowiec. Jechało tam 2ch rowerzystów, jeden na kolarce, drugi rowerem górskim, bardzo miło, nieformalnie, się z nimi pościgałem, aż pod stawy. Potem nad najmniejszym stawem "Trzech Stawów", gdzie było błotko, a ze stawu uszła woda :)
Powrót przez Centrum Katowic i obok Silesia City Center.
Da się odczuć wzmagający się wiatr. Robię jeszcze 2 pętle w WPKiW i powrót do domu, przed 21wszą.
Ł1:115,6 km. [1546]
Dane wycieczki:
65.50 km (16.00 km teren), czas: 03:05 h, avg:21.24 km/h,
prędkość maks: 45.30 km/hTemperatura:11.0 HR max:175 ( 89%) HR avg:146 ( 74%) Kalorie: 2959 (kcal)
Nocna przygoda 2
Piątek, 14 maja 2010 | dodano: 14.05.2010Kategoria Ślad GPS
Temp start 11, powrót 10 stopni.
By odczarować choć trochę pogodę, postanawiam około godziny 00:00 w Piątek, kolejny raz wyruszyć na nocną jazdę. Mam zamiar zrobić 50km i zakładam, że do 2:30 (razem z postojami) będę w domu [w końcu o 6ej trzeba wstać, by rozpocząć nowy dzień].
Patrzę szybko na numeryczną, powinienem zdążyć przed opadami.
Jadę na Miechowice. Dalsza droga przecina ciemne lasy, co jest dla mnie ciągle nowym doznaniem.
Słyszę po bokach łamiące się gałęzie. Ludzka psychika jest niesamowita w takich momentach. Szmery, zwidy, omamy; czy coś chce mnie zaatakować, czy raczej przede mną ucieka? :)
Stosunkowo szybko jestem na Helence. Później Stolarzowice i dodatkowe atrakcje, brud i wykopy na drodze, w związku z budową autostrady. I kolejny fragment przez las na Stroszek. Robię w połowie fotkę.
Teraz na [także ciemną] ul. Knosały, kierunek Radzionków.
O godz. 1:15 czekam, aż przejedzie pociąg.
I na Kozłową Górę. Na 31km zaczyna lekko kropić, ale nie pada.
Na ul. Strzelców Bytomskich typowy rozpraszacz uwagi, działa nawet nocą.
Motyw przemijania: sporo kapliczek, krzyży, zniczy, rozświetlony cmentarz na trasie.
Zwierzaki: na Radzionkowie ledwo ominąłem jeża, na Kozłowej Górze, uciekało coś z długim ogonem, może mały lis? W Piekarach, coś nie małego, nawet wskoczyło do stawu.
"Aktualny czas" to godzina, "czas" to czas jazdy.
Ł1:50,1 km. [1480,5]
Temperatura:10.5 HR max:168 ( 86%) HR avg:139 ( 71%) Kalorie: 2133 (kcal)
By odczarować choć trochę pogodę, postanawiam około godziny 00:00 w Piątek, kolejny raz wyruszyć na nocną jazdę. Mam zamiar zrobić 50km i zakładam, że do 2:30 (razem z postojami) będę w domu [w końcu o 6ej trzeba wstać, by rozpocząć nowy dzień].
Patrzę szybko na numeryczną, powinienem zdążyć przed opadami.
Jadę na Miechowice. Dalsza droga przecina ciemne lasy, co jest dla mnie ciągle nowym doznaniem.
Słyszę po bokach łamiące się gałęzie. Ludzka psychika jest niesamowita w takich momentach. Szmery, zwidy, omamy; czy coś chce mnie zaatakować, czy raczej przede mną ucieka? :)
Stosunkowo szybko jestem na Helence. Później Stolarzowice i dodatkowe atrakcje, brud i wykopy na drodze, w związku z budową autostrady. I kolejny fragment przez las na Stroszek. Robię w połowie fotkę.
Teraz na [także ciemną] ul. Knosały, kierunek Radzionków.
O godz. 1:15 czekam, aż przejedzie pociąg.
I na Kozłową Górę. Na 31km zaczyna lekko kropić, ale nie pada.
Na ul. Strzelców Bytomskich typowy rozpraszacz uwagi, działa nawet nocą.
Motyw przemijania: sporo kapliczek, krzyży, zniczy, rozświetlony cmentarz na trasie.
Zwierzaki: na Radzionkowie ledwo ominąłem jeża, na Kozłowej Górze, uciekało coś z długim ogonem, może mały lis? W Piekarach, coś nie małego, nawet wskoczyło do stawu.
Prawie pod domem, na zakończenie nocnej jazdy© fredziomf
"Aktualny czas" to godzina, "czas" to czas jazdy.
Ł1:50,1 km. [1480,5]
Dane wycieczki:
50.10 km (0.50 km teren), czas: 02:14 h, avg:22.43 km/h,
prędkość maks: 41.30 km/hTemperatura:10.5 HR max:168 ( 86%) HR avg:139 ( 71%) Kalorie: 2133 (kcal)